epsilon

92 29 83
                                    

Drogi pamiętniczku, który istniejesz tylko w mojej głowie. Dziś będzie inaczej, musi być. Będę się uśmiechać i wszyscy mi uwierzą. Będę mówić: „W porządku, dzięki. Tak czuje się lepiej".*

Wizja spędzenia kolejnych lat z przystojnym Stefanem Salvatore była teraz naprawdę kusząca. Zwłaszcza kiedy obserwowałam z tarasu, jak mój neandertalczyk właśnie skóruje zabitą kilkanaście minut temu owcę.

Noc była straszna. Coś, co miało przypominać materac, było jego marniejszą podróbką. W momencie, w którym położyłam tam swoje ciało, czułam się jak księżniczka. Z tą różnicą, że ja leżałam na całym kilogramie grochu, a nie na jednym ziarenku! Zgodnie z instrukcją Therisa powinnam spać nago, natomiast uczucie owczej skóry na obnażonym biodrze nie dawało mi spokoju, przez co w rezultacie wygrzebałam swoją ukochaną pidżamkę z High School Musical i owinęłam się kurtką.

Nadeszła jednak konieczność wykonania czynności, których nie mogłam już dłużej ignorować.

Dom był specyficzny, jednak miał pewnego rodzaju urok. Gdy zbliżałam się do niego pierwszego dnia swojej wyprawy, już z daleka czułam cudowne i miłe powietrze, w którym bez problemu dało się wyczuć zapach róż, narcyzów, fiołków i innych kwiatów. Widok zapierał dech w piersiach. Przeźroczyste rzeki, lekkie wietrzyki potrząsające z daleka lasem. Łąki, drzewa i inne latorośle.

To wszystko było naprawdę cudowne i bajeczne, ale ja zwyczajnie potrzebowałam się wysrać i wykąpać. Wiem, wiem. Damy nie srają... gówno prawda. Wpakowałam się w patriarchatyczny świat, ale przecież nie mogłam iść, oznajmić swojej potrzeby olbrzymowi. Musiałam poradzić sobie sama.

Zakładając na siebie coś, co zdecydowanie nie przypominało ubrania, wyszłam z domu tak cicho, jak tylko byłam w stanie. Oddaliłam się w stronę góry, po której jeszcze wczoraj nieudolnie wspinałam się z walizką i nie wierząc w swoje własne życiowe niepowodzenie, zaakceptowałam swój los. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek zatęsknię za kiblem czy papierem toaletowym?

Moje myśli krążyły jedynie wokół tych wszystkich zdjęć w Internecie, w których ktoś znalazł węża w muszli klozetowej. Mama zawsze mówiła mi, że to irracjonalny strach i żaden wąż nie ugryzie mnie w tyłek podczas sikania. Ciekawe co mama powiedziałaby teraz.

Czując się upokorzona, wróciłam do Therisa. Stanęłam naprzeciwko niego i próbowałam odgonić natrętne myśli na bok. Kojarzycie tę sytuację, w której ktoś przyłapuje was na czymś złym? Oglądaniu pornografii? Czytaniu książek, z których ksiądz nie rozgrzesza? Właśnie tak się czułam! Jakbym zrobiła coś złego, a on miał to wyczytać z mojej miny srającego kota. Trafne, Misia. Trafne.

– Chciałabym się wykąpać – oznajmiłam. – Jak mogę to zrobić?

Musiałam schować dumę do kieszeni. Sama sobie tutaj nie poradzę.

– Przygotuję wszystko.

Z boku domu, w małym ogródeczku, który zdecydowanie pełnił tutaj funkcję dekoracyjną, w odróżnieniu od całej reszty gospodarstwa, stała drewniana bala. Przysiadłam na schodku, obserwując jak Theris znosi kolejne wiadra i napełnia ją wodą z pobliskiego strumyka.

Błagam, oby żadna ryba nie smyrnęła mnie po udzie, bo nie ręczę za siebie.

Kiedy już ogromna drewniana wanna wypełniona była wodą. Zerwałam kilka listków róży z pobliskiego krzewu i umieszczając je w środku, wyobrażałam sobie, że jestem właśnie na Bali. Na pieprzonym Bali, z którego zaraz wylecę prywatnym samolotem, ale najpierw narobię masę zdjęć na Instagrama.

– Nie mam całego dnia. Rozbieraj się, pomogę ci wejść.

No i cały klimat, który uroiłam sobie w głowie, poszedł się jebać. Żegnaj Bali, będę za tobą tęsknić.

Chronicles of HeliosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz