kappa

74 25 118
                                    

Maimakterion, czyli odpowiednik grudnia, zdecydowanie nie należał do najprzyjemniejszych miesięcy. W ciągu dnia temperatura wynosiła maksymalnie piętnaście stopni, a w nocy spadała, aż o sześć w dół. Mimo to razem z Sofi i jej znajomymi postanowiłyśmy wybrać się w najcieplejszej porze dnia na plażę. Pierwszy raz moja noga na tym piasku stanęła w momencie, w którym kapitan pseudo jachtu zostawił mnie na Melothesi. Nigdy więcej nie zeszłam po stromej górze, jednak nie z uwagi na melancholię, a raczej... nie chciałam znów wdrapywać się na ten ogromny szczyt,

Choć nie znałam dobrze towarzyszek Sofi, postanowiłam obdarzyć je zaufaniem, tak jak robiła to ona, dlatego bez wahania zrzuciłam z siebie chiton i pierwszy raz odkąd pojawiłam się na wyspie, nie miałam niczego pod nim. Właściwie to od czasu mojego pamiętnego obnażenia koronkowej bielizny przed Therisem, nie byłam w stanie założyć jej ponownie. Musiałam przyznać, że brak majtek był dziwnie przyjemny. Nie mówię tutaj o przewiewności, ale czułam się, jakbym miała taki mały sekret, o którym nikt nie wie.

Ochoczo wbiegłyśmy do wody, która, choć była zimna, zdecydowanie była mi potrzebna. Fale delikatnie muskające moje ciało, a przyjemny wiaterek powodował u mnie gęsią skórkę. Ptaki latające nad naszymi głowami wesoło ćwierkały. Czułam, że żyje. Naprawdę czułam, że żyje. Melothesia stawała się z moim domem, a ja czułam się coraz swobodniej w otoczeniu wszystkich tych nietuzinkowych osób z ich nietypowymi wierzeniami.

Przygnębienie, uczucie wiecznej porażki, odchodziło w niepamięć, z każdą kolejną minutą spędzoną w lodowatej wodzie. Uśmiechałam się szeroko do swoich kompanek, które również moczyły w wodzie włosy i ciało, bawiąc się przy tym świetnie. Niestety ta błoga chwila nie trwała zbyt długo. Wszystko było dobrze... do czasu. Dźwięk łamanej gałęzi sprawił, że skierowałyśmy nasze oczy w stronę krzaka nieopodal plaży. Moim pierwszym, naturalnym odruchem była oczywiście ucieczka.

Pamiętacie, co wam mówiłam o Królewnie Śnieżce? No właśnie! Walka z groźnym zwierzęciem kompletnie nago znajdowała się na samym dole listy rzeczy, które chciałabym zrobić przed śmiercią. Nie wykluczałam tego całkowicie, ale błagam, nie teraz.

Sofi miała jednak inny plan. Wyskoczyła jak burza z wody i skierowała się od razu w stronę hałasu. Zaraz za nią biegła jedna z heter, a kolejne również wyskakiwały na brzeg. Tylko ja zamarłam, nie potrafiąc zrobić żadnego ruchu. Wstrzymywałam oddech tak długo, aż nie ujrzałam męskiej sylwetki, którą blondynka targała w naszą stronę. Wtedy i ja wyszłam z wody.

Złapałam za chiton leżący obok mnie, przełożyłam go jak najszybciej przez głowę i skierowałam swoją uwagę w stronę rozgrywającej się przede mną sceny.

– Elias, jeszcze raz cię tutaj zobaczę, to przysięgam ci, że to nie gniewu Zeusa będziesz się musiał obawiać – blondynka wycelowała w niego swój łuk, a on aż zadrżał z przerażenia.

Podeszłam niepewnie do grupy i obdarzyłam młodego blondyna podejrzliwym spojrzeniem. Ze słów Sofi łatwo mogłam wywnioskować, że to nie pierwsze takie zagranie w jego przypadku.

– Przysięgam ja... przysięgam na... – wydukał, rozglądając się nerwowo wokół. – Artie nie mów o tym Therisowi, błagam cię – skierował się do mnie.

Zaskoczona tym, że znał moje imię, skinęłam jedynie głową, przystając na jego błagalne prośby. W rzeczywistości jednak czyn, którego się dopuścił, sprawił, że nadal czułam się naga, mimo że odziana byłam już materiałem, który zakrywał każdy centymetr mojego ciała.

– Ty jesteś po prostu wstecz myślący – rzuciła jedna z towarzyszek Sofi, po czym objęła mnie ramieniem, ewidentnie zauważając moje zakłopotanie.

Chronicles of HeliosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz