my

80 21 142
                                    

Oficjalnie rozpoczął się już Poseideon, a to oznaczało huczne przygotowania do Dionizji Małych, czyli lokalnego święta. Sofia uczyła mnie o wszystkich przekonaniach i rytuałach Melothesi, a ja z każdym kolejnym dniem czułabym się tutaj swobodniej, gdyby tylko nie... zgadliście – brak mojego neandertalczyka.

Żadne słowa mojej towarzyszki nie były w stanie mnie uspokoić, mimo że powtarzała je w kółko niczym mantrę lub modlitwę.

Zima w tym roku była ostra. Tego wieczoru, kiedy widziałam Therisa po raz ostatni spadł puszysty śnieg. Według mnie oznaczało to kompletną klęskę. Według Sofii natomiast dobrą wróżbę dla myśliwych, ponieważ łatwiej im było wytropić zwierzynę po jej śladach.

Jednego dnia nawet, odziałam się w najgrubsze szaty i podjechałam na skraj lasu, do którego udali się mężczyźni. Moja desperacka próba odszukania grupy skończyła się jednak tak szybko jak zaczęła. Gdy tylko usłyszałam dźwięk łamanej gałązki, wyobraziłam sobie starcie ja kontra wszystkie wygłodniałe i agresywne zwierzęta leśne i czym prędzej wybiegłam z powrotem.

Swoją drogą czy nie uważacie, że powinniśmy stworzyć fundację? Nazwałabym ją „Pomoc dla saren". Te dziwne zwierzęta ewidentnie mają głębszą depresję, niż ja. Widzą z daleka jadący pojazd lub uzbrojonego człowieka i co robią? Wbiegają wprost pod koła. Gdyby mogły, zapewne same nadziałby się też na ostrze kłusownika.

Gdybym musiała na siłę znaleźć plus, nieobecności golasa, byłby to brak jego psa. To monstrum przerażało mnie chyba nawet bardziej niż potencjalny pojedynek z niedźwiedziem, a ja naprawdę nienawidziłam niedźwiedzi.

Kiedyś sporządziłam jednak listę zwierząt, które chciałabym przytulić, mimo że byłby to mój pierwszy i ostatni raz. Znalazł się tam nie tylko kangur, szop, ale także i maluteńki, przesłodki niedźwiadek. Teraz dodałabym na tę listę jeszcze Therisa Patereasa.

Dźwięk otwieranych drzwi, oznajmił mi, że moja przyjaciółka w końcu dotarła, a ja mogłam odetchnąć z ulgą. Śnieg w połączeniu z kamienistą drogą prowadzącą do domostwa z pewnością stanowił wyzwanie, nawet dla doświadczonego jeźdźca.

– Artemisio Patereas, wróciłem!

Głos. Ten głos, który powodował u mnie każdorazowo gęsią skórkę lub ogromne, wszechogarniające mnie wkurwienie – nic pomiędzy – wybrzmiał właśnie z parteru domu. W życiu tak szybko nie biegłam. Usain Bolt wyglądałby przy mnie obecnie jak żółw stepowy. Zleciałam po schodach i po prostu wpadłam mu w ramiona. Nie potrafiłam go puścić, nawet w momencie, w którym długość naszego przytulenia stała się już ogromnie niezręczna.

Odsunęłam się w końcu od niego, gdy iście irytujący dźwięk szczekania Kerberosa, poinformował mnie, że czas na ciasteczko miodowe. Moja radość była tak wielka, że nawet poczochrałam to obrzydliwe psisko. Dopiero po tym czynie, przeniosłam swój wzrok z powrotem na Therisa i zamarłam.

Nawet spod hi­ma­tio­nenu byłam w stanie dostrzec, w jak złym stanie jest neandertalczyk. Nerwowo rozejrzałam się wokół siebie, zastanawiając się, jak mogłabym mu pomóc i wtedy dotarło do mnie, że o dziwo... naprawdę mogę mu pomóc. Bez słowa wróciłam na górę, przekopałam wszystko, co ze sobą przywiozłam i gdy natrafiłam na kosmetyczkę, uśmiechnęłam się szeroko. 

Mamy to!

– Pieczenie wytrzymałem, ale tego... tego nie będę nosił – Theris spojrzał na swoje ramiona, które obecnie pokryte były horrendalną ilością plasterków w Hello Kitty.

– Dobrze jest – zmrużyłam oczy, obserwując swoje dzieło. – Szybciej się zagoi dzięki temu, ale wydaje mi się, że pojawi się na twoim ciele kilka blizn.

Chronicles of HeliosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz