Od samego rana w domu Walkerów panował istny zgiełk spowodowany świątecznymi przygotowaniami. Geo zawieszał lampki w salonie, Will biegał za Dinem, próbując założyć mu rogi renifera, a Alexa robiła listę zakupów między czasie odpisując innym. Wszyscy chcieli jak najszybciej wyrobić się ze sprzątaniem i przyszykowaniem domu, wiedząc że za kilka godzin ma przyjść reszta.
W końcu po niespełna godzinie udało się każdemu zrobić to, co miał w planach, no może oprócz Willa, który poddał się i przestał prześladować psa. Siedzieli właśnie w kuchni, jedząc śniadanie, mimo, że zegar wskazywał już prawie dwunastą. Nagle po całym pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk przychodzącej wiadomości. Brunetka spojrzała na swój telefon, odblokowała go, po czym uniosła wzrok na swojego brata.
— Jake pyta się czy mają zrobić po drodze zakupy. — stwierdziła, patrząc na leżącą przed nią listę.
— Niech zrobią. Będziemy mieć więcej czasu. — dziewczyna zaczęła klikać coś na ekranie, po czym zaraz wróciła do jedzenia i rozmowy z braćmi. Will podekscytowany opowiadał im o tym, co będą robić jak reszta przyjdzie. Nie mógł doczekać się i już tylko odliczał minuty do ich przyjścia. Jego starsze rodzeństwo było naprawdę uciszone tym widokiem. Dawno nie widzieli go tak szczęśliwego.
Po zjedzonym posiłku cała trójka usiadła w salonie, planując to, co jeszcze mają zrobić. Wiedzieli, że czasu jest coraz mniej, a pracy jakby z każdą chwila przybywało. Musieli upiec pierniczki, ubrać choinkę, odśnieżyć podwórko i przebrać się, ale nawet nie wiedzieli jak się za to wszystko zabrać. Minęło dziesięć minut i nic, każdy pozostał na swoim miejscu, dwadzieścia i nadal nic. Aż w końcu po dwudziestu siedmiu minutach ktoś zadzwonił dzwonkiem. Zaskoczona Alexa wstała i otworzyła drzwi, w których stali Mike, Logan, Jake i Katie, próbując się nie poślizgnąć na oszronionych schodach. Ich sprzątnięcie było jednym z zadań do zrobienia tego dnia, ale raczej jednym z ostatnich.
Czym prędzej weszli do środka nie chcąc dłużej marznąc na zewnątrz. Brunetka ze zdziwieniem patrzyła jak ściągają buty i kurtki. Mieli przyjść za dwie godziny, a nie teraz.
— Co wy tu robicie tak wcześnie? — zapytała brązowooka, skanując wzrokiem opierającego się o ścianę szarookiego chłopaka, który posłał jej chamski uśmieszek.
— Przyszliśmy wam pomóc. Chyba nie myśleliście, że będziecie musieli wszystko robić sami. — odpowiedział czarnowłosy, poprawiając fryzurę. Alexa słysząc to jedynie pokiwała głową, nie chcąc przyznać się, że tak właśnie myślała, w końcu to ona ich zaprosiła.
— Ej, a Chrisa gdzie zgubiliście? — zapytał George, który akurat wszedł do przedpokoju.
— Zaraz powinien być z siostrą i zakupami. — słysząc ostatnie słowo dziewczyna niemal nie zakrztusiła się własną śliną. Wysłali Chrisa na zakupy. I to w dodatku samego.
— To się źle skończy. — skomentował najstarszy z nich, powstrzymując się od śmiechu, na co inni tylko przytaknęli.
— Żebyś wiedział. — podsumował Allen przewracając rozbawiony oczami. Zaraz po tym ruszył do kuchni zwabiony zapachem gorącej czekolady, którą jeszcze chwilę temu zrobiła Alexa. Jasnowłosy z chęcią upił pierwszy łyk czując przy tym jak po jego ciele rozchodzi się fala przyjemnego ciepła.
Po kilku minutach ponownie rozległ się dzwonek do drzwi. Wszyscy którzy stali w przedpokoju chcąc założyć lampki na szafki i obręcz schodów, spojrzeli na stojącego wewnątrz Chrisa z torbą zakupów w jednej ręce, drugą zaś trzymał swoją młodsza siostrę. Oboje wyglądali na mocno zmarzniętych tym bardziej dziewczynka, której policzki były mocno zaróżowione. Niebieskooka stała za bratem, nie chcąc chociażby wyglądnąć zza jego pleców. W końcu jednak zrobiła to, a Chris nareszcie mógł w spokoju się rozebrać.
CZYTASZ
Our Destiny
Teen FictionLogan Black, chłopak z szanowanej czarodziejskiej rodziny zostaje wysłany wraz z dwójką, najlepszych przyjaciół do świata zwykłych ludzi w celu uchronienia istnienia czarodziei. Jednak co się stanie, gdy na ich drodze stanie dziewczyna, gotowa zrobi...