XX. Irys

270 33 10
                                    

— Po prostu nie będę uczestniczył więcej we mszy — oznajmił spokojnie Tony, wieszając w salonie dzieło, które lakonicznie określił mianem "wyjątkowego prezentu od jednego ze studentów".

Był zaskoczony precyzją, z jaką Frank oddał szczegóły ich pokoju w Salem. Chłopak miał niebywały talent. Większy, niż przypuszczał. Jego praca była nie tylko estetycznie piękna, ale wyrażała emocje. W niewymuszony sposób ujawniała jego skryte rozterki.

— To niedorzeczne. Nie chcę po raz kolejny świecić oczami, gdy widzę koleżanki zasiadające w ławkach z mężami i dziećmi. Czuję się jak jakiś wyrzutek społeczny! — odrzekła Helen.

Krążyła nerwowo od szafki telewizyjnej do stolika kawowego, wymachując miotełką do kurzu w momentach, gdy chciała zaakcentować, jakieś zdanie. Na ten dzień zaplanowała domowe porządki, ale wdała się w sprzeczkę z mężem, która skutecznie utrudniała jej realizację założonych celów.

— Sugerujesz, że to ja mam się czuć, jak wyrzutek społeczny, tylko dlatego, że nie będę wbrew sobie naśladował sąsiadów? — zapytał spokojnie, obracając się w jej stronę.

— Ludzie gadają, że między nami coś jest nie tak. Nie widzisz, że oddalasz się od Boga?

— Widzę, że oddalam się od osób, których nie lubię i zdradzę ci zaskakujące spostrzeżenie. Wcale nie jest mi z tego powodu przykro. Przykro było mi natomiast, gdy przeczytałem nowy post na blogu o twojej owulacji.

Wyprostowała się jak struna i obróciła w stronę mężczyzny, gładząc niewidzialne zgięcia na rozkloszowanej, wzorzystej sukience. Zza stołu mierzyła Anthony'ego ostrym spojrzem. Mimo rosnącej od wielu miesięcy złości, wciąż bardzo ją pociągał. Wysoki, wysportowany, o proporcjonalnej, męskiej twarzy. Jako żona miała już pełne prawo odczuwać pożądanie. Chciała, aby do niej podszedł i pochwycił w swoje silne ramiona.

— I nic z tym nie zrobiłeś? — spytała, starając się przybrać spokojniejszy ton głosu.

Miała fantazję, w której kładzie ją na stole, przewracając wazon z ciętymi kwiatami. W głowie już słyszała odgłos cieknącej po blacie wody, gdy położył dłonie na jej udach i rozchylił je jednym, energicznym ruchem.

— Nic? Świeciłem oczami przed studentami.

Na jego twarzy nie było pożądania. Malowała się na niej jedynie pustka. Helen wybiegła z płaczem, a on nie miał siły i ochoty jej gonić. Znaleźli się pod ścianą. Nie był dłużej w stanie bawić się w gierki. Duże zielone oczy wpatrywały się w obraz tak, jakby je hipnotyzował.

Tony wiedział, że rozwód był kwestią czasu. Rozglądał się już nawet za prawnikiem. Miał jednak świadomość, że taka decyzja przetoczy się przez jego życie, jak tornado. Przestawał się bać i podchodził do tej decyzji z ekscytacją. Wiele się zmieniło, odkąd pierwszą rzeczą, jaką robił po przebudzeniu, było błądzenie dłonią po pościeli w poszukiwaniu Jamesa.

Chciał go objąć, przycisnąć do siebie i wąchać się jego miękkie, falowane włosy. Lubił jego uprzejmość i to, że interesował się wszystkim, co mu pokazywał. To, z jaką ekscytacją podchodził do każdej wizyty w muzeum i jak analizował każdą sztukę w teatrze. Niewinny sposób całowania dłoni, gdy chciał mu za coś podziękować oraz to, że dużo czytał i chciał ciągle pogłębiać tę wiedzę. James pociągał go także fizycznie, ale przez typową dla niego skromność, nie miał pojęcia, że jest pociągający. Tę cechę Tony również postrzegał za szczególnie atrakcyjną. Myślał o nim poważniej i bardzo ucieszył się, gdy w następny weekend chłopak zaznajomił go ze swoimi planami przeprowadzki do Bostonu. Był to jeden z bardziej szalonych wyjazdów, bo Hill zabrał go aż do Nowego Jorku. Rankiem błąkali się po Central Parku, popłynęli na Libery Island, by zobaczyć z bliska Statuę Wolności. Potem pojechali na Time Square i obejrzeli musical "My Fair Lady" na Broadwayu.

Nie jestem jak ojciec (Historia na bardzo złe dni)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz