Rozdział czternasty

15K 608 723
                                    


Na wstępie chce zaznaczyć, że te rozdziały nie są przeze mnie sprawdzone pod względem: interpunkcji czy błędów (są one totalnie surowe, ale w papierowej wersji wszystko będzie pięknie)

Mam nadzieję, że nie będzie Wam to przeszkadzać, a jak coś wyłapiecie dajcie znać :3

To ostatni rozdział na wattpadzie! Resztę poznacie w papierze...

Tak, to powrót...

Esmeray

Próbowałam nas wyprowadzić. Niestety żaden z pokoi, do których wchodziliśmy nie prowadził do podziemi. Kiedyś można było przejść do nich przez większość pomieszczeń, ale ojciec musiał je zlikwidować. Więc jedyne wejście do tuneli było z cel więziennych, ale żeby tam się dostać trzeba było wejść do głównej sali. W niej natomiast był mój ojciec i jego goście, stamtąd oglądali te całe widowisko. Nicholas opierał się o mnie, nie miał już siły, a ja zaczynałam się bać. Musiałam go wyprowadzić stąd żywego, a jedyną możliwością na to, była jego wygrana. Wiedziałam, że istnieje tylko jedno rozwiązanie. Stanęłam i upewniłam się, że w tym miejscu nie ma kamer.

– Nicholas, posłuchaj mnie teraz.

Scott oparł się o ścianę, a następnie się po niej zsunął. Był cholernie przemęczony i ranny. Nie wiedziałam, jak długo jeszcze pociągnie i ile mamy czasu.

– Musisz mnie obezwładnić i liczyć na to, że wygrałeś. Wtedy wygrasz przysługę, proś o uwolnienie cię, mój ojciec jest słowny i to zrobi.

– Wyjdziemy stąd razem.

– Jedyne wyjście jest przez główną salę, stamtąd idzie się do cel więziennych, a od nich łatwo przejść do tuneli, które prowadzą na zewnątrz budynku.

Nicholas się uśmiechnął, on chyba miał swój plan, o którym nie raczył mi powiedzieć.

– Więc wyjdziemy razem, zaufaj mi.

Podniósł się i chwycił mnie, stałam plecami do jego torsu, przycisnął ostrze do mojego gardła. Nie miałam innego wyjścia, musiałam sprawdzić co wymyślił. Ruszył wzdłużył korytarza, przyciskał mocno nóż do mojej krtani, a kiedy minęliśmy pierwszą kamerę, zwrócił mnie w jej kierunku. Chciał, żeby mój ojciec to zobaczył. I w tym samym momencie rozegł się dźwięk. Znałam go. Rzeź się skończyła.

– Wygrałeś – wyszeptałam.

Miałam nadzieje, że się mnie posłucha. Mógł wrócić do rodziny, musiał tylko swoją wygraną dobrze wykorzystać. Masywne rolety zaczęły się unosić, wpuszczając do korytarzy blask księżyca. Słyszałam już krzyki i kroki ludzi ojca. Czekali aż otworzą się drzwi, by go zabrać, ale on upewnił się, że weźmie mnie ze sobą. Nie puszczał mnie. A kiedy otoczyli go zamaskowani zabójcy, którzy mierzyli do niego z broni, nie drgnął. Nagle opuścili lufy, a przed nich wyszedł mój ojciec, który zaczął bić brawo. Odwrócił nas w jego stronę, spojrzałam się w oczy ojca, ale nie znalazłam tam zawodu. Pierwszy raz nie patrzył na mnie, jakbym go zawiodła po raz kolejny.

– Gratuluje! – Nadal klaskał. – Wygrałeś nawet bez mojej pomocy.

Zrobił krok w naszą stronę, cały czas obserwując dłoń Nicholasa, która przytrzymywała nóż na moim gardle. Martwił się? Boże, jak chciało mi się śmiać. Nagle martwił się o moje życie? On sprawił, że pragnęłam śmierci bardziej niż czegokolwiek innego na świecie. Nienawidziłam siebie przez niego. Jak mógł teraz udawać troskliwego ojca, gdy tak naprawdę uczynił moje życie koszmarem.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 12 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

White AgonyWhere stories live. Discover now