Zakupy na ulicy Pokątnej trwały dłużej niż którekolwiek z nich mogłoby się spodziewać. Gdy zebrali składniki do eliksirów, kociołki i podręczniki na dworze było już ciemno. A ciągle pozostawały im do zamówienia szaty, u Madame Malkin. W końcu, bez mundurków do szkoły jechać nie mogli.
- Narcyzo, muszę lecieć do ministerstwa. - powiedział Lucjusz, gdy patronus Severusa rozmył się już w nicość. Na szczęście dla nich, chłopcy nie zauważyli stworzonego przez zaklęcie zwierzęcia, zbyt zajęci byli przeglądaniem księgi dotyczącej Quidditcha, która choć wymagana nie była, została przez Harry'ego i Draco ręcznie dopisana do listy szkolnych zakupów. Jakże więc mogliby im odmówić jej zakupu?
- Severus ma jakieś problemy? - zapytała zaniepokojona kobieta, dotykając ramienia męża. Oczywiście słyszała wiadomość przekazaną przez patronus, jednakże była ona tak chaotyczna że niewiele z niej zrozumiała.
- Nie jestem pewien. Amelia Bones, jest skora przyznać mu opiekę, jednak konieczna jest obecność świadka całego procesu. Tak jak przy zawarciu małżeństwa. - wyjaśnił Lucjusz, który choć od wielu lat pracował w ministerstwie, pierwszy raz był bezpośrednio zainteresowany sprawą przekazania opieki nad nieletnim czarodziejem. W każdym razie pierwszy raz od dziesięciu lat. A w tym czasie sporo już zdążyło się zmienić, szczególnie biorąc pod uwagę jak często wprowadzane były nowe dekrety i ustawy.
- Dobrze. Dam sobie radę z chłopcami. - zapewniła go kobieta widząc, niepewność w oczach Lucjusza. Pocałowała go szybko w usta i lekko, delikatnie jak dotknięcie skrzydeł motyla, pchnęła go w stronę kominków sieci fiuu by udał się do ministerstwa. Dając mu tym samym do zrozumienia że ma zająć się teraz tym co najważniejsze.
- Gdzie idzie tata? - zapytał Draco który jak na złość odwrócił się akurat w momencie, w którym Lucjusz oddalił się już i zniknął w tłumie innych czarodziejów i czarownic. Na szczęście jednak Narcyza, zdecydowanie lepiej radziła sobie z wrodzoną ciekawością dzieci niż jej mąż i szybko wybrnęła z tej sytuacji.
- Pomóc wujkowi Severusowi, z czymś bardzo ważnym... No już chłopcy, idziemy po wasze szaty. - ponagliła ich, i kładąc dłonie na ich ramionach pokierowała ich w stronę zakładu krawieckiego Madame Malkin "Szaty na każdą okazję", gdzie spędzili kolejne dwie godziny na różnego rodzaju przymiarkach i pomiarach, na podstawie których Madame Malkin stworzyła dla chłopców kompletne szaty szkolne. A także swetry i koszulki, które za sprawą magi same z siebie przybiorą wzór odpowiedni dla ich domu zaraz po przydziale, by ograniczyć ilość zbędnych przeróbek i modyfikacji do absolutnego minimum. - Jak będziecie grzeczni przez resztę dnia Zgredek przygotuje ulubiony makaron Draco. - obiecała Narcyza, chcąc tym samym zachęcić chłopców do nienagannego zachowania. Nie żeby sprawiali jej oni problemy... ale przezorny jest zawsze ubezpieczony.
I tak właśnie upłynął im czas, w czasie którego Lucjusz i Severus stawili czoła wymiarowi sprawiedliwości świata czarodziejów.
***
Lucjusz pojawił się w ministerstwie, zdecydowanie szybciej niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać. Mężczyzna wpadł do sali przesłuchań, w której zebrał się prawie cały skład Wizengamotu, jakby sam diabeł gonił go po ministerialnych korytarzach. Ku ogromnej uldze Lucjusza, wśród nich nie było jednak Dumbledore'a, a samo to sprawiało że sprawa miała większą sprawę na pozytywny finał.
- Witaj Lucjuszu. - powitał go Korneliusz Knot, czyli obecnie sprawujący władzę Minister Magii, oraz tym samym głowa czarodziejskiego sądownictwa. - Jak mniemam, znasz powód dla którego zostałeś tutaj wezwany.
- Oczywiście, Korneliuszu. - potaknął Lucjusz, stając obok Severusa i dokładnie zapoznał się z treścią leżącego na stole dokumentu. - Proszę mi powiedzieć, kiedy decyzja Wizengamotu wchodzi w życie? Bo sądząc po wiadomości Severusa zakładam, że Wizengamot przychylił się do wniosku Pana Snape'a.
- Z chwilą podpisania dokumentu przeze mnie, opiekuna który chce przejąć opiekę nad małoletnim oraz świadka. - wyjaśniła Amelia Bones, kobieta, która to od wielu już lat zajmowała się wszelkimi sprawami dotyczącymi niepełnoletnich czarodziejów. A jeżeli ona była na sali, jasnym było że decyzje jakie zapadną, będą możliwie najbardziej korzystne dla dziecka, o którym w danym momencie mowa.
- I jak mniemam ta decyzja jest prawomocna i nie do podważenia. Prawda? - drążył Lucjusz, zadając dokładnie te same pytania, które ledwie kilka godzin wcześniej zadawał Severus. Z jednej strony było to urocze... z drugiej zaś potwornie męczące dla Korneliusza który po raz drugi musiał szczegółowo wyjaśniać całą procedurę. Chociaż gdyby spojrzeć na to nieco inaczej, dzięki temu każdy obecny na sali nabierał pewności że chłopiec jest oddawany w dobre i troskliwe ręce.
- Tak, dokładnie tak. Lucjuszu, nie mam w zwyczaju pośpieszać, tak poważnych decyzji. Nie mniej jednak jeżeli chcemy w pełni zakończyć proces adopcyjny, przed rozpoczęciem przez chłopca szkoły, musimy się spieszyć. Pracujesz tu od lat, doskonale wiesz jak długo ciągną się sprawy wszelkich zgód i zezwoleń. - o dziwno Korneliusz zdawał się personalnie zaangażowany w sprawę. Być może dlatego że doskonale pamiętał jak lata wcześniej za równo Severus Snape jak i rodzina Malfoyów czy Riddle'ów starały się o opiekę, niestety jednak skutecznie powstrzymane przez Dumbledore'a.
- Gdzie mam podpisać? - zapytał Pan Malfoy, czując na sobie pełne wdzięczności spojrzenie przyjaciela. Po westchnieniu ulgi z ust Severusa domyślił się jak wiele nerwów i stresu musiał go kosztować cały ten proces. I nie żeby się temu dziwił.
Lucjusz złożył swój zamaszysty podpis na dokumentach, we wszystkich trzech wskazanych przez Ministra miejscach. Gdy tylko to uczynił dokument samoistnie się złożył, uniósł do góry i samodzielnie poleciał do departamentu odpowiedzialnego za opiekę prawną nad nieletnimi czarodziejami.
- No dobrze. Tak jak wspominałem Panie Snape, Harry od dziś znajduje się pod pana opieką i może z Panem zamieszkać. Jednakże przez najbliższy rok proszę spodziewać się odwiedzin kuratora, który to będzie sprawdzał warunki życia chłopca. - powiedział Minister, podnosząc się ze swojego miejsca i zbierając dokumenty, które jeszcze chwilę temu przeglądał.
- Oczywiście Ministrze.
- Spotkanie w sprawie opieki nad nieletnim Harrym Jamesem Potterem, zostaje zakończone. - Minister stuknął młotkiem w podstawkę a członkowie Wizengamotu wstali i opuścili pomieszczenie, pozostawiając Lucjusza i Severusa samych.
- Udało się. Chwała Merlinowi. - powiedział Severus, którego dopiero co zaczął opuszczać stres. Teraz gdy wszystko było już oficjalne, nawet sam Dumbledore niewiele mógł zdziałać by zmienić decyzję Wizengamotu. - Jak wam poszło na zakupach?
- Wszystko udało się nam skompletować, pozostały im jeszcze tylko szaty. - powiedział Lucjusz i na chwilę zamilknął wyraźnie się nad czymś zastanawiając. - Myślę jednak, że powinni już być w domu.
- Wobec tego, powinniśmy wracać jak najszybciej. - odpowiedział na to Severus, który choć wiedział że to dopiero początek długiej i z pewnością bardzo trudnej drogi, nie mógł pohamować radości która towarzyszyła mu tego dnia.
- Tak, to zdecydowanie jest dobry pomysł. - przyznał Lucjusz po czym skinął głową w kierunku licznych kominków zdobiących korytarze ministerstwa. - Nie ma na co czekać. Wiesz że Dumbledore dostanie szału, prawda?
- Trudno. Dobro Harry'ego jest ważniejsze niż plany tego starego wariata. Nie do końca rozumiem o co chodziło w tym popieprzonym układzie z Petunią, ale jedno wiem na pewno, jakikolwiek cel ma w tym wszystkim Albus nie jest to dobro chłopaka.
Od autorki:
Rozdział dość krótki jednakże - mam nadzieję że i tak wam się spodoba. Nie chciałam zostawiać was na długo bez rozdziału - niedługo Hogwart - jeszcze tylko Snape Manor, poznanie Toma i Belli i możemy jechać Ekspresem Hogwart!
Buziaczki~ Nikita
![](https://img.wattpad.com/cover/369821918-288-k801767.jpg)
CZYTASZ
Tajemnice Dumbledore'a | Drarry Severitus
FanficLegenda o chłopcu który przeżył ciągnęła się przez wiele lat po świecie magicznym. Wspomniany chłopiec urósł do miana istoty niemal mitycznej, pozbawionej jakichkolwiek wad i stanowiącej wzór cnót wszelakich. Nikogo nie obchodziło co się stało z ch...