Rozdział piąty

12.6K 460 516
                                    


Człowiek, jest najgroźniejszym drapieżnikiem na świecie...

XXX

Słyszałam ją. Każdej nocy jej wrzaski rozsadzały mi głowę. Ona o mnie nie wiedziała, nie była świadoma tego, że żyję i jestem tak blisko niej. Chciałam krzyczeć, by mnie usłyszała, ale nie mogłam. Oni zadbali o to, bym nigdy nie mogła się odezwać.

Mogłam tylko czekać, aż mnie wypuszczą na kilkuminutowy spacer. Działo się to bardzo rzadko, bo ukrywali moje istnienie przed wszystkimi. Często sami o mnie zapominali. Ale nie Nikolai. On przychodził do mnie kilka razy w ciągu tygodnia. Dbał o mnie i dla mnie nauczył się języka migowego, by potem mi to przekazać. Był jedyną osobą, z którą mogłam porozmawiać i dzięki niemu nie czułam się samotna. Wrzaski dziewczyny ucichły, a ja mogłam odetchnąć z ulgą i wyczekiwać przyjścia Nikolai'a. Nie musiałam czekać zbyt długo, bo po kilku minutach usłyszałam brzęk otwierających się drzwi. Z ciemnego korytarza wsunął się do mojego pokoju, który był oświetlany przez kilka stojących lamp. On sam przyniósł te lampy i pociągnął prąd z innego pokoju. Nałożył beżowe tapety na ceglane ściany, a ziemię wyłożył dywanem. To była moja cela, ale on zrobił wszystko, bym czuła się tu lepiej. W dłoni trzymał książkę, powoli do mnie podszedł, a ja rzuciłam się na jego szyję. Ramiona Nikolai'a otoczyły moją talię, przyciskając mnie jeszcze bardziej do siebie.

– Też tęskniłem – wyszeptał.

Ubolewałam nad tym, że nie mogłam mu już odpowiedzieć. Odebrali mi zdolność mowy, ale nie słuchu, a jego głos koił żal, który nadal się we mnie tlił. Odsunęłam się od niego, by móc spojrzeć w jego oczy.

– Przepraszam za to, że musiałaś tego słuchać. – Złapał kosmyk moich włosów między palce. – Nie lubię tego robić, nie, gdy wiem, że to słyszysz. Pewnie uważasz mnie za okropnego człowieka...

Szarpnęłam za jego dłoń i pokiwałam głową. Wymigałam mu szybko:

„Nie jesteś okropny."

Posępny uśmiech rozepchał jego policzki, a potem musnął palcem moją żuchwę.

– Jestem Larisa. – Opuścił spojrzenie na swoją dłoń, w której trzymał książkę. – Ale myśl o tym, że ty możesz uważać mnie za potwora, jest dla mnie nie do zaakceptowania. Dlatego nie chcę, byś to słyszała.

Chwyciłam między palce jego brodę i uniosłam ją do góry. Wpatrywał się we mnie ze smutkiem, źli ludzie nie odczuwali takich głębokich emocji, jakich doświadczał Nikolai. Nie był zły. Karał złą osobę, musiał to robić, a ja to rozumiałam...

„Nigdy tak nie pomyślę." Wymigałam, mając nadzieje, że to sprawi, że kącik jego ust drgnie do góry.

Wsunął mi w dłonie książkę, a potem przyciągnął do swojej klatki piersiowej. Zaciągnęłam się jego zapachem. Nie wiem, ile staliśmy tak w bezruchu, ale czułam się lepiej, gdy on był obok. Był moim ratunkiem. Zaczął gładzić moje włosy, przymknęłam oczy, oddając się tej pieszczocie. Byłam więźniem, ale w jego towarzystwie, zapominałam o tym.

– Jak wiele jesteś w stanie wybaczyć? – spytał.

Dreszcz przemknął po moim ciele, a kiedy próbowałam się od niego odsunąć, docisnął mnie jeszcze mocniej do siebie. Ten dotyk już nie był pieszczotliwy, zaczął się zmieniać. Zakleszczył mnie w swoim uścisku, czułam, jak moje kości strzykają, krew przestała dopływać mi do dłoni. Nie mogłam nic powiedzieć, nie mogłam mu zasygnalizować, że mnie to boli...

– Kocham cię Larisa, pamiętaj o tym, robię to dla ciebie. – Głos mu drżał. – Wszystko, co robię, to z myślą o tobie. Chcę, żebyś była bezpieczna, a to jest jedyne wyjście.

Puścił mnie, a ja zaczerpnęłam powietrza, nie zdążyłam zareagować, gdy rzucił się na mnie. Zacisnął palce na mojej szyi, odcinając mi dopływ tlenu. Oczy mu się zaszkliły, jakby było mu mnie żal... Jeśliby tak było, to jego palce nie znalazłyby się na mojej krtani.

– Słuch, może mi cię odebrać, nie pozwolę na to.

Wraz z tymi słowami, zrozumiałam, co się właśnie wydarzy. Zaczęłam się szarpać, próbowałam podjąć walkę... Nie, nie, nie. Nie mogłam stracić słuchu, nie mógł mi go odebrać... Nie, nie, nie. Łzy zaczęły spływać z moich oczu, nie reagował. Nie patrzył mi w oczy. Poluzował na chwilę uścisk, bym mogła nabrać powietrza w płuca, ale po chwili znów zacisnął palce.

– Kocham cię.

Chciałam w to wierzyć. Ale jak mogłam uwierzyć w to, co mówił, gdy podczas wypowiadania tych słów, oplątywał palcami moją szyję. Wszystkie słowa, które wydobywały się z jego ust, ociekały kłamstwem. W jednej chwili stał się przeze mnie najbardziej znienawidzonym człowiekiem. Usłyszałam, jak ktoś wchodzi do pomieszczenia. Patrzyłam mu prosto w oczy, musiał dostrzec w moim spojrzeniu to, jak bardzo mnie zawiódł. Ale on nie spoglądał w moje oczy. Trzymał mnie w uścisku, gdy ktoś złapał mnie za ramiona, a potem... Rozpoczął się koszmar, który zmienił mnie na zawsze. Nie był litościwy, był potworem i jeśli myślał, że odebranie mi słuchu, będzie jedynym wyjściem na to, bym tego nie dojrzała jego wnętrza, był głupi. Ostre igły wsunęły się do moich uszu, a potem ból tak ogromy sparaliżował całe moje ciało. Szpikulce przebijały moje bębenki, a ja nie mogłam krzyczeć. Pozbawili mnie już języka, a teraz odbierali mi słuch. Chciałam umrzeć. Nic już mnie nie trzymało przy życiu. Zanim wszystko ucichło, usłyszałam krzyk, który dobiegał z jej celi. To było ostatnie, co usłyszałam... Ona nie mogła być zła. Nie krzywdzili jej, bo musieli, robili to, bo chcieli. Spotkało mnie to samo co ją. Gdy wszystko ucichło, zamknęłam oczy, modląc się, by już nigdy ich nie otworzyć. Bo to było, jedyne co mi zostało.

No to za nami piąty rozdział White Agony, dajcie znać co sądzicie! Wiem, że jest krótki, ale to zamierzone :D Macie mniej wiedzieć hehe 

Oczywiście to są surowe rozdziały, mogą pojawić się błędy za co z góry przepraszam! W papierze rozdziały z wattpada mogą ulec zmianie! A teraz podzielcie się ze mną Waszymi odczuciami!

Możecie komentować rozdział na Twitterze pod hasztagiem:

#whiteagony

White AgonyWhere stories live. Discover now