21. ZŁOTE PORADY LIZZY

2.8K 183 30
                                    

Clo

Powiedzieć, że byłam zdenerwowana na mojego męża, to doprawdy byłoby niedopowiedzenie stulecia. Byłam wkurwiona do oporu. Miałam niepohamowaną ochotę coś rozwalić, a najlepiej chwycić łeb Natalie i powyrywać jej wszystkie kłaki, które tak starannie upodabniała do tych moich.

Po wyjściu Jaia i Madsa przyszykowałam najpierw siebie, następnie pomogłam Chaniemu wybrać ubrania, a na koniec zostawiłam sobie małą perłę, która, na moje nieszczęście, była niespokojna podczas kąpieli, przewijania i ubierania.

Podróż do cukiernio-kawiarni, której właścicielką była Lizzy, trwała dwie godziny przez korki na mieście ciągnące się w nieskończoność z powodu wypadku, który miał miejsce rano. Chanie całą drogę ględził, żebym puściła mu utwory taty, ale nie uległam dziecku. Gdyby przyszło mi teraz słuchać śpiewu męża, humor popsułby mi się do tego stopnia, że wróciłabym do mieszkania i ryczała w poduszkę. 

Chyba zbliżał mi się okres, bo miałam wahania nastrojów, których inaczej nie umiałam wyjaśnić.

Gdy wysiadłam z samochodu na parkingu, Meg rozpłakał się. Próbowałam go uspokoić delikatnym bujaniem i nuceniem, ale i to na niego nie zadziałało. Dodatkowo przed sobą miałam obrażonego sześciolatka, który szedł, jakby wcale nie mógł.

Wzięłam głęboki wdech, a następnie wydech i weszłam do budynku. Klienci w środku popijali kawę i zajadali się wyrobami cukierniczymi, cicho ze sobą dyskutując. Przywitałam się z obsługą skinieniem głowy, z którą dość dobrze się znałam przez moje częste wizyty w tym miejscu.

– Coś podać? – zapytała mnie kobieta z brązowymi włosami, Kara. – Widzę, że dzieci tym razem marudne. Przechlapane.

– Przechlapane – powtórzyłam jej słowa dość głośno, przekrzykując rozpacz niemowlaka. – Poproszę americano i sok pomarańczowy. Chanie, podejdź tutaj i wybierz, co chcesz zjeść.

Chłopiec niechętnie spełnił moją prośbę, mamrocząc coś pod nosem, czego nie udało mi się zrozumieć. Po dłuższej chwili wskazał palcem na malinową chmurkę z bitą śmietaną.

– Do tego będzie gałka lodów śmietankowych. Podwójna! – rozkazał, minął mnie i podszedł do drzwi na zaplecze. Zatrzymał się z dłonią na klamce. – A, i jeszcze kakało z cynamonem. Poproszę i dziękuję – dodał i zniknął za drzwiami.

Kara posłała mi pytające spojrzenie.

– Żadnego kakała – zakomunikowałam, kierując się śladami syna. – Dzięki, Kara, zapłacę przy wyjściu.

Gdy weszłam na zaplecze, spostrzegłam Lizzy, która pochylała się nad wielką ladą z rękawem cukierniczym w prawej ręce. Była ubrana w fartuch z syrenkami, policzek miała usmarowany mąką, blond włosy związane w koński ogon, z przed sobą miała chyba ze sto ciasteczek. Ozdabiała je rozmaitymi wzorkami, przez co robiły się ładne dla oka.

Chandler już siedział na podłodze po turecku i bawił się z suczką Lizzy. Śmiał się do rozpuku, zachwycony zachowaniem Kluski, która merdała ogonem tak szybko, jakby miał jej zaraz odlecieć. Chciałam wyjąć telefon, żeby cyknąć zdjęcie, ale Meg wydał z siebie zdesperowany szloch. Nim zdążyłam zareagować, przyjaciółka ukradła mi dziecko i przytuliła. 

– O co tyle płaczu, Megs? – zapytała promiennie, wycierając dłonią jego mokre policzki. – Czyżby zaczynały ci się wyrzynać pierwsze ząbki, podczas, gdy Mads i Chanie swoje tracą?

– Jeszcze nie – mruknęłam, biorąc do buzi truskawkę z miski z pokrojonymi owocami. Zajęłam miejsce na jednym hokerze przy blacie i założyłam nogę na nogę. – Pokłóciłam się dziś z Jaiem. Meg wyczuwa moje niezadowolenie. Moje nerwy na niego oddziałują. Najwidoczniej.

Blessing Soul [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz