Rozdział 9

476 21 0
                                    

- Nie.
- Oj no błagam cię, nie bądź dla mnie wredna.
- Możesz pomóc w Archiwum, bo...
- To już wolę zwolnienie.
Był piątek wieczór, gdy odbierałam Julię ze szpitala. Lekarz nie widział problemu z pracą Julii, jeśli ograniczała się tylko do siedzenia za biurkiem. Nie mogła jeszcze uprawiać sportu i przede wszystkim nie mogła biegać. Czyli jednym słowy, musiała bardzo uważać.
- Wrócisz w poniedziałek. A ja dla ciebie coś wymyślę.
- No. W końcu gadasz jak normalny szef.
- Yhm... Chociaż widzę, że cię boli.
- Nic mnie nie boli. - Uśmiechnęła się do mnie - Poleż sobie na tym łóżku trochę i sama będziesz mieć ruchy jak Terminator.
- No. już dobrze, dobrze.
Wzięłam jej spakowaną torbę i wyszłam z sali. Ona za mną z wypisem w ręku.
- No w końcu... - Julia będąc już na dworzu, wciągnęła powoli zimne powietrze i szeroko się uśmiechnęła - Mam ochotę na frytki.
- Nie możesz.
- Co?
- Masz dietę, której musisz się trzymać. - Z koperty, w której miała wypis, wyciągnęła kartkę z dietą. Chwilę ją poczytała i pokręciła głową - To im powiem, żeby mi je na wodzie usmażyli. No bez przesady! Podobno to takie groźne nie było!
- Julia. Postrzał, to postrzał.
- Pfff... Ale brokułów na pewno nie tknę.
- Nie narzekaj. - Obie wsiadłyśmy do auta. Ruszyłam, ale nie do niej. Do mnie.
- Eee... Porywasz mnie? - Po kilku minutach jazdy Julia w końcu ogarnęła gdzie jedziemy. - No, mi tylko nie mów, że będziesz mnie pilnować przez cały czas, bym sobie kuku w te kuku nie zrobiła.
- Nie. Ja nie.
- No, to dobrze.
- Ale moja mama już tak.
- Co?
- My cię już bardzo dobrze znamy. Zaraz się wyśpisz, wykąpiesz i pójdziesz sobie ćwiczyć. Bo uznasz, że skoro dobrze się czujesz, to możesz.
- No a jak zamknę moją małą siłownię i oddam ci klucze?
- Julia, proszę cię.  Zostaniesz u nas na kilka dni. Jeśli chcesz wrócić do pracy, to musisz. Innej opcji nie ma.
- Wiesz co? Wiesz... Pfff... Zołza z ciebie.
- I to jaka. - Uśmiechnęłam się szeroko ciesząc się, że udało mi się  ją przekonać.
(...)
Powrót do pracy Julii udało mi się utrzymać w sekrecie, przez co w poniedziałek przywitali ją niczym brytyjską Królową. Zjawił się nawet i Staszek.
- Cześć, Słoneczka! - Uściskał mnie mocno, a później Julię. - Jak się czujesz?
- Jakbym tego pytania nie słyszała co pół godziny, to by było lepiej.
- To ja będę cię o to pytał co kwadrans. - Uśmiechnęłam się mimowolnie. - Możemy porozmawiać? Mam coś do ogłoszenia.
- To chodźmy może do mnie, bo...
Urwałam, gdy usłyszałam zdaleka zdenerwowany głos mamy Janka.
- Nie matkuj mnie tutej! Gdzie ona jest!
Widząc jak zmierza w moim kierunku, będąc nieudolnie  zatrzymywana przez swojego syna, zaczęłam szybko się zastanawiać, co ja takiego zrobiłam, że ona chce ze mną porozmawiać. A w dobrym nastroju na pewno nie była.
- Przepraszam panią. - Staszek zagrodził jej drogę. - Może ja będę mógł pani pomóc?
- Nie wiem. W sensie... Ja...
- Niech mi pani wybaczy, moje maniery. - Wyciągnął dłoń w jej kierunku. - Staszek jestem.
- Klara. - Jej policzki stały się mocno czerwone, gdy nasz Staszek, Dżentelmen z drugiego imienia, pocałował wierzch jej dłoni. - Jestem.
- Może dam radę pomóc z pani problemem przy kawie?
I sobie po prostu odeszli, nie zwracając na nas uwagi. Spojrzałam najpierw na rozbawioną przyjaciółkę, a później na zawstydzonego Janka. Mruknął jakieś przeprosiny i zostawił nas same.
- Wiesz co? - Julia zaśmiała się cicho. - Chyba ten rejs dla singli dla niego, już go nie zadowoli.
(...)
- Hej. - Przyszła do mnie Julia. - Zbieramy się?
- Tak, tak.
- Co się stało?
- Nic.
- Mam zacząc cię nazywać Pinokio?
- Zjazd klasowy się zbliża.
- Podstawówka? - Spojrzałam na nią i tylko westchnęłam. - Idziesz?
- Żeby znowu być ich popychadłem? Nie, dziękuję.
- Ale... Dlaczego masz być? Wiesz, że to było dawno...?
- Ale dla niektórych nadal jestem bachorem z domu dziecka.
- Bo nie wiedzą, z kim mają do czynienia. - Spojrzałam na nią. Podeszła do mnie, usiadła na moim biurku i złapała mnie za dłoń. - Byłaś tam, owszem. Pajace ci dokuczali, owszem. Ale później adoptowała cię zajebista rodzina. Wyrosłaś na cudowną, piękną, mądrą kobietę. W dodatku jesteś naczelnikiem wydziału kryminalnego, do cholery. Masz pod sobą świetny zespół, a tobie nikt nie podskoczy. Więc takie wycieruchy z supermarketów czy inne nauczyciele nie mają przy tobie szans.
- Mama ci już o tym mówiła, prawda? - Milczała. - I ich wszystkich sprawdziłaś, prawda?
- Tylko tych, których ona pamiętała. - Uśmiechnęła się szeroko. - Zjemy frytki po drodze? Już mi się dieta skończyła, prawda? Prawda.
- Jesteś niemożliwa. No, dobra. Ale ty prowadzisz.
- Nie prowadziłam od tygodnia, myślisz, że jeszcze pamiętam jak to się robi?
- No, zaryzykuję.
(...)
Odwiozłam rano Julię do lekarza, a ja sama pojechałam do pracy. Gdy weszłam do swojego gabinetu, stanęłam w bezruchu, tracąc na chwilę orientację. Moje całe biuro było całe udekorowane koszami pełnymi różowych róż.

Łucja Wilk - another story TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz