Nie pamiętam, jak dokładnie minęła mi sobota. Cały dzień stresowałam się obiadem z rodzicami, ogarniałam cały plan i przez chwilę pograłam z chłopakami w jakąś tam grę na konsoli gdy przywieźli mi Jinsei'a.
Teraz leżałam z nim na łóżku głaszcząc jego miękką sierść i wpatrując się w sufit. Była siódma, przez pół nocy nie mogłam spać i jedynie przewracałam się z boku na bok, a za dwie godziny musiałam zacząć się ogarniać, żeby wszystko było idealnie.
Jednocześnie kochałam, jak i nienawidziłam tego słowa.
Jako, że nie miałam co ze sobą zrobić, wzięłam Jinsei'a na spacer. Na ćwiczenie nie miałam siły i musiałabym się po nim umyć, a na to z kolei nie miałam czasu. Na książce nie byłabym w stanie się skupić, a układać samochodzików również mi się nie chciało.
Psa za to bardzo ucieszył ten pomysł, bo gdy tylko zeszłam z nim na dół i zdjęłam smycz z haczyka, zaczął podekscytowany podskakiwać i merdać ogonem.
–No co Jinsei? Idziemy? Taak, dobry piesek– mówiłam do niego przesłodzonym głosem, który włączał mi się praktycznie zawsze, gdy gadałam coś do zwierząt. Założyłam mu więc obrożę i otworzyłam bramę, przez którą wyszliśmy na zewnątrz.
Powinniśmy byli zrobić te cholerne drzwi.
Poszłam z nim tak, jak zawsze biegałam, by się załatwił, po czym wróciliśmy za garaż na tor i trawę, na której rzucałam mu piłkę. Raz, drugi, kolejny, jeszcze... A on wciąż się nie męczył. Latał za tą piłką jak szalony, a ja starałam się rzucać ją jak najdalej.
Co jakiś czas sprawdzałam zegarek by nie zagapić się i zdążyć się ogarnąć, bo za choćby minutowe spóźnienie otrzymałabym rozprawkę jaka to beznadziejna i bezużyteczna byłam, więc nigdy sobie na to nie pozwalałam.
Kiedyś im wierzyłam i był to największy błąd, jaki kiedykolwiek popełniłam. Dopiero później Xavier pokazał mi, że NIKT nie jest bezużyteczny.
W końcu minęły te dwie godziny, więc wróciłam z nim do garażu gdzie nalałam mu wody, po czym zaczęłam się ogarniać. Najpierw makijaż. Korektor, konturowanie, tusz do rzęs... Kresek nie robiłam, bo według matki były zbyt obsceniczne nawet, jeśli były krótkie i delikatne. Usta pomalowałam jedynie błyszczykiem, a na powieki nałożyłam delikatny, piaskowy cień.
Było naturalnie. Dokładnie tak, jak lubiła. Teraz ubranie. Założyłam to, co wybraliśmy mi w piątek z chłopakami i spojrzałam w lustro. Było dobrze. Szpilki założę dopiero, gdy będę wychodzić, bo nie przepadałam za chodzeniem w nich.
Zostały mi do ogarnięcia jeszcze włosy. Zwykły kucyk lub kok nie wystarczyły. Musiałam je zapleść w co najmniej dwa dobierane warkocze lub zakręcić. Pierwszej z tych rzeczy nie potrafiłam robić sobie samej wystarczająco dobrze, więc postawiłam na drugą opcję.
Zeszłam na dół po drodze podchodząc do Jinsei'a leżącego na kanapie by go pogłaskać i zrobić mu zdjęcie, bo wyglądał słodko. Gdy tylko weszłam do łazienki zaczęłam szukać prostownicy, która gdzieś tu powinna być.
Przegrzebałam wszystkie szafki coraz bardziej się denerwując, jeśli w którejś jej nie było, jednak w końcu ją znalazłam. Podłączyłam ją do kontaktu i włączyłam by się nagrzała, a sama w tym czasie miałam zamiar przeczesać włosy.
Coś strzeliło, ale to zignorowałam. Kiedy doprowadziłam włosy do ładu, podniosłam ją, by zakręcić włosy, ale... była zimna. Sprawdziłam jeszcze raz, czy na pewno ją włączyłam. No nie no, była włączona i ustawiona na sto osiemdziesiąt. To co do cholery?
CZYTASZ
Last Race #1 [ ZAKOŃCZONE]
RomanceYuki, a tak właściwie Valentine Lucero to młoda królowa driftu mieszkająca w Japonii. Wraz ze swoją ekipą, którą nazywa rodziną wygrywa praktycznie każdy wyścig. Wszystko byłoby idealnie, gdyby do Tokio nie przyleciał hiszpan, Azrel Wilcox wraz ze s...