sigma

70 19 178
                                    

– Czy ty jesteś normalna?

– Czy to pytanie retoryczne? – parsknęłam, opierając ręce na biodrach.

– Co ty tu robisz? Tu nie wolno przychodzić!

Mocne ramiona złapały mnie za tułów, a wielkie oczy lustrowały każdy centymetr mojego ciała w poszukiwaniu jakiejkolwiek rany lub zadrapania. Poza paniką i gęsią skórką nic mi nie było. Naprawdę byłam cała i zdrowa, wiedziałam jednak, że moje zapewnienia nic nie dadzą, więc czekałam cierpliwie, aż Theris zbada mnie od stóp do głów.

– Nic ci nie jest? Jesteś cała?

– Jestem cała – szepnęłam, kiedy wciąż nie przestawał. Położyłam rękę na jego barku i odepchnęłam go lekko, aby móc mu spojrzeć w oczy. – Wróć do domu, proszę.

– Jestem w domu – prychnął, wskazując na coś, co miało zapewne przypominać leśną chatkę, jednak wyglądało raczej jak prowizoryczny szałas Beara Gryllsa i to jeszcze gorszy, niż spanie w wypatroszonym wielbłądzie.

– To nie jest twój dom. Twój dom jest tam – wskazałam ręką w kierunku, z którego przyszłam. Theris jednak złapał mnie za dłoń i zmienił pozycję mojej ręki. – Twój dom jest tam! – powtórzyłam się, gdy dotarło do mnie, że wcześniej źle pokazywałam.

Olbrzym obrócił się i odszedł, zostawiając mnie samą, pośród ciemności. Szok, który ogarnął moje ciało, był tak ogromny, że nie wiedziałam ani co powiedzieć, ani w jaki sposób zareagować. Stałam więc ciągle z ręką wskazującą, właściwie chuj wie gdzie, i oczami wytrzeszczonymi do granic możliwości. Przełknęłam ślinę, szukając w głowie odpowiednich słów i poczułam, jak moje ciało unosi się do góry. Zostałam przerzucona niczym worek ziemniaków przez ramię Therisa.

To miejsce, jak widzicie je do góry nogami, jest jeszcze straszniejsze.

Patereas po raz kolejny nie pozwalał mi korzystać z własnych nóg i ewidentnie obrał sobie za cel, niesienie mojego bezwładnego ciała na jednej stronie, a prowizorycznej torby na drugiej. Chciałabym powiedzieć, że mi to przeszkadzało, ale szczerze to wcale nie... wysiłek fizyczny jest dla słabeuszy.

Poprawiłam więc lekko swoją pozycję, a on zacisnął dłoń na moich nogach. Podparłam łokieć o jego plecy i uśmiech pojawił się na mojej twarzy.

Wiedziałam, że to nie rozwiązuje wszystkich problemów, jednak było coś naprawdę cudownego w tym jak dziwna i nietypowa była nasza relacja.

– Przepraszam cię za to, jak się zachowałam – odezwałam się w końcu, przerywając ciszę. – Nie powinnam była tak do ciebie powiedzieć, byłam po prostu bardzo zła.

Poczułam, jak wzrusza ramionami, pod moim ciałem. Nie odezwał się, a to nie oznaczało nic dobrego. Właściwie to, że neandertalczyk niewiele mówi to nic nowego, chyba już wszyscy do tego zdążyliśmy przywyknąć. Problem jest inny... jeśli druga osoba mi nie odpowiada, ja rozpoczynam monolog. Im większa cisza panuje, tym więcej mówię. Nie mówię oczywiście niczego mądrego.

– Z tym ślubem to wiesz... głupio wyszło – kontynuowałam. – W sumie to nie jest taki zły pomysł, ale ta teoria taka naciągana. Myślisz, że by się na to zgodzili? No bo wiesz, to, że Corinne, moja ciotka tam się spiknęła z twoim niby ojcem, no to wszystko to jest takie...

– Zgodził się – przerwał mi.

– Rada? Archont?

– Zeus.

– Jak Zeus?

– Rada zadecydowała... – westchnął ciężko. – Zeus jest opiekunem praw, a więc zgodnie z wolą rady pozostawili decyzję Zeusowi.

Chronicles of HeliosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz