*100 lat później
Moje myśli codzień krążyły wokół tej jednej dziewczyny, która zawróciła mi w głowie. Nie wiedziałem kim jest, ale wiem jedno. Dręczy mnie dzień i noc od stu lat.
Mój charakter zdawał się zmieniać z każdym rokiem. Wszyscy bali się nawet na mnie spojrzeć. Nawet w mojej obecności nie brali sztucznego oddechu.
Załatwiłem Belli kolejną przyjaciółkę, a Eleonora nie wytrzymała po paru latach bez córki więc bez ostrzerzenia wzięła moją rękę w dłoń kiedy akurat nie miałem rękawiczki i zniknęła.
Postanowiłem uszanować jej pamięć więc zabrałem prochy wprost do pojemnika i postawiłem na półce w barze aby wszyscy ją pamiętali.
Sara. Bo tak miała na imię niewiasta, która przyprowadziłem wprost do ramion kruszyny przez chwilę nie wiedziała co się dzieje.
W końcu Bella miała 309 lat. A ona dopiero dziewiętnaście.
Po paru godzinach odnalazły swój język ale ja dalej chodziłem do ludzi wysyłając ich do nieba lub piekła.
Jakieś wzory zaczęły pojawiać się na kościach ręki za każdą odesłaną duszą.
Były to małe kwadraty. Przynajmiej trzy obejmowały mój jeden palec na zewnątrz. Nie bolało mnie to. Raczej wyglądały jak mały tatuaż tylko, że na kościach.
Miałem już 327 lat na karku i od tak długiego czasu dalej pamiętam kiedy się urodziłem. Mianowicie w 1498 roku.
Potem kiedy oboje z Lylionem mieliśmy 17stkę zabiłem go. Oczywiście nie z własnej woli. Myślę, że trzeba było dopełnić tą klątwę jakąś ofiarą. Ale obok mnie był najlepszy przyjaciel.
Wysyłanie dusz do ich miejsca przez wiele lat mnie bardzo przygnębiło. Wiele dzieci było zabijane przez patologicznych rodziców, a ja chcąc ich pomścić wysyłałem na nich tę samą klątwę, którą dzierżę od siedemnastego roku życia.
Niestety ta klątwa jest zbyt łagodna więc pomyślałem, że będą robić coś co nie przynosi nic szczególnego. Np. Wlewanie wody do dziurawej butelki tuż przy dnie.
Będą robić takie czynności przez wiele lat, aż mi się to nie znudzi. Mogą się bić w policzek bez przerwy. Za każdym razem mocniej aby głowa mogła odpaść.
Kroczyłem dumnie po komnacie umarłych. Na stolikach była przynajmiej jedna miska z robakami, które żyją ale umierają w chwili kiedy przegryziesz je na pół. Trzeba uważać. Jedne mogą się wgryźć w kości i nie puścić.
Bella i Sara robiły za barmanki wyrzucając z miejsca pracy zatrudnionych i doświadczonych trupów.
Widząc mnie zwiały, a barmani patrzyli na mnie przestraszeni. Skinąłem im głową na znak, że nic im nie zrobię.
- Bella - powiedziałem na co ta się zatrzymała. - I Saro.
Odwróciły się do mnie w chwili kiedy wypowiedziałem imię dziewczyny.
- Nie sprawisz, że ona zniknie tak jak tamta przyjaciółka - warknęła na mnie chowając za sobą dziewczynę.
Zaśmiałem się cicho kręcąc głową.
- Nie zamierzam robić krzywdy nikomu. Chyba, że ktoś zasłuży.
Patrzyła na mnie jeszcze chwilę ze ściągniętymi brwiami ale po chwili odpuściła.
- Proszę dziewczyny. Dajcie pracować barmanom - tutaj wskazałem ręką na ludzi za barem. - Przecież im to wynagradzam 30 minutową podróżą na górze.
Skinęły tylko patrząc w bok.
Stanąłem bardzo blisko nich i się zacząłem obracać w miejscu aby powstał sztuczny piasek, który oplatał i je.
Po chwili znaleźliśmy się na powierzchni. Sara złapała się za głowę przestraszona.
- Mogłeś nas uprzedzić. Wiesz o tym prawda?
Nie odpowiedziałem tylko wskazałem rękami na świat.
- Bella. Sara. Macie całą wieczność do przesiadywania tutaj. Znajdziecie mnie poprzez ten kryształ - podałem im czerwony klejnot.
Wzięły go ostrożnie i się mu przyglądnęły. Był to mały kompas. Powiedz tylko życzenie, a on znajdzie kogo tylko chcesz. Znalazłem go na grobie Lyliona podczas jednych z odwiedzin. Była tam karteczka o treści.
*Bowiem powiadam, że kryształ może spełnić Twoje marzenie i znaleźć kogo tylko chcesz. Podaruj to swoim zaufanym osobom, a nigdy cię nie zgubią.
CZYTASZ
Mroczny Sen; zagubiona dusza.
DiversosJake Lunox to brunet liczący 178 cm wzrostu. Pewnego razu odkrył coś, czego nigdy by się nie spodziewał. Jego życie do tej pory toczyło się szczęśliwie, jak kula staczająca się z wysokiej góry nie zwracając uwagi na przeszkody. Jednak kiedyś musiał...