Rozdział 25 - Rozłamy i porozumienia

8 3 0
                                    

Nowy Jork, USA, 2001 rok

Wtedy dziennikarka doskonale zrozumiała, dlaczego Ania tak zawzięcie gładziła złoty pierścionek, który miała na palcu.

– Tak, to ten sam pierścionek – powiedziała rudowłosa, odgadując jej myśli. – Nie dał mi go na potańcówce. Wróciliśmy wtedy do mnie, otwierałam wino, a kiedy się odwróciłam, stał za mną z pudełeczkiem, w którym znajdowało się to małe, błyszczące cudo. Cokolwiek złego wydarzyło się tego dnia, odeszło na dalszy plan. To, co miało nadejść w przyszłości, chwilowo też nie miało znaczenia. Prawdę mówiąc, czekałam na ten moment. Mówiłam Mateuszowi, że być może nigdy nie weźmiemy ślubu, ale skrycie go pragnęłam. Chciałam złożyć tę przysięgę i mieć pewność, że nikt i nic nie odbierze mi naszej wspólnej przyszłości. Kiedy zaczęliśmy wszystko planować poszłam na wiele ustępstw, przede wszystkim dlatego, że mi one nie przeszkadzały. Zawsze miałam jakieś marzenia związane z suknią ślubną, bukietem, muzyką i rzeczami tym podobnymi, chciałam też mieć bardzo małą ceremonię, ale były rzeczy praktyczne nad którymi nigdy się nie zastanawiałam, a on tak. Więc zgodziłam się na większość jego próśb, a on przystawał na moje. Mówi się, że pary najwięcej kłótni mają planując ślub, ale z nami tak nie było. Dowiedziałam się też, że skrywał kolejną tajemnicę, nawet przed swoją najbliższą rodziną i zaczęłam się zastanawiać, czy te jego sekrety kiedyś się skończą, ale postanowiłam być dla niego łagodna. Oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że wystarczające manto spuści mu jego tata, kiedy tylko się dowie. Za chwilę wyjaśnię też, dlaczego nigdy nie mówiliśmy o tym związku publicznie. Przekazanie Maryli i Mateuszowi wiadomości o ślubie było bułką z masłem. Oboje nie posiadali się z radości i nie przeszkadzały im dziwne, niech pani mi wierzy, naprawdę dziwne okoliczności, w jakich miało do tego dojść. W przeciwieństwie do Blythe'ów. Gilbert poprosił o możliwość przekazania tego rodzinie sam, więc nie mogłam być tego świadkiem, ale ponoć powinnam się cieszyć. Prawdopodobnie miał rację. Tej rodzinie brakuje wielu rzeczy, ale jednego nie mogę im odmówić – bywają bardziej chaotyczni i dynamiczni ode mnie, co jest OGROMNYM osiągnięciem. Co więc musi się dziać, gdy w jednym pomieszczeniu na poważnej rozmowie zbierze się cała ich piątka, Josie, Phil i mały Rob?

– Czy mały Rob nie ma przypadkiem trzech lat? – zmarszczyła brwi.

– Owszem, ale to Blythe pełną parą. Powiedziałabym nawet, że wdał się w wujka bardziej niż w swojego tatę. Ten chłopiec miał dużo do powiedzenia odkąd tylko nauczył się mówić i dodam jedno. Nie pierniczył się w tańcu. Był jednym z powodów, dlaczego to rodzinne spotkanie skończyło się tak, jak się skończyło.

Avonlea, Kanada, 15 kwietnia 1990 roku

Gilbert od samego rana stresował się rozmową, którą miał przeprowadzić ze swoją rodziną. Niedziela wielkanocna była pierwszą okazją, nie licząc późnych wieczorów, gdy wszyscy domownicy, ale i Jane z Philem i ich synem zebrali się razem, by po wspólnej wizycie na nabożeństwie zasiąść do stołu i zjeść obiad. Większość zauważyła jego wyjątkowo nerwowe zachowanie, dlatego tuż po zjedzeniu odłożył sztućce i przeszedł do rzeczy.

– Muszę porozmawiać z wami o czymś bardzo, ale to bardzo ważnym.

– My też musimy coś ogłosić – weszła mu w słowo niezwykle podekscytowana Jane, łapiąc męża za rękę, na co Gilbert tylko rozłożył ramiona w rezygnacji, mając wrażenie, że od jakiegoś czasu wcale już jej nie znał. Jego siostra nie miała w zwyczaju nikomu przerywać. Poza tym, odkąd urodziła Jake'a, z reguły zachowywała się jak zupełnie inny człowiek. Nie widziała świata poza synem do tego stopnia, że nie była nawet zbytnio przejęta terapeutycznym wyjazdem Anabelle i słynną na całe miasto parkingową bójką braci, ponieważ nigdy nie spytała, o co się pokłócili.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 5 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Somebody to Love - ShirbertOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz