Rozdział 2

702 32 0
                                    

Dzisiejszego dnia przyszłam do pracy o wiele wcześniej niż zazwyczaj, po praktycznie nieprzespanej nocy.
Bałam się piekielnie dzisiejszego dnia i spotkania po latach z osobą, której znać już nie chciałam. Nadal nie wiedziałam i nie mogłam tego zrozumieć, jak mój szef, nauczyciel, mentor i przede wszystkim przyjaciel mógł mi zrobić coś takiego. Przecież on o wszystkim wiedział. Wiedział co wtedy czułam, przez co przechodziłam i co ona mi zrobiła. Z drugiej jednak strony miał rację. Brakowało mi ostatnio ludzi... Ale czy w Polsce nie było już kogoś odpowiedniego? Musiał akurat ściągnąć ją z Nowego Jorku?
(…)
Szybko nadeszła ósma. Ja do tego kilkukrotnie wysprzątałam w biurku i uporządkowałam akta w kolejności alfabetycznej . Umówiłam się ze Staszkiem na tą konkretną godzinę, a on spóźniał się już dziesięć minut. A to nie było do niego podobne. Przez chwilę myślałam, że coś mu się stało, lecz potem naszła mnie myśl, że po raz pierwszy mnie posłuchał i zrezygnował z chęci zatrudnienia z niej na moim wydziale.
Wyszłam powoli na korytarz i od razu się zawiodłam. Stał tam, nie tylko, w jej towarzystwie ale też w obecności Kuby, Natalii oraz reszty i wydawało się, że się świetnie dogadują.
- O, już jesteś! - Jako pierwszy zauważył mnie Staszek. Jego towarzyszka odwróciła się w moją stronę i od razu uśmiech zastygł na jej twarzy.
- Nowa, do mnie. - Warknęłam tylko, weszłam do siebie i natychmiast stanęłam przy oknie, tyłem do drzwi. Nie zamierzałam jeszcze z nią stanąć twarzą w twarz.
Usłyszałam w końcu jak przyszła i zamyka drzwi.
- Łucja... - Odezwała się pierwsza, bo ja na razie nie zamierzałam. - Ja nie wiedziałam. On mi nie powiedział...
- Jak masz zamiar tu zostać, to przypominam ci, że to ja jestem tutaj twoją przełożoną, a nie koleżanką.
- Łucja, ja...
- Dla ciebie, to pani Naczelnik. - Chrząknęłam cicho, starając się nie rozpłakać i nie pokazać jej, że to w jakikolwiek sposób mnie ruszało. - I radzę ci się do tego dostosować.
- Rozumiem.
- A teraz wyjdź.
- Łucja...
- WYJDŹ!
Wyszła. Wzięłam kilka głębszych oddechów na uspokojenie i również wyszłam. Musiałam porozmawiać z Leną i zabrać się w końcu do pracy.
- Nie mogłeś mi powiedzieć?
- Nie przyjechałabyś.
Usłyszałam ich z pomieszczenia na miotły i mopy. Ciekawa, cicho stanęłam przy ścianie, nadsłuchując.
- A dziwisz mi się? - Coś stuknęło i Julia przeklnęła cicho - Ona nie chce mnie znać, a ty dobrze o tym wiesz.
- Wiem. Ale inaczej byś nie wróciła.
- No, nie. Staszek, ty nie widzisz, że ona przez to cierpi?
- I czas najwyższy się pogodzić. To trwa wszystko za długo.
- Ona mi tego nie wybaczy.
- Ale ty nic nie zrobiłaś.
- I tylko ty mi wierzysz, więc mi pomóż. Odkręć to i mnie stąd zabierz.
- Nie mogę i waszej rezygnacji nie przyjmę. Miłej pracy.
Udało mi się uciec, zanim Staszek otworzył szerzej drzwi. Z ukrycia patrzyłam jak kieruje się do wyjścia. Chwilę po nim wyszła Julia, która swoje kroki skierowała do kuchni.
- Łucja? Co ty robisz?
- Raporty ze wczorajszej  sprawy chcę mieć dzisiaj na biurku. Za godzinę. - Powiedziałam do Krystiana i wyszłam od nich, swoje kroki kierując do siebie, zamiast do Leny. Wolałam Julii już dzisiaj nie spotkać.
(…)
Około godziny osiemnastej, była u mnie Natalia z Kubą. Rozmawialiśmy o prowadzonej przez nich sprawie i w pewnym momencie przyszła Julia.
- Hejo. Sprawdziłam ubranie poszkodowanego jeszcze raz. W tylnej kieszeni spodni znalazłam odcisk palca należącego do chłoptasia karanego za rabunki i inne pierdoły. Lena go właśnie namierza i was woła. Podobno ma coś dla was.
- Dzięki. - Kuba uśmiechnął się do niej i oboje wyszli. Zostałyśmy same. Julia zamknęła drzwi i na mnie spojrzała. Odwróciłam się do niej tyłem.
- Porozmawiajmy, proszę...
- Służbowo czy prywatnie?
- Prywatnie.
- Prywatnie, to nie mamy o czym rozmawiać.
- Ten chłód w twoim głosie powoduje, że czuję się tu jak na Antarktydzie.
- A dziwisz mi się? - Starłam szybko łzę z policzka - Wbiłaś mi nóż prosto w serce i ty myślisz, że teraz od tak będziemy się przyjaźnić?
- Ja niczego nie zrobiłam.
- Powtarzasz to samo od sześciu lat. A ja przez te sześć ci nie wierzę. I myślisz, że tak nagle o zrobię? Szczególnie, że wracasz tu nagle, bo cię Stary o to poprosił?
- Nie wiedziałam, że tu rządzisz. Ale odkręce to. Nie wiem jak... Ale obiecuje, że...
- Nie obiecuj. Ty nigdy nie dotrzymujesz obietnic. Szczególnie tak ważnych... Ja po prostu ci już nie ufam. A teraz stąd wyjdź, jeśli nie masz dla mnie czegoś służbowego.
Wyszła ode mnie, trzaskając drzwiami. I co ja miałam teraz robić?

Łucja Wilk - another story TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz