XXIX. Poszukiwania

213 31 5
                                    

Richard Hill odchodził od zmysłów. Znał statystyki dotyczące zgłaszanych zaginięć nastolatków. Zwykle ucieczki z domu trwały dzień, góra dwa, a potem mniej lub bardziej skruszeni wracali do rodzin. Nigdy nie przypuszczał jednak, że to go spotka. Takie zachowanie nie pasowało do Michelle. Była grzeczna, dobrze się uczyła i jak dotąd nie sprawiała problemów wychowawczych. Co prawda Alice narzekała ostatnio na jej eksperymenty modowe, ale uznawał je za coś naturalnego, typowego dla jej wieku. Pierwszym niepokojącym sygnałem, był telefon od Tony'ego, który twierdził, że dziewczyna jest gnębiona w szkole. Ogarnęły go wyrzuty sumienia. Zgłaszano mu wiele przypadków zaginięć, a świadomy faktu, że nastolatkowie szybko się znajdą, nie wykazywał się w stosunku do rodziców specjalną empatią. Teraz wreszcie ich zrozumiał.

Michelle okazała się sprytniejsza, niż przypuszczał. Wyłączyła lokalizację w telefonie, a przynajmniej wszystko na to wskazywało, bo kolega Ricka od godziny nie potrafił jej namierzyć. Michi mogła nasłuchać się dużo o metodach, które stosował jej ojciec w policji. Będąc w domu często dyskutował o tym z żoną albo rozmawiał ze znajomymi z pracy. Teraz zaczynał jednak tego żałować. Nie można było się też do niej dodzwonić, bo każdorazowo pojawiał się komunikat informujący, że abonent ma wyłączony telefon albo jest poza zasięgiem. Miał wielką nadzieję, że to wszystko było sprawką córki i nikt nie pomógł jej w zniknięciu. Ukradkiem spojrzał na Alice, która krążyła nerwowo po kuchni, wykonując jeden telefon po drugim. Kolejno obdzwaniała wszystkie koleżanki Michelle ze szkoły oraz ich rodziców. Po tonie głosu wywnioskował jednak, że to nie przyniosło żadnych rezultatów.

— Idę jeszcze raz przejechać się po okolicy — oznajmił, sięgając po kurtkę zawieszoną w przedpokoju.

W odpowiedzi żona tylko machnęła ręką. Miał złe przeczucia, ale nie chciał jej o nich informować. Przed oczami wciąż miał ciało znalezione kilka miesięcy temu w sąsiedniej miejscowości. Nastolatka, którego dotąd nie zidentyfikowano. Odchodząc od zmysłów, długo nie mógł pojąć, jak to się stało, że bliscy ofiar nie zgłaszali zaginięć swoich dzieci. Nie interesowali się tym, że ktoś wyrządził im krzywdę, a gdy już kogoś identyfikowali i informowali rodziny, ich członkowie tylko ze łzami w oczach wzruszali ramionami. Rodziny wszystkich ofiar były dysfunkcyjne. Nie takie, jak jego.

***

— Po prostu ta rodzina nie była normalna. Te same błędy. Ten sam ideologiczny bełkot. Czułem, że ona ma dość — mówił Tony wyraźnie przejęty.

Stał na ganku przed domem Riversa wypalając jednego papierosa za drugi. Mokre włosy kleiły mu się do czoła, a muskularne ramiona delikatnie drżały. Nie wiedział, czy z zimna, czy też z emocji. Podczas, gdy Richard jeździł po okolicy, Tony kilkukrotnie obszedł pieszo cały teren festynu, a później także okolice domu.

— Ludzi ze szkoły też miała dość — odpowiedział James, strzepując popiół poza barierkę.

Chociaż czuł się z tym straszliwie niezręcznie, opowiedział Hillowi o sytuacji, która miała miejsce w kawiarni i o tym, co wyznała mu Michi, gdy pojechali na lody. Nie był z siebie dumny za to, że wylał na nastolatka kubek zimnej kawy, ale Tony wcale go za to nie potępił. W zielonych, dobrze znanych oczach dostrzegł zrozumienie, a nawet coś na kształt podziwu. Czuł się z tym dziwnie.

— To pana zielona herbata — powiedziała Ellie wychodząc na ganek i podając mu kubek.

— Jezu, nie mów mi per pan. Wszystko tylko nie to — odparł, biorąc go od niej i uśmiechając się blado.

Rivers zgasił papierosa o brzeg czarnej ceramicznej popielniczki. Była gustowna i zdecydowanie zbyt droga. Postanowił sobie jednak, że we własnym domu nigdy nie będzie gasił petów o parapet lub zostawiał ich w brudnym słoiku. Ten widok za bardzo kojarzył mu się z przykrymi obrazkami z dzieciństwa.

Nie jestem jak ojciec (Historia na bardzo złe dni)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz