Rozdział 7. Po prostu dziękuję.

27 6 20
                                    

W poniedziałek obudziłam się przed 5 rano i już nie dałam rady zasnąć. Chociaż za oknem widok mieliśmy na sąsiedni budynek, słońce znalazło dziś drogę do naszego mieszkania i jego promienie uparcie zaglądały mi w oczy. Serce łomotało mi w piersi, a dłonie zaczęły się pocić, więc niespiesznie wytarłam je w pościel. To tylko pierwszy dzień na studiach, a ja czułam się tak, jakby ten dzień miał zaważyć na całym życiu. Odwróciłam się powoli w stronę Aleksa, bacząc, by go nie obudzić. Spał spokojnie, więc tylko leżałam i go obserwowałam. Promień słońca padał na jego idealne usta, sprawiając, iż musiałam przygryźć własną wargę, aby powstrzymać się przed pocałowaniem go. Włosy, lekko przydługie, opadły na czoło i wręcz krzyczały, aby wpleść w nie palce. I te silne, umięśnione ramiona, w których znikam dla całego świata.

Ok, jak mam go nie obudzić, to nie mogę o nim myśleć. Aż tak silnej woli nie mam.

Odwróciłam się na plecy i znów zapatrzyłam w okno. Momentalnie wróciły myśli o studiach.

Boję się... ale niby czemu miałabym nie dać rady? Jestem w miarę mądra, bardzo pracowita i lubię wyzwania. Miałam szczęście i udało mi się dostać na wymarzone studia. Jak się przyłożę, będę dobrym grafikiem. A na studiach... może nawet uda mi się poznać jakichś znajomych? Jeśli nie, po powrocie do domu będę mieć Aleksa. A jak on pozna fajnych znajomych? Albo fajne dziewczyny? I się zakocha? Na pewno otoczy go wianuszek pięknych studentek...

Schowałam twarz w dłoniach, mocno naciskając kciukami na skronie.

Aaa! Jak mam wyłączyć swoją głowę?

Odetchnęłam i sięgnęłam po telefon. Weszłam w galerię zdjęć, a tam automatycznie włączył się pokaz slajdów ze wspomnieniami. Kolejne fotografie sprawiły, że nieco się uspokoiłam, ale w końcu zatrzymałam palcem pokaz na zdjęciu z zeszłych wakacji. Selfie, z serii tych nie najmądrzejszych, przedstawiało mnie, Aleksa i Josha na plaży. Robiliśmy głupie miny, a nasz dobry humor niemalże wyciekał z ekranu telefonu.

Josh... Też już zapewne jesteś w Nowym Jorku. Ty też zaczynasz studia... i jesteś z tym... sam. Denerwujesz się? Jesteś mądry, zabawny i całkiem przystojny. Poradzisz sobie. A ja jestem tu, gdybyś mnie potrzebował.

Starłam łzę i odłożyłam telefon.

Ok, wróćmy do myślenia, że mnie zaraz wywalą, bo jestem za głupia na te studia. To jest... mnie bolesne.

- Maja... – wyszeptał Aleks.

- Obudziłam cię? Przepraszam...

- Obudziło mnie twoje dudniące serce – powiedział, po czym przyciągnął mnie do siebie i pozwolił mi zniknąć w jego ramionach. Chwilę leżał i tylko głaskał mnie po plecach.

- Kochanie, jesteś najmądrzejszą osobą, jaką znam, więc świetnie sobie poradzisz. Już dziś wiem, że będziesz najlepszą studentką na roku. Poznasz ciekawych ludzi, z którymi później mnie poznasz i będziemy mieć fajną paczkę znajomych. Będzie dobrze, obiecuję.

- A jak twoi znajomi mnie nie polubią? Albo jak spodoba ci się tam jakaś dziewczyna? – Poczułam, jak delikatnie drży ze śmiechu. – No wiem, jestem żałosna.

- Nie żałosna. Uroczo nieświadoma tego, jaka jesteś piękna i cudowna – powiedział, po czym dodał: – A jak ty poznasz jakiegoś fantastycznego faceta i się zakochasz?

- To jest akurat niemożliwe – odpowiedziałam pewnie.

- Dlaczego?

- Bo jesteś chłopakiem, którego kocham, moim najlepszym przyjacielem, któremu ufam bardziej niż sobie, moim powodem do uśmiechania się i nie utonięcia w łzach. Dzięki tobie oddycham i mam siłę walczyć... A do tego jesteś niezłe ciacho – podkreśliłam zadowolona. – Poza tym akceptujesz mnie, kochasz mnie taką, jaką jestem, a to nie jest proste. Tak więc, gdzie ja niby miałabym drugiego takiego znaleźć? – zaśmiałam się na zakończenie mojego wywodu.

Nigdy mnie nie straciszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz