Nowy Jork, USA, 2001 rokAnia siedziała właśnie w eleganckim studiu, gdzie planowano nagrać o niej dokument biograficzny. Po wydaniu łącznie pięciu powieści w wieku trzydziestu sześciu lat czuła się spełniona jako twórca, a ponieważ sukcesy w tej dziedzinie zaczęła odnosić już w połowie lat osiemdziesiątych, na tym etapie kariery miała naprawdę liczne grono wielbicieli jej pióra, które pragnęło poznać jak najwięcej szczegółów z życia swojej ukochanej pisarki. Dodatkowo słynęła z licznych działań charytatywnych i społecznych, nierzadko walcząc z rasizmem, homofobią i mizoginią. Szczególnie przez to pierwsze straciła w życiu zbyt wiele.
Założyła nogę na nogę, gdy zabłysły reflektory, a plan stwarzał warunki domowe, imitując pokój w stylu lat czterdziestych. Zanim zaczęła odpowiadać na pytania młodej, ciepło uśmiechającej się dziennikarki o dużych, czerwonych ustach, upiła z filiżanki kawę i mimowolnie zaczęła przesuwać po palcu złoty pierścionek z małym, symbolicznym diamentem. Robiła to za każdym razem, gdy zaczynały wywiad, więc kobieta poczuła, że najwyższy czas poruszyć drażliwy temat wielbionej pisarki. Przez te wszystkie lata ani razu nie zdecydowała się o tym wypowiadać, więc istniało duże ryzyko, że znów odmówi udzielenia odpowiedzi, ale musiała je podjąć. To za bardzo interesowało wszystkich, którzy czytali jej książki.
– Czy zdradzi pani, dlaczego każda historia miłosna w pani twórczości kończy się tragicznie?
Ania nie uśmiechała się już tak intensywnie, jak chwilę wcześniej, ale wielokrotnie przygotowywała się na to w swojej głowie. Nadeszła pora, by podzielić się swoją historią ze światem. Minęło już zbyt wiele czasu.
– Ponieważ sama byłam nieszczęśliwie zakochana, a w zasadzie, to wciąż jestem. Jest mi ciężko pisać o miłości w inny sposób. To moje osobiste katharsis.
– A więc ktoś w przeszłości śmiał złamać pani serce do tego stopnia, że wciąż się pani tym zadręcza i przestała pani wierzyć w miłość?
– Nie, skądże – zaśmiała się. – Ja nigdy nie przestałam wierzyć w miłość. Przeciwnie, umocniłam się w przekonaniu, że jest jak najbardziej realna i wieczna. U mnie wszystko zaczęło się w osiemdziesiątym pierwszym. Ten najwcześniejszy epizod naszej miłości opisałabym dwoma słowami. Pierwsze to byłam. Drugie to głupia. Po prostu byłam głupia.
Avonlea, Kanada, 1 września 1981 roku
Ania i Diana umówiły się w lesie, by razem przekroczyć próg szkoły średniej po raz pierwszy w życiu. Obie były tak zestresowane i podekscytowane zarazem, że nie potrafiły mówić o niczym innym, niż o ich wyobrażeniach o nadchodzących trzech latach. Po ponad dwóch latach życia w domu adopcyjnym u Cuthbertów Ania była pełna nadziei i dobrych myśli. Ubrała tego dnia zieloną sukienkę w stylu retro, częściowo upięła włosy i nałożyła delikatny makijaż, by zrobić jak najlepsze pierwsze wrażenie. Maryla i Mateusz powiedzieli, że wyglądała bardzo dobrze, a ona wyjątkowo była skłonna w to uwierzyć. Skoro tak się czuła, jej ciało musiało to odzwierciedlać. Przed wyjściem przesłuchała wszystkie ulubione piosenki ABBY, więc nie potrafiła powstrzymać się przed nuceniem Dancing Queen. Ta piosenka była jednym z powodów, przez które nie mogła się doczekać swoich siedemnastych urodzin.
– Po pierwsze, będziemy mieć same szóstki – zaczęła wymieniać Diana.
– Po drugie, weźmiemy udział we wszystkich zajęciach dodatkowych – dodała Ania.
– Po trzecie, będziemy chodzić na wszystkie dyskoteki.
– Po czwarte, będziemy mieć dużo przyjaciół.
– Po piąte, przeżyjemy epicką miłość.
Jednocześnie westchnęły z rozmarzeniem, patrząc w pogodne niebo. Nawet ono wskazywało na to, że nadchodzący dzień będzie wspaniały.
CZYTASZ
Somebody to Love - Shirbert
FanfictionJest rok 1986. Zagubiony życiowo Gilbert Blythe wraca z Cambridge do Kanady nie ukończywszy studiów medycznych, podczas gdy Ania Shirley-Cuthbert świeci tryumfy jako młodociana pisarka fantasy, o której słyszał już cały anglojęzyczny świat. Coś jedn...