Dzisiaj Esmeray kończy 13 lat. Razem z jej mamą pojechaliśmy do Paryża. Miasta miłości.
Szedłem tuż za dziewczynami po schodach na wierzę po sam szczyt aż nagle ktoś odepchnął mnie do tyłu.
Zleciałem po schodach z wielkim łomotem. Poczułem coś twardego zaciskającego się na moich żebrach.
- Ktoś ty i jak mnie tu znalazłeś - powiedział ostro.
Powoli podniosłem wzrok i zobaczyłem wytatuowanego chłopaka, który był taki sam jak ja. Był śmiercią.
- Mógłbym zapytać o to samo - warknąłem odpychając go od siebie.
Odskoczył do tyłu I stanął na nogach. Po chwili zrobiłem to samo.
- Kim jesteś - ponowił pytanie.
Siedziałem cicho. Nie miałem zamiaru odpowiadać.
- Ile masz lat - zapytałem. - Jesteś zbyt słaby aby mnie pokonać.
- Jestem Sirius mam za sobą 250 jesieni - powiedział. - A ty?
- Jestem Jake i jestem na tym świecie 508 wiosen. Kim jesteś i dlaczego jesteś śmiercią - zapytałem.
- W każdym kraju jest jeden żniwiarz. Ja jestem we Francji inni w Szwecji Angli i tak dalej.
Gestem dłoni przywołałem do siebie kosę. Chłopak spojrzał na nią i rzucił się w moją stronę.
- Skąd wziąłeś moją kosę - warknął.
Zanim zdążył mnie dotknąć uderzyłem nią o ziemię sprawiając, że zamarł metr przede mną.
- To jest moja kosa - odwróciłem ją aby zobaczył moje wyryte imię. Jego zdenerwowanie zmieniło się w szok, a potem zrozumienie.
- Musisz stąd odejść. Byle szybko.
Zmarszczyłem brwi.
- Dlaczego?
- Każdy żniwiarz ma swój kraj. Gdy obaj się spotkają w jednym może dojść do nieporozumienia.
- Możesz wyjaśnić to bardziej logicznie?
- Jeżeli ona nas razem zobaczy wszystko pójdzie się jebać stary - westchnął. - Musisz uciekać póki nie jest za późno. Bo za chwilę zacznie się prawdziwa zbrodnia.
Dalej nierozumiejąc siedziałem cicho co zauważył bo mówił dalej.
- Kiedy żniwiarz zobaczy kogoś takiego samego po paru minutach dojdzie do bójki. Wygrany przejmuje jego kraj i obowiązek. Wtedy będziesz musiał przejąć tę robotę jeżeli nie chcesz być zapomnianym.
Puściłem go i ruszyłem w stronę granicy. Przebiegałem szybko pomiędzy autami blokami i ludźmi.
Chciałem zdąrzyć. Nie bałem się walki. Nie chciałem przejmować roboty kogoś innego.
Poczułem uderzenie od boku. Poleciałem na budynek powoli się z niego osuwając.
- Uciekaj - wymamrotał ciężko. Jego ciało wykręcało się. Widać było, że chciał się na mnie rzucić ale powstrzymywał się resztkami samokontroli.
Zrobiłem to o co prosił I dotknąłem kosy. Od razu się teleportowaliśmy, a ja odetchnąłem z ulgą.
Tylko co teraz będzie z Esmeray? Nie wie co się ze mną stało.
Ruszyłem w stronę kosy, która już chciała się wyrwać na przód. Szliśmy do ludzi, którzy umierali naturalnie. Ze starości.
Wysłałem ich do nieba i ruszyłem prosto do domu Esmeray. Jest Niedziela więc będzie musiała wracać. Pewnie jest już w samolocie.
Z tego co wiem jutro jest dość ważny sprawdzian z historii. Chciałbym jej pomóc więc wybiorę się z nią jutro.
Ku mojemu zaskoczeniu już były w domu. Taxi je podwiozły, a mała widząc mnie szybko podbiegła.
Krzycząc moje imię skoczyła wprost na moje ramiona przez co ją pochwyciłem i odwróciłem się z nią o 360°.
Piszczała szczęśliwa, a kiedy już ją odstawiłem na ziemi ruszyła wprost do domu ciągnąc mnie za palec.
- Pobawmy się w berka! - Krzyknęła.
Co to było?
Wytłumaczyła mi zasady i zaczęła grać. Uciekałem tak aby mogła mnie doginić i się świetnie bawić.
Złapała mnie więc ja zacząłem gonić ją. Udawałem, że sprawia mi trudność dogonienie jej, a ona się śmiała.
CZYTASZ
Mroczny Sen; zagubiona dusza.
De TodoJake Lunox to brunet liczący 178 cm wzrostu. Pewnego razu odkrył coś, czego nigdy by się nie spodziewał. Jego życie do tej pory toczyło się szczęśliwie, jak kula staczająca się z wysokiej góry nie zwracając uwagi na przeszkody. Jednak kiedyś musiał...