Rozdział 3 część 2

672 33 0
                                    

Dojechałam na miejsce dziesięć minut przed czasem. Chwilę posiedziałam w aucie, rozglądając się dookoła. Było pusto. Co on knuł?
Wysiadłam z auta i weszłam do jednego z opustoszałych magazynów. Rozejrzałam się. Posute wózki sklepowe, zgniecione puszki, rozbite butelki, gruzy i kurz. Nic wiecej. Ruszyłam w głąb opuszczonego budynku i w pewnym momencie usłyszałam jak ktoś porusza się całkiem niedaleko mnie. Przystanęłam prosto pod dużą dziurą w dachu. Padało prosto na mnie.
- Jednak jesteś - Jego wysoki, dudniący przez echo głos, spowodował, że mnie na moment zmroziło.
- Czego chcesz?
- No jak to czego? Sprawiedliwości - Wyłonił się z cienia. Przez osiem lat, co go nie widziałam schudł, urosła mu broda... Jednak te oczy. Te zimne, zielone oczy nadal były tak samo przerażające jak wtedy.
- Uciekłeś z konwoju, Aktor ci pomagał. Czy się mylę?
Musiałam go zagadać, aby zyskać na czasie. Po co ja się tu pchałam? Jeśli on nic mi nie zrobi, to Staszek z Julią mnie zabiją.
- Tak... Okazał się pomocny.
- I po co ci to było? Uciekłeś, zabiłeś dwóch niewinnych ludzi i... I po co? Nudziło ci się?
- Oj, Pani Naczelnik... Moim głównym celem jesteś ty. To wszystko przez ciebie.  Wpychałaś nos w nie swoje sprawy. Straciłem firmę, dobre imię, kobietę...
- Serio? Trzeba było robić wszystko zgodnie z prawem - Zaśmiałam się odruchowo, bo mnie rozbawił.
- Humor dopisuje? Tak przed śmiercią? Oj, twojemu synowi tak do śmiechu nie było.
Uśmiech zastygł mi na twarzy. Jednak zaczął ten temat.
- Zamknij się.
- No pani aspirant... A nie czekaj. Chyba awansowałaś, prawda? Wiesz jak w więzieniach traktują dzieciobójców. Tu byłem Królem i Królem zamierzam być. Ale na wolności. A jak się ciebie pozbędę, to nic mi nie będzie stało na przeskodzie.
Zaczął chodzić od ściany do ściany. A ja? Powinnam wyciągnąć broń, strzelić, rzucić w niego kamieniem, zrobić cokolwiek. Mnie jednak sparaliżowało. Nie ze strachu. Ze złości.
- Ta piękność z którą dzisiaj jeździłaś... Jak myślisz, co by wolała dostać? Twoje ucho? Włosy? Czy może chcesz iść w ślady swojego syna i wysłać jej twoją rękę?
- Stul pysk.
- Oj, oj. Piesek się zdenerwował? Nie martw się. Po tobie też pozostawie sobie jakąś pamiątkę.
Wyciągnął z kieszeni dyktafon i go włączył. Usłyszałam głośno i wyraźnie przeraźliwy płacz mojego syna, jakby stał tu obok. Zaczęły mi łzy lecieć po policzkach. Wciągnęłam broń i wycelowałam  w niego. Zaśmiał się wyłączając  to.
- Myślałem, że zatrzymasz sobie jego rączkę. Jako pamiątkę po wspaniałym synku. Zaskoczyłaś mnie. - Spojrzał na mnie. Zaczął podchodzić bliżej -  Waleczna jesteś. Jak twój syn. Gryzł i kopał. Do dzisiaj mam ślad na ręku.
Stanął kilka metrów ode mnie. Nie potrafiłam się uspokoić. Każda wzmianka o moim synu, działała na mnie jak płachta na byka.
- Radzę ci się w końcu zamknąć - Wypowiedziałam przez łzy, celując mu prosto w głowę.
-  Nic mi nie zrobisz. Jesteś w nicości. Nawet, jeśli przyjdą ci na ratunek, to będzie za późno. Nikt cię nie uratuje. Nikt. Tak jak ty nie potrafiłaś uratować swojego syna.
Wystrzeliłam w powietrze, przez co bardziej go rozbawiłam.
- Oj, oj. No i po co to wszystko? Doskonale wiemy, że nie strzelisz. Jesteś słaba. Nie będziesz walczyć. Poddasz się. Może powalczysz dłużej niż twój syn. A właśnie. Jakie narzędzie wolisz? Piła? Siekiera? Oczywiście wszystko sterylnie wyczyszczone, żebyś jakiegoś syfu nie dostała. Młody nie chciał powiedzieć. Wybrałem siekierę.
Przejrzał mnie na wylot. Nie moglam już dłużej znieść jego opowieści. Z drugiej jednak strony nie mogłam się ruszyć. Płacz mnie całkowicie sparaliżował. W dodatku cała już zmokłam. Było mi piekielnie zimno.
- Łucja?! - Nie wiedziałam czy mi się przesłyszało. Nie zwracałam na to jednak uwagi. Strzeliłam. Niestety spudłowałam i wystrzeliłam w ścianę. Nie zaśmiał się jednak. Patrzył w dal, tuż nad moim ramieniem.
Olgierd z Krystianem nas otoczyli, celowali z broni do uciekiniera. Obok mnie stanęła Julia.
- Łucja, proszę cię, opuść to.
- Nie. On musi za to zapłacić.
- Wiem. Ale nie tak. On nie jest wart tego, byś to wszystko straciła. Łucja, Słońce, proszę... Proszę...
Opuściłam trochę ręce i wtedy Julia zabrała mi z dłoni broń i mocno mnie do siebie przytuliła. Zlapałam się jej kurczowo i bezsilnie rozplakałam, twarz chowając w jej ramieniu.
Usłyszałam tylko dźwięk zapinanych kajdanek i jakby z oddali głos Julii :
- Wracajcie na komende. Powiadomcie Staszka. Przekażcie mu, że ja się nią zajmę i później zadzwonię.
Zostałyśmy same. I dobrze. Nie chciałam widzieć miny chłopaków.
- Chodź, zabiorę cię do domu, dobrze?
(...)
Naprawdę nie wiem się znalazłam w domu. Nadal oszołomiona tym wszystkim, zmęczona płaczem i cała przemoczona, przebrałam się w piżamy i położyłam do łóżka. Julia krążyła co jakiś czas między moją sypialnią a kuchnią. Nie pytała o nic, jakby wiedziała, że nie chcę o niczym rozmawiać.
Zasnęłam. Dopiero nad ranem.
(...)
Spałam dwie godziny. Podniosłam się z ogromnym bólem głowy. Julii nie było. Znalazłam nastomiast gotowe naleśniki na stole w kuchni i kartkę od niej, bym dała jej znać jak wstanę.
Zażyłam dwie tabletki od bólu głowy, wzięłam prysznic i ogarnęłam się jakoś, ale nadal wyglądałam jak zombie.
Nie padało już, było tylko piekielnie zimno. Nie przeszkodziło mi to. Poszłam na cmentarz. Później znanymi mi alejkami doszłam na grób swojego synka. Zapaliłam mu znicz, zgarnęłam liście z grobu i usiadłam na ławce podkulając nogi pod siebie.
(...)
Nie dbałam o to ile tam siedzę, że było mi zimno. Siedziałam tylko na mokrej ławce jak skała i patrzyłam na zdjęcie mojego małego szczęścia.
- Hej. - Starłam odruchowo łzy z policzków i spojrzałam na Julię. Postawiła zapalony znicz obok mojego i usiadła obok mnie.
- Jak mnie tu znalazłaś?
- Ze Staszkiem nie mogliśmy się do ciebie dodzwonić. Nie było trudno się domyślić, że chciałaś tu być.
- Będę mieć problemy?
- Nie. On odpowie za ucieczkę, dwa zabójstwa i pewnie jeszcze za coś jeszcze. Więc dostanie drugie dożywocie.  
- Jak ty mnie tam znalazłaś?
- Widziałam cię przez okno. Jak uciekasz z komendy do auta. Troszkę mnie to zaniepokoiło, więc zajrzałam do ciebie. Znalazłam list na biurku. Wzięłam chłopaków i byłam. I przypominam ci, że byłam odpowiedzialna za ciebie, więc byś się mnie tak szybko nie pozbyła.
- Dziękuję. - Wzrok wlepiłam w grób synka. - Gdybym była taka dociekliwa jak ty, to bym go uratowała.
- To nie jest twoja wina. Każdy go szukał. Każdy jeden policjant, nasz wydział, Staszek, jego żona, wszyscy. To, że Szymek nie żyje, to tylko przez niego. Nie obwiniaj się o to, proszę.
Nie płakałam już, nie miałam czym. Westchnęłam, głowę opierając na jej ramieniu.
- Staszek dał ci wolne do następnego piątku. Z rozkazem, że mam cię zawieść do rodziców. Jak się nie zgodzisz, to cię zakuje i sam na sygnale to zrobi.
- Nie mogę zostawić wydziału bez opieki.
- Staszek mianował mnie twoim zastępcą. Chyba, że wolisz kogoś innego.
Patrzyłam na nią dość długo. Mimo tej całej nienawiści do niej, mogłam z ręką na sercu przysiąść, że jej ufam.
- Nie. Tylko nie narób mi bałaganu w papierach, proszę.
-  Ej.. A czy kiedykolwiek to zrobiłam?
- Byłaś moją partnerką trzy lata. Więc mi nie mów, że nie pamiętasz.
- Cierpię na zaniki pamięci krótkotrwałej. W dodatku ona się rozprzestrzenia na przestrzeni lat...
- Co ty bredzisz? - Zaśmiałam się odruchowo. Uśmiechnęła się do mnie i uderzyła dłonią w udo.
- Chodź. Bo ci dam hulajnoge i sama pojedziesz.
(...)
Szybko się spakowałam, wzięłam też kilka książek i razem z Julią ruszyłyśmy do moich rodziców. Po ponad godzinie, popatrzyłam na Julię i w końcu się odezwałam.
- On miał przy sobie dyktafon.
- Wiem. - Julia zacisnęła na moment wargi - Myśleliśmy, że tam było nagranie... Jak z tobą rozmawia. Do głowy nam nie przyszło, że...
Umilkła.
- Julia... - Starłam wierzchem dłoni łzę z jej policzka. - Nie mu...
- Nagranie trafiło jako dowód. Nie martw się. Już nigdy więcej facet nie stanie na twojej drodze.
- Byłbym gotowa ponieść konsekwencje. Nie wiem czemu nie trafiłam. Celowałam mu prosto w głowę.
- Łucja, byłaś zdenerwowana. Słyszeliśmy pierwszy strzał jak dojeżdżaliśmy. Potem drugi jak, tam już wbiegliśmy. Bałam, że to on do ciebie strzelił.
- Bałaś się o mnie?
- No wiesz... Byłaś moją partnerką. Pewne przyzwyczajenia czasami zostają.
Uśmiechnęła się do mnie. Staszek wiedział co robi. Dał mi wolne i miałam go przeznaczyć na odpoczynek. I przede wszystkim, miałam czas na przemyślenia, które dręczyły mnie od tygodnia.

Łucja Wilk - another story TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz