eta

106 27 148
                                    

Nauka starożytniego języka była trudniejsza, niż mogłoby się wydawać. Zwłaszcza kiedy używano w kierunku do mnie mnóstwa bezsensownych słów, brzmiących raczej jak zlepek różnych liter. Wiele rzeczy, które mówił do mnie Theris powodowało w mojej głowie obraz zmęczonego pisarza, walącego głową w klawiaturę z rozpaczy. Neandertalczyk musiał być dobrym pisarzem. Tyler razy walnął łbem w klawiaturę, że nie tylko stworzył własny język, ale i przestawił coś permanentnie w swoim umyśle.

– Chcesz mi wytłumaczyć, czym jest hetera? Wnioskuję, że to nie to samo co pornaj...

– Hetera nie jest tym samym co pornaj, ale wciąż są męskimi towarzyszkami.

– Nie brzmi to jak coś złego – wzruszyłam ramionami, jednak gdy zobaczyłam jego karcący mnie wzrok, zamilkłam.

Dzisiejszy dzień nie tylko uznałam za udany, ale także i za względnie przyjemny. Poznałam nową koleżankę, która wydawała się być moim idealnym towarzyszem, a nie jakiegoś niedźwiedzia. Z koszyka, który skompletowałam rano dla Corinne, udało mi się odłożyć kilka owoców i warzyw na wieczór, a Theris wyglądał, jakby miał za chwilę udać się w stronę domu... lub lasu. Właściwie nadal nie byłam pewna czy on gdziekolwiek mieszka i robi cokolwiek innego, niż włóczenie się po posiadłości ciotki.

Do terakotowego garnka wrzuciłam szklankę soczewicy, zalałam całość wodą i ustawiłam nad paleniskiem. W międzyczasie pokroiłam cebulę, por i wymieszałam wszystko z ogromną ilością ziół i oliwy z oliwek. Fake, bo tak nazywała się zupa z soczewicy, według przepisu Corinne zostawionego dla mnie na pergaminie, brzmiała jak idealny sposób na ocalenie dzisiaj jednego z moich zwierząt przed ostrzem Therisa Patereasa. Go Vegan! 

Nie było mi jednak dane gotowanie w spokoju. Gdy tylko nalałam sobie kolejny pucharek wina, usłyszałam, że wielkolud właśnie kładzie się w centrum domostwa. Zmarszczyłam brwi, obserwując jego ruchy i z bólem w sercu dotarło do mnie, że zostaje na kolację lub raczej powinnam powiedzieć "na deipnon".

– Czy dzisiaj jest na Melothesi jakieś narodowe święto? Sam Zeus odwiedza dziś ludzi po domach? – rzuciłam, podając mu wypełnioną po brzegi miskę. – Ubrałeś się – dodałam, widząc jego zmieszaną minę.

– To coś złego?

– To coś niezwykłego. Pierwszy raz widzę cię w... właściwie w czymkolwiek.

– Mówiłem ci – wpakował sobie ogromną ilość zupy do ust, pomimo że była tak gorąca, że paliła w dłonie przez naczynie. – W chitonie niewygodnie by mi się pracowało.

– Właściwie to, co ty tutaj robisz?

– Dzisiaj naprawiałem ci dach – wzruszył ramionami, kontynuując konsumpcję.

– Tak, to wiem, ale po co to robisz? Nie masz własnego domu, o który musisz zadbać?

– Nie mam.

– Nie masz domu?

– Nie.

– To gdzie ty śpisz? Jesz? Srasz? Cokolwiek? Proszę tylko, nie mów mi, że w lesie...

Nic nie odpowiedział. Początkowo myślałam, że może temat jest dla niego zbyt delikatny i wrażliwy, a więc nie chce o tym mówić. Wszak byliśmy obcymi sobie ludźmi, nie musiał mi się zwierzać. Już robiło mi się go szkoda, gdy nagle do mojej głowy wpadła głupia myśl.

Właściwie sama poprosiłam go, aby nic nie mówił, jeśli faktycznie mieszka w lesie, co nie?

– Mówiłeś, że przygarnął cię pasterz?

Chronicles of HeliosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz