Na pole kempingowe dojechaliśmy równo o osiemnastej trzydzieści przez postoje i korki. Zaczęłam się przez to nieco obawiać jak będzie wyglądała zdecydowanie dłuższa droga do Kioto. Bardzo możliwe bowiem było, że cztery godziny zmieniłyby się w pięć.
Teraz jednak stanęliśmy gdzieś z boku na polu i zaczęliśmy rozkładać namioty. Otaczały nas drzewa, a praktycznie przy wjeździe znajdował się średniej wielkości budynek z łazienkami.
Obok stał też stojak, z którego można było wziąć drewno na ognisko. Oprócz nas były tu tylko dwie rodziny, a każda z nich zajmowała się swoimi sprawami.
Łącznie namiotów było trzy, ale rozkład osób był inny niż w samochodach. Jako jedyne dziewczyny, ja z Kirą miałyśmy spać w jednym, Az z bratem w drugim, a Aki i Isagi w trzecim.
Ułożyliśmy je w szeroką literę „U" wyjściami do środka z miejscem na ognisko między nimi. Wszystko jednak zostało umiejscowione tak, by nic się nie podpaliło.
Jedzenie i picie zostawiliśmy w bagażnikach, a torby powrzucaliśmy do namiotów.
–Aki!– krzyknęłam.– Pająk! Duży!– Wybiegłam z namiotu jak poparzona, a chłopak chwilę później znalazł się obok mnie. Co jak co, ale pająków się przeraźliwie bałam.
–Już, spokojnie– powiedział wchodząc do środka.
Pająk może i nie był jakiś największy, ale miał dość duży tułów i przeraźliwie długie i włochate odnóża, które przyprawiały mnie o ciarki. On jednak spokojnie stanął nad nim pochylony, by zmieścić się w środku i zmiażdżył go jednym ruchem.
No nie, teraz będziemy miały flaki tego gówna w namiocie. Wybornie.
Podziękowałam mu mimo wszystko, bo w końcu się go pozbył i poszłam po jakiegoś liścia, którym mogłabym usunąć zwłoki. Szybko pozbyłam się śladów zbrodni wyrzucając to jak najdalej od namiotu zupełnie, jakby pająk miał jakimś cudem ożyć.
Az i Caspi poszli po drewno, a Isagi przygotowywał miejsce na ognisko. Kira przynosiła mu kamienie, z których mógłby zrobić okrąg, więc ja poszłam szukać długich kijów, na które po naostrzeniu będziemy mogli nabijać kiełbaski. Aki ruszył za mną, bo skończyły się rzeczy, które mógłby robić i razem weszliśmy do lasu.
–Ej, a ten?– spytał podnosząc dziwnie wygiętego kija, jednak pokręciłam przecząco głową.
–Żartujesz sobie? To jest bardziej krzywe niż... nie wiem, nie chce mi się myśleć. Ale nie. Znajdź może jakiś bardziej prosty– odparłam, na co skinął głową i odrzucił tamten badyl.
Po około dwudziestu minutach szukania udało nam się znaleźć sześć dość długich i prostych kijów, więc wróciliśmy do naszego prowizorycznego obozowiska.
Usiedliśmy na ziemi, wyjęliśmy scyzoryki i zaczęliśmy je ostrzyć. A przynajmniej na tyle, by dało się nabić na nie kiełbasę lub chleb bez psucia go, bo bardziej nam się nie chciało.
Już po dwóch moje palce były obolałe, ale został mi jeszcze jeden. Isagi proponował, że może zrobić to za mnie, ale odmówiłam. Chciałam to zrobić. Nawet jeśli to był tylko głupi kijek, to dzięki niemu czułam się potrzebna, bo ktoś go naostrzyć musiał.
To było nieco śmieszne, że czasami tak błahe rzeczy dawały nam poczucie wartości.
–Mamy drewno!– powiedział Caspi szczęśliwy biegnąc do nas z drewnem na ognisko.
–Caspi uważaj!– krzyknął Az na sekundę przed tym, jak przed chłopcem wyrósł kamyk, o który ten w przeciągu sekundy się potknął.
Młody szybko wyrzucił z rąk drewno by się podeprzeć, jednak zanim zdążył to zrobić, jego twarz już spotkała się z ziemią.
CZYTASZ
Last Race #1 [ ZAKOŃCZONE]
RomanceYuki, a tak właściwie Valentine Lucero to młoda królowa driftu mieszkająca w Japonii. Wraz ze swoją ekipą, którą nazywa rodziną wygrywa praktycznie każdy wyścig. Wszystko byłoby idealnie, gdyby do Tokio nie przyleciał hiszpan, Azrel Wilcox wraz ze s...