Rozdział 5

532 29 0
                                    

- Łucja... - Julia w drodze do domu Staszka, przez cały czas na mnie zerkała. Czułam to. Jej wzrok aż piekł - Od wczoraj jesteś jakaś dziwna. Wszystko w porządku?
- Słyszałam twoją rozmowę z Ewą.
- No... - Popatrzyłam na nią - Mówiłaś.
- Całą. Znam prawdę.
- Aha... Chciałam ci o tym powiedzieć. Próbowałam, ale... Było jak było.
- Tha... Julia, ja ciebie strasznie...
- Nie musisz przepraszać.  - Szybko mi przerwała - Uznajmy, że to się nie zdarzyło. Wyjechałam, bo... Bo chciałam zrobić karierę za Oceanem. I naprawmy po prostu naszą przyjaźń, hmm?  Chyba, że stałaś się aż tak okropna, że z tobą nie wytrzymam... Pani Naczelnik.
- Oż ty - Zaśmiałam się cicho. Julia zatrzymała auto i wysiadła pierwsza.
- I w dodatku przestaniesz w końcu na mnie warczeć bez powodu, Wilczku.
- Chyba, że znowu akta sprawy na M wsadzisz do tych na W. - Podeszłam do niej powoli. Uśmiechała się przez cały czas.
- Oj no... Trzymałam to do góry nogami i nie zwróciłam na to uwagi. Oj czepiasz się, naprawdę.
Chciałam jej odpowiedzieć lecz nie zdążyłam. Przyszedł Krystian, który dojechał tu wcześniej.
- I jak?
- On chce rozmawiać tylko z wami. Janek zabiezpiecza ślady opon, ale wątpi czy cokolwiek z tego będzie. A Stefan właśnie przesłuchuje sąsiadów. Pomogę mu.
- Yhm. A co z kamerami?
- Od rana nie działają. W centrali mu powiedzieli, że to sprawa techniczna. Technik ma się zjawić jutro.
- Uwielbiam takie zbiegi okoliczności.
Z Julią weszłyśmy do domu Staszka. Siedział zdenerwowany przy stole w kuchni z zakrwawionym nosem.
- Wiecie coś? No, tak, nie. - Na nasz widok od razu się podniósł.
- Dobra, dobra. Siadaj i opowiadaj jak to było. - Julia złapała go za ramiona i posadziła.
- No, jak... Wychodziliśmy z domu. Ja miałem wrócić na komendę, Wandzia miała jechać na zakupy. I nagle podjechał typek rdzewiejącym autem, uderzył mnie , wciągnął Wandzie do auta i odjechali. Nie widziałem tablicy... A gościu miał kominiarkę. W dodatku jeszcze Wandzia tak się bała, że nawet nie krzyczała.
Podczas jego opowieści próbowałam mu oczyścić nos. Po ostatnim zdaniu obie z Julią na siebie popatrzyłyśmy.
- No, ok. A powiesz nam jeszcze czy...
- Nie. Nikt nam nie groził. Chyba, że operator naszych komórek. Umowa się nam kończy i nie chcemy  przedłużać. A oni... - Spojrzał na nas i westchnął. - No, Wandzia i kłopoty? To to samo co wy i narkotyki.
- No, dobra, nie denerwuj się. - Julia zawołała Krzyśka - Nasz miły kolega zawiezie cię do szpitala. Ten nos musi zobaczyć lekarz.
- Nie. Muszę ją znaleźć - Staszek zerwał się z krzesła przewracając je na podłogę.
- Znajdziemy ją. - Pocałowałam go w policzek - Będziemy w kontakcie. A ty jazda do lekarza.
(...)
- Poczekaj... - Na komórkę dostałam zdjęcie od Krystiana tego auta, o którym mówił Staszek. Z numerami rejestracyjnymi. - Popatrz.
Julia popatrzyła na telefon i cicho mruknęła.
- Hmm... Ciekawe.
- Słuchajcie, te auto jechało w stronę tego nowego osiedla. Sąsiadka dwa domy dalej go mijała. Auto jest dość charakterystyczne. Czerwone, troszkę zardzewiałe. 
Julia uśmiechnęła się do Krystiana i bez słowa ruszyła do auta.
- A jej co?
- Sama bym chciała wiedzieć. Widzimy się na komendzie. - Ledwo co wsiadłam do samochodu, Julia ruszyła.
- Nie krzyczała...
- Ludzie różnie reagują na stres.
- Tak. Tylko, że kiedy facet wali twojego męża po ryju, odruchowo walisz go nawet i torebką. Zwłaszcza, że facet jest gliną i to nie byle jakim. Ok, rozumiem, że się bała. Ale... Nie krzyczała? Staszek nie mówił, że jej torbę ma głowę zarzucił, nie odurzył jej. No, tu mi coś nie pasi.
- To myślisz, żeby Wandzia zaplanowała swoje porawanie? Pieniędzy na waciki chce wyłudzić? Ma długi? Sprawdza, czy Staszek będzie ją szukał?
- Nie wiem. Ale się tego dowiemy.
Uśmiechnęła się do mnie.
(...)
Wjechałyśmy w osiedle o którym wspominał Krystian. Nowe bloki, lśniące auta i pełno drzew. Nic ciekawego, ale przejeżdżając obok osiedlowego sklepiku, zauważyłam to auto.
- Ej, stój.
Julia posłusznie się zatrzymała i uważnie przyjrzała się małemu, czerwonemu Golfowi III.
- Skoro tablice się zgadzają, to czas się rozejrzeć.
Julia zaparkowała obok i obie podeszłyśmy do wozu.
- Ugh... I takie coś jest dopuszczone do ruchu drogowego? Na poważnie?
Patrząc na te niemieckie auto nie byłam pewna, gdzie się zaczyna lakier, a gdzie już rdza.
- No, boje się tego dotknąć. To przecież się rozwali, jak... - Kopnęła lekko tylne koło. Efekt? Drzwi pasażera wypadły i z hukiem padły na asfalt. - No... Ale chociaż jest otwarte.
Julia rozbawiona zajrzała do środka.
- Masz coś?
- Poza grzybem i stęchlizną? - Spojrzała na mnie - Apaszkę Wandzi. Przysłałam jej to na ostatnie urodziny.
(...)
Po 10 minutach przy aucie pracował już Janek, a Julia z Krystianem sprawdzali pobliskie monitoringi.
- Facet przyjechał tu jakąś godzinę przed nami. Sam. - Podeszła do mnie Julia.
- Ale tu mieszka. - Zjawił się również Krystian. - Obok pani z warzywniaka.
- To chyba on.  - Wszyscy popatrzyliśmy na mężczyznę wskazanego przez Julię, który na nasz widok zaczął zwalniać.
- Tak...
Gdy tylko Krystian ruszył w jego stronę,  facet rzucił się do ucieczki. Krystian z Julią pobiegli za nim. Zdążyłam jeszcze usłyszeć klnięcie Krystiana, bo Julia była od niego szybsza.
Czekałam razem z Jankiem na nich dobre dziesięć minut.  W między czasie zadzwoniła do mnie Lena z informacją o właścicielu auta.
- Wiem, dobra robota. Dzięki. - Rozłączyłam się i zobaczyłam Krystiana prowadzącego właściciela tego czegoś na czterech kółkach i zadowoloną z czegoś Julię. Kiedy podeszli bliżej juz wiedziałam, dlaczego.
- A co mu się w nos stało? - Spytałam niepewnie, patrząc na jego zakrwawiony nos.
- A wpadł na śmietnik. Następnym razem będzie wiedział, że należy patrzeć pod nogi.
- Aha... - Wolałam nie dopytywać. Nie chciałam w razie wypadku jej karać.
(...)
Podejrzanego zawieźli do szpitala. Musiał zostać tam na noc. Było podejrzenie wstrząsnięcia mózgu.
- Coś ty mu zrobiła?
Na razie nie mieliśmy niczego. Facet w szpitalu, nie mogliśmy go przesłuchać. Przeszukanie domu Staszka też nic nie wniosło. Trzeba było czekać. Dlatego z Julią postanowiłyśmy do niego pojechać i  zobaczyć jak się trzyma.
- No, mówiłam ci, że wpadł na śmietnik. Nie drąż. Po co?
Staszek pracował. Zawsze pracował, kiedy miał jakiś problem. Na nic były nasze błagania, żeby wrócił do domu, żeby coś zjadł. Odmówił nawet, kiedy Julia zaproponowała mu nocleg.
Nie chciałyśmy mu przeszkadzać, więc od niego pojechałyśmy do McDonalda.
- Skoro nie zadzwonili jeszcze po okup, to co to może być? Zemsta? - Siedząc przy frytkach jeszcze raz na spokojnie wszystko analizowałyśmy.
- Nie... Ci, których Staszek zatrzymał jeszcze siedzą. No, jest kilka niegroźnych zbirów na wolności, których zatrzymał... Ale żadnego z nich nie ma nawet w Warszawie. I Warszawy od czasu wyjścia nie widzieli. Więc oni odpadają.
- To jak myślisz. Co to może być? - Spojrzałam w jej oczy. Martwiła się o Wandzie, jak ja. Wzruszyła bez słowa ramieniem, a kolację skończyłyśmy w milczeniu.
(...)
Następnego dnia zatrzymanego przywieźli na komendę. Razem z Julią patrzyłyśmy na tą komedię zwaną, przesłuchaniem Krystiana.
- GADAJ! - Krystian stracił już cierpliwość. Julia tym bardziej. Wyszła ode mnie i natychmiast wparowała do pokoju przesłuchań.
- Wyjdź, ja dokończę.
- Co? On nie chce mówić.
- Dlatego... Wyjdź.
Przyszedł prosto do mnie.
- Ja wiem, że to twoja była partnerka, ale chyba jej na to nie pozwolisz?!
- Udam, że po prostu nie widziałam tej komedii, dobrze?
Julia w pokoju obok rzuciła na stół notatnik i długopis.
- Imię, nazwisko, numer buta.  Wszystko co wiesz o człowieku,  który zlecił ci porawnie Wandy Zalewskiej. Twoja żona była bardzo zaskoczona, kiedy ją odwiedziliśmy.
- Nie macie prawa! - Zerwał się z krzesła, ale Julia była od niego znacznie wyższa i tylko patrzyła na niego z góry.Mężczyzna usiadł powoli, musiał się jej przestraszyć.
- I opowiesz mi jak to wczoraj z tym porwaniem wyglądało.
- Nie.
Julia powoli usiadła naprzeciw niego. Założyła nogę na nogę, skrzyżowała ręce na piersiach i w milczeniu patrzyła prostu na niego.
(...)
Minęło dziesięć minut. Facet zaczął być nerwowy, pocił się. Krystian też powoli wychodził z siebie.
- Łucja i na to akurat pozwalasz?
- Yhm... I tak długo wytrzymał.
- No dobra! Mam chorą córkę, potrzebowałem pieniędzy. - Facet zaczął od razu szybko mówić. - Zamiatałem tydzień temu chodnik przed blokiem. Podjechał do mnie jakiś facet. W nowym mercedesie, był z jakąś kobietą. Powiedział, że jeśli zagram z tą kobietą scenkę porwania przed jego mężem, to mi da dwa tysiące. Potrzebowałem tego! Zgodziłem się, no a wczoraj ... Spanikowałem! Nie wiedziałem, że on jest policjantem! Uderzyłem go, ale pojechałem z tą kobietą, dostałem pieniądze i tyle. Nie wiem jak się nazywa, rejestracji też nie znam.
- Mówisz o niej? - Julia pokazała mu zdjęcie Wandzi. Mężczyzna od razu ją rozpoznał.
(...)
- Nie mów, że Wandzia w taki sposób chciała odejść od Staszka.
Czekając na portret pamięciowy mężczyzny, siedziałyśmy w moim biurze. Julia westchnęła ciężko.
- Oby nie. Bo to by znaczyło, że miałam rację. A chociaż raz bym jej mieć nie chciała. Ale z drugiej strony... Lepsze to, niż... Sama wiesz.
Od razu pomyślałam o Szymku. Również westchnęłam.
- Jest portret pamięciowy, Lena go sprawdza.
Krzysiek podał nam rysunek. Nikogo mam nie przypominał.
Po długiej konsultacji z Alicją spytałyśmy się Staszka. On również go nie znał.
Musiałyśmy znowu czekać, a to było najgorsze.
- Mam go! - Lena zawołała nas, kiedy wróciłyśmy z obiadu. - Facet nazywa się Władysław Pasikonik. Ma sieć sklepów z męską bielizną. Karany sześć lat temu za obrazę funkcjonariusza. Tu jest adres.
(...)
Pojechałyśmy pod dom Pasikonika. Pod garażem stało auto. Dokładnie takie, jakie opisał 'porywacz'.
- Dzwonisz?
- E tam... - Julia oparła się łokciem o klamkę i otworzyła drzwi. Uśmiechnęła się do mnie - Przecież są otwarte.
Weszłyśmy do środka. Po cichu weszłyśmy do salonu. Na kanapie Wandzia calowała się w najlepsze z Pasikonikiem i w dodatku nas nie usłyszała. Nawet, kiedy Julia wrzasnęła by się uspokoili. Z transu wyrwał ich dźwięk jego dzwoniącej komórki.
- Oh, Julia. Łucja. A co wy tutaj robicie ?
- Szukamy duchów. Te Konik, schowaj tego złoma do kieszeni, jedziesz z nami. Pani Zalewska również jest proszona.
- Ja? Julia, no... My nic nie zrobiliśmy.  Kochamy się, chcemy być razem.
- I wymyśliłaś porwanie? - Patrzyłam na kobietę, którą przez tyle lat niezwykle szanowałam i uwielbiałam. I ten szacunek i uwielbienie straciłam dosłownie w sekundę.
- No ale to karalne nie jest. - Pan Władysław podniósł się z kanapy. Julia cicho warknęła.
- Widać, że ta bielizna wyprała ci mózg. Jedziemy, do cholery.
(...)
Byłyśmy w szoku. Nadal tego nie rozumiałyśmy, nadal to do nas nie dotarło.
- To jest sprawa między nimi.
- Ja nie rozumiem jak można chcieć tego sflaczałego, spasionego Konia od Staszka.
- Miłość nie wybiera. - Zerknęłam na Julię. Od śmierci jej rodziców miała tylko Staszka i Wandzie. Rozumiałam jej żal. Podeszłam do niej i bez słowa ją przytuliłam.
- Dziewczyny, oj.. - Staszek wpadł do mojego gabinetu tak nagle i niespodziewanie, że przez moment nie wiedziałam o co chodzi. Odsunęłam się od Julii. - Pogodzone? To świetnie. Opowiecie mi jak to się stało, a ja wam stawiam piwo, burgera i ogromne frytki!
I wyszedł. Popatrzyłyśmy się na siebie. Zapowiadała się ciężka noc.

Łucja Wilk - another story TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz