15. DOBRE ZŁE DZIECI

3.2K 156 23
                                    

Clo

Jaia nie było od piątkowego poranka.

Mój mąż wybył z domu od razu po śniadaniu ze spakowaną walizką, gdy dzieci wciąż spały w swoich łóżkach. Pożegnałam się z nim szybkim stosunkiem w łazience, wieloma pocałunkami przed drzwiami frontowymi i jeszcze na korytarzu, na który wybiegłam, by móc się mocniej nasycić Jaiem przed jego wyjazdem.

Członkowie zespołu Seven Gold wyjechali do Nowego Yorku na ekskluzywny wywiad przed kamerami dla tamtejszego talk-show dla telewizji. Wpierw mieli rozmawiać z prowadzącym na różne tematy, a następnie dać występ muzyczny przed publicznością.

Zazdrościłam mu tej podróży.

Gdybyśmy nie mieli Meg, spakowałabym walizki i wyleciałabym razem z bliźniakami i Jaiem do Stanów. On zajmowałby się swoją pracą, a ja razem z dziećmi zwiedzalibyśmy miasto i robilibyśmy mnóstwo wspólnych zdjęć na pamiątkę. Pod koniec dnia dołączałby do nas mój mąż, z którym poszlibyśmy na przepyszne miejscowe jedzenia.

Zawsze mogłam pomarzyć.

Wysyłał mi wiadomości oraz dzwonił wieczorami, by zapytać co u nas słychać. Niestety, nie wszystkie telefony odbierałam, ponieważ nadmiar obowiązków nieraz mnie nieźle przytłaczał. Czułam się wypalona fizycznie i psychicznie. Dni kończyłam padaniem twarzą na łóżko i zapadałam w sen w przeciągu paru sekund.

Byłam robotem u kresu swojego żywota.

Działałam na automacie.

Zajmowanie się w pojedynkę trójką dzieci było męczące, a dodatkowo wchodziły w to obowiązki związane z pracą. Większość rzeczy załatwiałam zdalnie, ale przez weekend musiałam pojawić się w moim domu mody kilka razy w przeciąg doby. Byłam tam, aby osobiście sprawdzić projekty sukien na sezon jesienny, podpisać papiery, rozwiązać umowę z jedną z pracownic i ją pożegnać, a także wprowadzić kilka zmian związanych ze sklepem internetowym i objaśnić je pracownikom.

Bez Jaia w domu było ciężko, ale radziłam sobie.

Tak mniej więcej.

Dziś był poniedziałek, początek nowego tygodnia, a pogoda na zewnątrz była słoneczna i rześka. Miałam ochotę wyjść z dziećmi na dwór, ale jak tylko położyłam się na kanapie w salonie, nie umiałam się zebrać do ponownego funkcjonowania na nogach. Chciałam zapaść się w miękkość poduszek pod moim ciałem, otulić się kocem i zapaść w sen.

Przewijałam leniwie pilotem kanały na telewizorze. Zatrzymałam na programie przyrodniczym, w którym mówili o orkach przetrzymywanych przez ludzi poza ich naturalnym środowiskiem. Gdy patrzyłam na te smutne i uwięzione zwierzęta, zachciało mi się ryczeć.

– Mamo – zawołał Chanie.

Z trudem uniosłam wzrok na stół, przy którym siedzieli chłopcy. Pomrugałam kilka razy, odganiając senną mgiełkę z oczu. Właśnie jedli obiad, a kiedy kończyli przeżuwać jedzenie w buzi, wykłócali się między sobą o pierdoły. Nie miałam sił powiedzieć im, żeby ściszyli ton, bo w pokoju niedaleko drzemał Meg przy otwartych drzwiach. Modliłam się w duchu, by mój najmłodszy syn nie obudził się z płaczem.

– Hmm?

– Pysznie wyszedł ci ten krem z dyni – skomplementował, mrucząc z przyjemności jedzenia tego, co udało mi się ugotować. – A grzanki przyjemnie chrupiące.

Chanie patrzył na mnie z wyczekiwaniem w dużych ślepiach. Pochwalił mnie, dlatego liczył, że podziękuję mu z entuzjazmem, tak jak zawsze to robiłam. Posłałam mu jednak tylko uśmiech, który nie rozpromienił mojej twarzy. Zawiodłam syna.

Blessing Soul [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz