☆Rozdział 4☆

1 1 0
                                    

Wielu było ochotników myślących, że ze mną wygrają. Oczywiście na pierwszy rzut oka myślałem, że przegram. Nigdy nie byłem miłośnikiem sportu aby mieć tak mocne dłonie.

Poszedłem dobaru i wziąłem w dłoń butelkę alkoholu.

Ktoś chrząknął na co zwróciłem uwagę.

- Za to trzeba płacić - powiedział rozdrażniony.

- Kto mi tak niby powiedział? - Moje szaty zalały cały pokój sprawiając ziemię w drganie.

- Przepraszam panie - wychrypiał i odwrócił wzrok. Dziwne bo nikt z tąd nie ma oczu.

Nie chciałem mu odpuścić ale też nie chciałem stracić swojego pierwszego ukaranego.

Odwróciłem się I przechyliłam butelkę. Trunek rozlał się po żebrach i innych kościach, a ja śmiałem się z tego rozwalając butelkę i stół.

Ktoś zagwizdał a jeszcze inni klaskali w dłonie.

- To jest nasz czas panowie! Szerzmy strach i obawę na następny dzień! - Krzyknąłem podnosząc ręce dając im do zrozumienia, że mówię do wszystkich.

Wszyscy zawiwatowali i rzucali swoimi drobiazgami do góry. Ja się szczerzyłem i ruszyłem do wyjścia.

Na mojej miednicy, a inaczej.. dupie wisiał pas. Ale nie taki normalny. To był pas z imionami osób, które znalazły się w takim stanie w jakim są teraz.

Może był mały, ale w moje palce wezmę nawet te najmiejsze kamienie.

Wyszedłem jakimś cudem na powierzchnię i rzuciłem pas do góry wyciągając rękę. Fale zaczęły drgać, a pasy świecić rzucając czerwoną poświatę.

Kościotrupy zaczęły się pojawiać jeden za drugim, a zapach metalu był wyczuwalny w powietrzu. Oh przepraszam. Jednak się myliłem.

Chcieliśmy się bawić. Tańczyć. Pić. Zrobić imprezę na ziemi jakieś świat nie widział. I nie zobaczy.

Wszyscy podzielili się na grupy. Jedni klaskali wydając rytm inni uderzali piętami o asfalt wydając ciche pukanie.

I takim oto sposobem powstał gmach.

Ja oglądałem to wszystko z boku. Fajnie było zobaczyć kogoś kto popełnił grzechi się bawi zapominając o tym.

- Chcecie odwiedzić rodzinę? Śmiało! Ale macie tu przyjść do dziesięciu minut inaczej was powybijam i każdy o was zapomni, a w książkach od historii nie będzie o was śladu - powiedziałem zwracając na siebie uwagę.

Wszyscy pouciekali w swoje strony aby jak najszybciej znaleźć się u rodziny. Nie zdążyłem im powiedzieć, że będą dla nich niewidzialni. Cóż. Zdarza się.

Kosa się poruszyła. Hmm. Ktoś umiera. Czas na mnie. Ruszyłem w stronę, którą mi wyznaczyła i wszedłem do domu aby zdobyć duszę.

Drobnej postury dziewczynka umierała z głodu. Obok niej na podłodze leżeli rodzice, którzy weszli w skład rozkładu. Myślę, że rozumiecie? Od ich ciała pachniało zgnilizną. Nie rozumiem tylko czemu mnie tu nie było kiedy umierali.

Ściągnąłem rękawicę i dotknąłem jej. Skóra dziewczynki opadała, a drobinka się przestraszyła na amen. Wzrostem sięgała mi do pępka, a byłem dość wysoki.

Działo się z nią to samo co z innymi, ale jej włosy zostały na swoim miejscu.

- Cześć mała - przywitałem się będąc na klęczkach. - Jak ci na imię?

Uśmiechnąłem się do niej ciepło.

- Bella - wyszeptała cicho.

- Boisz się mnie Bello? - Zapytałem poważnie co chyba jeszcze bardziej przestraszyło dziewczynkę.

Ta jedynie cicho kiwnęła głową patrząc w bok.

Wyciągnąłem do niej dłoń zachęcająco. Ta z wachaniem ją przyjęła, a ja wstałem powodując, że zrobiła to samo.

- Chodź mała. Poznasz niektórych ludzi, którzy wyglądają prawie jak ty - dotknąłem ją w mostek. - Nie bój się. Kiedy jesteś ze mną to nic ci się nie stanie.

Mroczny Sen; zagubiona dusza.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz