Po powrocie do Nowego Jorku czekał nas intensywny tydzień. Aleks znalazł pracę w firmie architektonicznej, a dostał się tam dzięki poleceniu Pana Downeya, u którego odbywał staż w wakacje. Pracował sześć godzin, ale mógł zostawać dłużej oraz przychodzić, o której chciał, więc najczęściej wychodził do pracy już przed godziną szóstą.
Zanim zaczęłam się martwić, jak będę docierać na rehabilitację i do psychologa, okazało się, że Sam i Aleks mają już przygotowany grafik w tym zakresie. Codzienne trzy godziny rehabilitacji doprowadzały mnie do szału, ale nie narzekałam i ćwiczyłam równie ciężko, jak przez ostatni miesiąc. Psycholog po wysłuchaniu moich weekendowych rewelacji, stwierdziła, że dobrze byłoby spotykać się dwa razy w tygodniu, ale się nie zgodziłam.
Kogo na to stać? Mnie nie stać na pięć minut tej kobiety, więc tym bardziej nie mogę naciągać braci na jeszcze większe koszty. Poza tym papier i ołówki są tańsze – będę więcej rysować.
Co do rysowania... Aleks założył mi profil w specjalnej aplikacji, gdzie prezentuję swoje prace i teoretycznie mogą zgłosić się do mnie potencjalni klienci. Dobrze, że miałam na laptopie mnóstwo moich wcześniejszych prac, bo gdyby ten profil zakładać tylko na podstawie ostatnich prac, to grupą docelową odbiorców byliby tylko black i death metalowcy. Chociaż z drugiej strony, to mogłyby być ciekawe współprace. A! I mam już swoje pierwsze zlecenie.
Poza tym pozałatwialiśmy wszystkie formalności na studia. Po weekendzie zaczynaliśmy i byłam bardzo podekscytowana i trochę przerażona. Ok, kogo ja chcę oszukać? Trochę podekscytowana i wręcz kosmicznie przerażona. Czułam się, jakbym szła na ścięcie, a nie na wykłady. Pierwszy raz w życiu miałam brać w czymś udział, gdzie nie będę mieć u swego boku Aleksa i Josha... i ich pleców, za którymi się całe życie chowałam. Mój chłopak bez mojego gadania wiedział, jak się czuję, więc bardzo dbał o to, aby rozproszyć moje czarne myśli i rozluźnić moje wiecznie spięte ciało. Jego miękkie usta sunęły co wieczór (i czasami rano!) po każdym skrawku mojego spragnionego jego dotyku ciała, doprowadzając do tego, że serce chciało wyskoczyć mi z piersi. Miałam wrażenie, że każda komórka mojego ciała, pragnie każdej komórki jego ciała, a kiedy to pragnienie było zaspokajane, stawaliśmy się prawdziwą jednością. Jednym ciałem, jednym wspólnym oddechem, jednym wściekle bijącym sercem i jedną obezwładniającą falą rozkoszy... Uwielbiałam każde nasze zbliżenie. Uwielbiałam tonąć w jego spojrzeniu, które poza pożądaniem, było tak czułe i pełne miłości, że nabierałam pewności, że jestem jego całym światem. I uwielbiałam zasypiać w jego ramionach... spełniona, spokojna, bezpieczna, kochana, ale i kochająca całym sercem.
Weekend przed pierwszym tygodniem naszego studenckiego życia, również obfitował w rozpraszaczy czarnych myśli. W sobotę do południa wpadł do nas Adam. Jechał do Filadelfii, gdzie miał się spotkać ze swoją córeczką. Carol na szczęście trochę odpuściła, dając mu szansę na kontakt z dzieckiem, ale zastrzegła, że będzie go bacznie obserwować. Kupił więc maskotkę słodkiego królika i pojechał. Bał się i cieszył jednocześnie, ciężko było stwierdzić, co bardziej. Na widok naszego mieszkanka się roześmiał, ale ostatecznie stwierdził, że skoro zmieści się dla niego materac, to je akceptuje. Phiii... dostanie co najwyżej kawałek zimnej podłogi i stary koc.
W niedzielę dla odmiany wpadł Mark i zabrał mnie na obiad. Aleks, pod pretekstem zrobienia czegoś do pracy, został w mieszkaniu, co wcześniej ze mną uzgodnił. Oboje tak bardzo staraliśmy się być wyluzowani i zachowywać jak starzy dobrzy znajomi, że po pół godziny byliśmy zmęczeni i oboje zaczęliśmy się denerwować. W końcu Mark potarł sobie skronie, a następnie popatrzył na mnie zmęczonym wzrokiem.
- Przepraszam Maja...
- Nie masz mnie za co przepraszać – powiedziałam, jednocześnie zastanawiając się, czy ja też go powinnam za coś przeprosić.
CZYTASZ
Nigdy mnie nie stracisz
RomanceKontynuacja losów Mai, Aleksa, Josha i ich rodzeństwa z powieści "Nigdy z Ciebie nie zrezygnuję...". Maja wyjeżdża ze swej rodzinnej miejscowości na rehabilitację kolana. Chociaż Nowy Jork był jej celem i marzeniem od lat, teraz stał się synonimem...