𝟕

89 6 2
                                    

Instyktownie spojrzałem na bok.Zobaczyłem pędzące w moją stronę auto.Stanąłem w miejscu.Nie.Nie ja.Moje ciało stanęło w miejscu,a ja skuliłem się i zamknąłem oczy.

Usłyszałem pisk opon i przekleństwa lecące zapewne w moją stronę.Nadal byłem w tej samej pozycji bojąc się spojrzeć gdziekolwiek.Usłyszałem trzask drzwi samochodowych — Co ty sobie myślisz?!Patrzy się jak się idzie przez ulicę!Nikt cię nie nauczył gnojku?! — jakiś facet krzyczał na mnie,a ja wciąż nie mogłem się podnieść. — Słyszysz?!Mówię do ciebie! — popchnął mnie lekko.Upadłem podnosząc wzrok na niezbyt wysokiego mężczyznę w zielonych włosach.Moja wargą drżała,a ręce niekontrolowanie trzęsły.Nie mogłem wydusić z siebie niczego ,więc szybko wstałam z pasów i ukłonem się. — Czekaj ja cię kojarzę. — dodał drapiąc się po brodzie.Lecz ja nie chciałem już tam być.Chciałem uciec.Nadal piekły mnie płuca, a ręce nie mogły przestać drżeć.

Wybrałem szybko numer do Victora.Może to żałosne, że do niego dzwonię.Może właśnie powinienem się rozłączyć.Tak właśnie zrobiłem.Rozłączyłem się i naciągnąłem rękawy bluzy, po chwili jednak usłyszałem sygnał dochodzący z mojego telefonu. — H-halo..? — starałem się aby mój ton głosu nie brzmiał jakbym miał się zaraz rozpłakać.Victor był jedyną osobą, której potrafiłem tak szybko zaufać, jednak nigdy jeszcze nie osiągnąłem tego poziomu, aby nie wstydzić się swoich uczuć przy kimś. — Co się dzieje Arion? — usłyszałem jego głos, za którym szczerze tęskniłem.To było dziwne.Bałem się tego uczucia.Wiedziałem jednak, że nie ma miłości bez zaufania.No właśnie. — B-bo właśnie..mm..prawie mnie auto..t-tak jakby potrąciło. — powiedziałem najciszej jak mogłem.Nie chciałem płakać naprawdę.Chciałem tylko się wygadać.Gdybym umiał to kontrolować.Zatkałem sobie usta jedną dłonią. — Boże.. może przyjdę do ciebie?Gdzie jesteś?Boli cię coś? — wypytywał mnie o wszystko,a ja po prostu się wyłączyłem po pierwszym pytaniu.Chciałem po prostu usłyszeć jego kojący głos.To takie zawstydzające. — Nie..ja chciałem sprawdzić czy żyje. — powiedziałem śmiejąc się trochę.Idiota ze mnie.Nawet jakbym umierała to bym się pewnie śmiał. — Arion.. — usłyszałem jego westchnięcie i spoważniałem lekko.W sumie to normalne, że ta sytuacja nie jest śmieszna ale mój głupi umysł nie mógł tego zaakceptować. — Nie nic mnie nie boli i przepraszamy. — odpowiedziałem szybko.Może faktycznie się wykupiłem.W ogóle na co ja liczyłem.Czemu tak nagle stwierdziłem, że mogę sobie zadzwonić do niego bez konkretnego powodu. — Nic się nie stało.Proszę powiedz o tym rodzicą i odpocznij.Jakby coś to dzwoń, jestem u brata ale odbiorem i zjedz coś proszę. — zignorowałem tą ostatnią część,bo już widzę jak mówię rodzicą o wypadku i w prezencie dostaję opierdol.Wkurzyłem się i rozłączyłem bez pożegnania.Zawsze tak było.Odkąd pamiętam czy to miałem 5 lat czy 12 zawsze gdy coś mi się stało wina była moja.Nie było żadnego nic się nie stało, jesteś tylko dzieckiem.Już wtedy wpoili mi do głowy zasadę, że płaczem nic nie zdziałam jedynie pokażę swoją słabość.Mama zawsze mówiła mi, że ludzie są okropni i tylko czekają na twój błąd aby cię stłamsić i upokorzyć.Naprawdę w to wierzyłem i tak wszedłem w życie.Z czasem zacząłem się buntować przeciwko tej zasadzie, wtedy też poznałem Sky, dołączyłem do drużyny i ludzie zaczęli mnie uważać za pozytywną osobę.Chciałem taki być.Chciałem żeby ludzie mnie kojarzyli w taki sposób.

— Arion mój dobry kolega dzwonił podobno nie umiesz nawet przez jezdnię przechodzić.Zostaw telefon na blacie. — to były pierwsze słowa jakie usłyszałem po wejściu do domu.Tak jak wspomniałem żadnego jak się masz?Nic ci nie jest? Już naprawdę byłem zły, więc rzuciłem tym telefonem o blat i uciekłem na górę.Zamknąłem drzwi na klucz.Dzięki Bogu, że go miałem.Chociaż często miałem zawahania czy on istnieje, bo skoro tak to czemu tak się na mnie mści.Może chcę żebym do niego dołączył.Glupoty.Uderzyłem się w policzek.Jak mogłem w ogóle tak pomyśleć.Teraz nawet jakby coś się działo nikt mi nie pomoże.Podszedłem do biurka i zrzuciłem z niego książki, padłem na kolana i zacząłem wyrywać z nich kartki.Nie kontrolowałem tego.Musiałem się wyrzyć.Chwyciłem długopis i wbiłem go sobie w przedramię.Kurwa.Nabrałem powietrza i wypuściłem je z syknięciem.To było mocne.Usiadłem na łóżku trzymając się za nadgarstek.Zacisnąłem powieki i znowu nabrałem głęboko powietrza.Starałem się uspokoić i opanować nerwy.Właściwie to pomogło.Przykryłem się jedną ręką,a z moich oczu poleciały łzy.Nie było to spowodowane bólem.Chociaż może też to się do tego przyczyniło.Zaciskałem tak szczękę wylewając z siebie złość i smutek tak przez kilka minut do czasu, aż sam się tym zmęczyłem.Było już późno otworzyłem okno i wsłuchiwałem się w odgłosy życia.Bardzo chciałem wtedy nie żyć.Może jak zasnę to wszystko okażę się tylko złym snem.Może w końcu się nie obudzę.Z taką myśląc zasnąłem.

Chcę Zniknąć [KyoTen]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz