Rozdział trzeci

17K 545 756
                                    


Me and the devil...

Aiden

– Nie uciekaj! – krzyknąłem i chwyciłem mężczyznę za marynarkę. – To zabawa.

Przyłożyłem ostrze do jego krtani, a następnie je podciąłem. Martwy padł na podłogę, a ja ruszyłem w kierunku Damona, który we mnie mierzył. Zostawiłem przy życiu jednego z jego ludzi. Krew zaplamiła moje ubrania, a dłonie były całe we krwi. Nie zabiłbym ich, gdyby ten skurwiel nie handlował kobietami. Każdy obecny tu mężczyzna był tak samo winny. A na każdego, który miał powiązania z moim martwym wujaszkiem, były zlecenia. Wykonywałem swoją pracę. Parsknąłem, gdy ostatni z jego ludzi przyłożył mi broń do skroni.

– A wy tego nie traktujecie jako zabawę? – Odwróciłem twarz w stronę faceta, który przykładał lufę do mojej skroni. – Zabijania.

Uśmiechnąłem się, ale mój uśmiech nie miał w sobie nic, co było ludzkie. W momencie, gdy on lekko zmarszczył brwi, a jego nadgarstek się rozluźnił, wybiłem mu broń, a gdy upadła na podłogę, kopnąłem ją. Szybko chwyciłem go za ramię i przyciągnąłem do siebie. Wbiłem mu ostrze w brzuch i trzymałem w swoim uścisku. Byli za wolni... James niczego ich nie nauczył.

– Twoja panienka traktowała zabijanie jako zabawę, aż za bardzo. – Słowa, które wydobyły się z ust Damona, sprawiły, że w jednej sekundzie zapłonąłem.

Zadziałałem automatycznie, wbiłem nóż w serce mężczyzny, którego cały czas trzymałem. Wpatrywałem się w tego skurwiela, a po chwili puściłem jego człowieka, martwe ciało runęło bezwładnie na podłogę. Nie chciałem zabić wszystkich, ale było mi już wszystko jedno. Przekroczyłem go i ruszyłem prosto na Tracey 'a.

– Zabiła dzieci – brnął dalej. – A ty nic nie zrobiłeś, pieprzyłeś ją...

Chwyciłem go za gardziel i przyłożyłem ostrze do jego żeber.

– Skąd to wiesz? – wysyczałem.

– A skąd mogę mieć informację o tym, gdzie jest Nicholas? – wydusił, gdy poluzowałem uścisk. – Dobrze układam się z Rosjanami.

Delikatnie przycisnąłem nóż do jego boku, a on przebił się przez ubranie i musnął skórę. Nie blefowałem. Nigdy tego nie robiłem i chciałem, by Damon sobie o tym przypomniał. Zabiję go nie dla zlecenia ani pieniędzy. Zrobię to, bo mam taką ochotę, a jego śmierć przyniesie mi jeszcze większą przyjemność.

– Nic nie zrobisz, możesz jedynie czekać. – Wpatrywał się we mnie z pierdoloną satysfakcją. – Jeśli wierzysz w Boga, to zacznij się modlić. Twojego brata uratuje jedynie on sam. – Skierował wzrok na sufit. – Życzę Nicholasowi wygranej.

Jeszcze bardziej docisnąłem ostrze, a grymas na jego twarzy dawał do zrozumienia, że nóż wbił się głębiej. Czułem swój każdy nerw, miałem wrażenie, że krew w moim ciele zaczęła szybciej krążyć, aż poczułem, jak się gotuje. Parzyło mnie wszystko.

– Dlaczego wybrali jego? – zapytałem, zaciskając jeszcze mocniej szczęki.

Tracey w odpowiedzi się zaśmiał, a jego nagły ruch spowodował, że ostrze zatopiło się w nim głębiej.

– Wybrali? – Już się nie śmiał. – Rada go wyznaczyła.

Poluzowałem palce, przez co mój chwyt stał się słabszy. Damon to wyczuł i w tym samym momencie jego głowa zderzyła się z moją twarzą. Zatoczyłem się kilka kroków do tyłu, a z nosa popłynęła krew, którą poczułem na czubku języka. Uniosłem wzrok, a moim oczom ukazał się nóż, który po chwili przeciął mój bark. Zamachnąłem się, a kiedy moja pięść zderzyła się z jego twarzą, odleciał do tyłu, puszczając przy tym ostrze, które spadło prosto pod moje nogi. Dotknąłem palcami miejsca, które zaczęło pulsować. Mocno mnie drasnął. Skurwiel.

White AgonyWhere stories live. Discover now