Petunia weszła do domu w wyśmienitym humorze. Prawie godzinna przejażdżka z biednym Polkissem, przysporzyła jej wiele nowych tematów do plotek. Kto jak kto, ale dzieci prawie zawsze dostrzegają więcej niż dorośli więc dla człowieka takiego jak Pani Dursley były wręcz istną skarbnicą wiedzy.
Kiedy wjechała samochodem na podjazd przed domem Polkiss nie mógł powstrzymać westchnienia ulgi. W końcu koniec rozmowy, która bardziej niż dialog przypominała przesłuchanie.
Naprawdę nie było w świecie bardziej wścibskiej kobiety niż Pani Dursley. Dlatego pojawienie się Dudleya i jej męża na horyzoncie było dla chłopca jak cud z jasnego nieba. Bowiem ilekroć ukochany synek mamusi pojawiał się w zasięgu jej wzroku, kobieta natychmiast traciła zainteresowanie czymkolwiek innym.- Cześć Piers. - powiedział Dudley, wciskając swój tłusty zadek do samochodu. Chłopiec pod płaszczykiem wciskania się wszędzie przed Harrym nabrał pewności że w czasie podróży będzie swoistą ścianą między Piersem a Harrym.
- Siemka Duży D! - ucieszył się blondyn, przybijając z Dursley'em piątkę. Co wyglądało dość komicznie, bo tusza Dudleya przy kościstym ponad wszelką miarę Polkissem wyglądała wprost przekomicznie. - Twoja mama powiedziała mi, że wybieramy się do zoo.
- Tak to prawda. Otworzyli nowy dział w amfibiarium gadów. MUSZĘ zobaczyć tego Boa dusiciela! - zawołał z przesadnym wręcz entuzjazmem Dudley, czym z jakiegoś powodu wywołał pełen dumy uśmieszek na ustach Vernona Dudley'a. Być może w jakiś sposób utożsamiał on zainteresowanie groźnym zwierzęciem z prawdziwą męskością.
Harry zaś milczał, kuląc się w swoim miejscu najmocniej jak to możliwe, by niepotrzebnie nie rozdrażnić wuja lub ciotki. To był niezwykły dzień. Pierwszy raz odkąd pamiętał jego urodziny miały być naprawdę fajne, w przeciwieństwie do ostatnich dziesięciu lat.
- Chciałbyś mieć takiego węża w domu Dudley? - zapytał Vernon Dursley jedną ręką gładząc swojego niezbyt gęstego wąsa, a drugą zaś trzymając na kierownicy samochodu.
- Vernon! Kochanie, żadnych węży w naszym domu! - Petunia aż wzdrygnęła się ze wstrętem na myśl że w jej idealnie czystym i wysprzątanym domu miałby zamieszkać, olbrzymi, niebezpieczny gad.
Harry z trudem stłumił w sobie chichot obserwując bladą jak u trupa twarz ciotki Petuni. Jej zwykle końska i nieatrakcyjna twarz, teraz wyglądała jeszcze gorzej. Zupełnie jakby wykopali trupa na cmentarzu i przypadkowo zdzielili jego twarz łopatą...
Cóż Petunia Dursley nigdy nie grzeszyła urodą. Nie można powiedzieć że zostawiała za sobą tabuny złamanych serc. Była... nieatrakcyjna za równo z wyglądu jak i z charakteru.
Podobnie jak jej mąż. Pod tym względem dobrali się niemalże idealnie. Jak to mówią, ciągnie swój do swego.- Po Zoo chciałbym jeszcze na lody. - stwierdził nagle Dudley gdy wlepiając wzrok w zmieniający się krajobraz za oknem samochodu, dostrzegł jedną z dość popularnych w Wielkiej Brytanii lodziarni. Nie był to może poziom sławy jak niektóre restauracje Fast Food, ale nie było to tanie ani opustoszałe miejsce.
- Coś pomyślimy kochanie. - odpowiedziała na to Petunia i choć niedającej jasnej decyzji odpowiedzi, ton jej głosy i wyraz twarzy zdradzały że i tym razem kobieta nie zamierza odmówić niczego swojemu ukochanemu synowi.
Państwo Dursley rozpieszczali syna bez jakiegokolwiek umiaru. A Dudley bez skrupułów to wykorzystywał... między innymi do tego by pomóc swojemu kuzynowi, w dyskretny i mało zauważalny dla postronnych sposób.
To właśnie dzięki Dudley'owi życie w Little Whinging, było dla Harry'ego w miarę znośne. W końcu łatwiej stawić czoła przeszkodom wiedząc że ma się kogoś po swojej stronie. Kogoś kto zawsze będzie obok.- Proszę Mamo, podobno dodali nowe smaki deserów lodowych do Menu. Bardzo chciałbym ich spróbować! - uparł się Dudley, lekko wydymając dolną wargę. Siedzący obok niego Piers ledwie pohamował śmiech. W końcu młody Dursley zachowywał się w ten sposób tylko przy rodzicach. W szkole był raczej... poważnym i szanowanym uczniem, nawet niektórzy bali się go ze względu na to chłodne emanowanie którym emanował na co dzień.
Kobieta westchnęła, z przesadną wręcz mimiką twarzy i spojrzała na syna jakby zamiast jedenastolatka widziała tam nadal swojego małego, pulchnego syneczka jakim chłopak był pięć lat temu.
- Dobrze Dudley. Myślę że jeśli będziecie z Pries'em grzeczni, Tatuś na pewno się zgodzi was zawieść. - powiedziała, aż nienaturalnie przesłodzonym i miłym tonem, dostrzegając kątem oka słaby uśmieszek na ustach swojego męża. Kobieta celowo zignorowała obecność Harry'ego, początkowo mieli bowiem zostawić chłopca pod opieką Pani Figg, jednakowoż pech chciał że kobieta wyjechała odwiedzić, mieszkającą w innej części kraju siostrę. A przynajmniej taka była oficjalna wersja.
Tak naprawdę Pani Figg, wciąż przebywała w swoim, opanowanym przez koty domu. Wszystko dlatego że w dniu w którym rodzice Dudleya zgodzili się na wycieczkę do Zoo, chłopiec pomknął do domu kobiety zaraz po lekcjach i poprosił by odmówiła opieki nad Harry'm tego dnia. Opowiedział jej o całym swoim planie, sprawiając że rozczulające ciepło rozlało się w piersi kobiety. Jak to możliwe że ktoś tak dobry i inteligentny jest synem kogoś tak zepsutego i ograniczonego jak państwo Dursley?
- Jesteśmy na miejscu. Wysiadajcie. - powiedział Vernon, gdy po piętnastu minutach krążenia po parkingu, znalazł w końcu wolne miejsce parkingowe. Nie dziwota, że było ciężko je znaleźć. Trwały wakacje, a dzień był wyjątkowo ciepły, oczywistym więc było że Zoo przeżywało istne oblężenie turystyczne.
Harry wyskoczył z samochodu jak oparzony, zupełnie jakby bał się że jeśli będzie zwlekał zbyt długo wujostwo zamknie go w środku, zapominając o nim na cały dzień. Pięć minut w nagrzanym samochodzie to piekło, nie mówiąc już o kilku godzinach. Nie ma opcji że zaryzykuje coś takiego z byle powodu.
Zaraz za nim z samochodu wyskoczył Dudley i Pries. Oboje podskakiwali i biegali wokoło samochodu, wywołując pełne... specyficznej czułości, uśmiechy na ustach rodziców grubszego chłopca. Po chwili, gdy Ciotka Petunia wydobyła swoją torebkę z czeluści bagażnika (i po długiej walce o jego zamknięcie) w końcu ruszyli w stronę kas by zakupić bilety i rozpocząć zwiedzanie.
Już z daleka dało się słyszeć, gwar towarzyszący licznym rozmową oraz wydawane przez zwierzęta odgłosy. Między innymi "trąbiącego" słonia i ryczącego lwa.Czarnowłosego rozsadzała wręcz ekscytacja. Chłopiec przebierał nóżkami w miejscu, próbując dać jej ujście w sposób który nie zdenerwuje wujostwa i nie ściągnie na niego niepotrzebnej uwagi.
Wtedy po raz pierwszy zauważył kilka sów, siedzących na ogradzającym Zoo murku. Ptaki przyglądały mu się z ciekawością jakby na coś czekały. To jednak było niedorzeczne, to tylko ptaki. Prawda?
A jednak wzrok sów nieoderwanie śledził kroki Pottera, do chwili gdy zniknął on za prowadzącą do Zoo bramą. Co najciekawsze Harry nie był jedyną osobą która to zauważyła.Petunia Dursley nigdy w życiu, tak bardzo nie chciała by jej przeczucia nie były prawdą.
Od autorki:
Trochę mnie tu nie było, ale po pierwsze miałam operację a po drugie jestem w czasie intensywnej rehabilitacji i siedzenie godzinami przed komputerem mi nie służy. Mimo to mam nadzieję że ktoś tu jeszcze został i że przyjmiecie ten rozdział równie dobrze co poprzednie.
Buziaki
~ Nikita
![](https://img.wattpad.com/cover/369821918-288-k801767.jpg)
CZYTASZ
Tajemnice Dumbledore'a | Drarry Severitus
FanficLegenda o chłopcu który przeżył ciągnęła się przez wiele lat po świecie magicznym. Wspomniany chłopiec urósł do miana istoty niemal mitycznej, pozbawionej jakichkolwiek wad i stanowiącej wzór cnót wszelakich. Nikogo nie obchodziło co się stało z ch...