ksi

57 21 125
                                    

Czas płynie inaczej gdy nie masz zegara, telefonu czy kalendarza. Właściwie nie byłam pewna, skąd mieszkańcy Melothesi wiedzieli, że nastał już Gamelion, ale nastał. Tak przynajmniej twierdził Theris.

Nigdy nie sądziłam, że przeżyję bez Internetu więcej niż kilkadziesiąt minut. Właściwie każda usterka, która powodowała, że Instagram nie działał, wywoływała u mnie stan przedzawałowy. Teraz, odcięta od całego świata zewnętrznego byłam dziwnie spokojna.

Dnie spędzałam na opiekowaniu się, wciąż maluteńkim Erosem, pieczeniu ogromu ciasteczek miodowych dla Kerberosa i na obserwowaniu coraz dziwniej zachowującego się neandertalczyka. Właściwie od kilku dni był całkowicie nieznośny. Chodził tam i z powrotem, czasami w kółko, czasem zygzakiem i ciągle nad czymś myślał. Właściwie nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie, ale nie miałam odwagi zapytać.

Mitologia grecka ma to do siebie, że jest specyficzna... Cała Melothesia była więc specyficzna, z Therisem na czele.

Opierając się o drzewo, zerkałam na miasteczko. Domostwo Corinne miało naprawdę piękny widok. Mój spokój nie trwał jednak zbyt długo.

– Artie, szwagierko... co tam słychać? Jak życie?

– Elias... – przewróciłam oczami, wypuściłam z płuc nagromadzone powietrze. Nie, ani trochę mnie nie wystraszył. Myślicie, że jestem aż tak bojaźliwa? Macie rację, jestem w chuj! – Wszystko dobrze.

– Myślę, że ceremonię zaślubin powinniście z Therisem odprawić właśnie tutaj.

No tak. Myśleliście już, że nie wrócimy do tematu ślubu? Otóż myliliście się!

Czasami jeśli wystarczająco długo będzie ignorować dany temat, zostanie on zapomniany. Dla przykładu coś stuka wam w aucie, więc podgłaśniacie radio jeszcze bardziej. Im bardziej stuka, tym głośniej śpiewacie „We are never ever getting back together", a w końcu stukanie znika całkowicie. W moim przypadku zadziałało. Co prawda jestem, w dwudziestu procentach, pewna, że tata oddał samochód do mechanika, ale to nie jest istotne!

Liczyłam na to, że jeśli wystarczająco długo będę ignorować temat neandertalczyka, to w końcu przestanie mnie pukać... To znaczy mi pukać... stukać... Dobra, nieważne!

– Dlaczego akurat tutaj? – zapytałam, po dłuższej ciszy.

– Nie ma lepszego miejsca, niż drzewo Filemona i Baucis!

– Kogo?

– Filemona i Baucis? – zapytał, ale gdy zauważył, że nadal jestem zmieszana, usiadł naprzeciwko mnie i westchnął głośno.

Świetnie, teraz on będzie zaburzał mój spokój.

– Zeus co jakiś czas schodził na ziemię, aby sprawdzić, co słychać u ludzi. Pewnego razu razem z Hermesem przybrali postać ubogich ludzi i szukali we wiosce gościny. Nikt jednak nie chciał ich przyjąć. Ci bogatsi nawet poganiali ich kijem – powiedział, po czym zaśmiał się. – W każdym razie, w chatce mieszkała pewna para skromnych staruszków. Nie mieli za wiele, ale obdarzyli Zeusa i Hermesa tym, na co było ich stać. Zebrali owoce, nalali mleka i postawili miód. W miarę jak cała czwórka jadła, dotarło do nich, że jedzenia nie tylko nie ubywa, ale także i jest coraz lepsze.

– I co stało się dalej?

– Zeus podziękował parze, zaprowadził ich na górę – wskazał na mój dom. – Na ich oczach, ich domek zmienił się w piękną i bogatą świątynię – tym razem wskazał w stronę miasteczka. – Umarli razem po wielu latach, ponieważ żadne z nich nie chciało żyć bez siebie. Zamienili się w drzewa splecione ze sobą.

Chronicles of HeliosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz