IX. Obdarty ze skóry

323 43 8
                                    

TW: Rozdział ten zawiera opisy scen drastycznych i przemocy na tle seksualnym.

Rivers miał szczęście, bo okazało się, że w nerce Baldwina było coś więcej, niż tylko przegródki na hajs. Podarował mu niezgrabnie skręconego szluga, ale Frank ani myślał narzekać na jego wygląd. Pozwolił go sobie podpalić i zaciągnął się mocno, wpatrując w małe okienko, z którego błyskały dyskotekowe światła. Wypuścił dym z ust, gdy w zaułku pojawiła się drobna postać. Scott trącił brata, po czym zgrabnie zeskoczył ze schodów. Była to postać kompletnie niezgodna z wyobrażeniami Franka na temat potencjalnego klienta. Bardzo szczupła kobieta nie mogła mieć więcej, niż dwadzieścia lat. Miała na sobie porwane rajstopy, skórzane szorty i top, na który narzuciła ciężką, dżinsową kurtkę. Gdy do nich podeszła, nie mogła przestać drapać się po udzie. Chociaż stali w półmroku, Rivers doskonale widział czerwony ślad paznokci na jej bladej skórze.

— Lewa kieszeń — szepnął Scott ledwie słyszalnie.

Krótkie spojrzenie wystarczyło, by ustalić, czego potrzebowała. Postać pokuśtykała w ich stronę. Trochę potykała się, idąc po popękanym chodniku w botkach na obcasie. Jej jasne oczy błagalnie spojrzały w kierunku Scotta.

— Ile? — wychrypiała, pociągając nosem.

— Sto sześćdziesiąt — odpowiedział pewnie Scott.

Wówczas Frank zrozumiał, na czym dokładnie polegało ukręcanie. Baldwin próbował zawyżać ceny narzucone przez Spidera, a to, co udało mu się wywalczyć, chował do kieszeni.

— Mam tylko sto czterdzieści.

Dziewczyna spojrzała na niego błagalnie, trzęsąc się, jak osika, mimo że było stosunkowo ciepło. Wbiła paznokcie w udo, drapiąc się jeszcze mocniej.

— Nie ma opcji.

Scott był stanowczy i nieugięty. Frank obserwował go z niemałym zainteresowaniem. Nie znał brata jeszcze od tej strony.

— Doniosę później.

— Doniesiesz dziś, a ja poczekam.

Splunęła w bok żółtą flegmą. Z tym krótkim gestem, cała jej uroda w oczach Franka uleciała. Nagle wydała mu się brudna. Bardziej niż Candy gładząca Spidera po udzie, czy wycieraczka w jego samochodzie. O wiele bardziej, niż on sam.

— Proszę — wyjęczała. — Mogę dać ci kolczyki — wskazała na srebrne koła sięgające jej szczupłej szyi.

— Nie.

Scott był niewzruszony na jej błagania, piski, wbijanie paznokci w skórę i załzawione oczy. W końcu oddaliła się pospiesznie w stronę klubu, mocno pociągając nosem.

— Nie boisz się, że straciliśmy? — zapytał Frank, gdy zniknęła im z pola widzenia.

— Żartujesz? To heroinistka na głodzie. Takie są w stanie dać najwięcej. Skołuje kasę i wróci. Gwarantuje ci, że tak będzie.

Dopiero teraz Frank upewnił się, co właściwie skrywały przezroczyste torebki. Nie była to ta sama substancja, którą wciągał Scott. Przynajmniej wywnioskował to z jego poważnego tonu. Wyraz heroinistka brzmiał w jego ustach podniośle. Tak, jakby mówił o kimś, kto osiągnął najwyższy, choć w tym przypadku niezbyt chlubny, level. Niedługo potem pojawili się kolejni klienci. Zupełnie inni, niż drobna dziewczyna. Najpierw chłopak z irokezem, który wyszedł z klubu, potem przystojny młodzieniec patrzących na Scotta z góry, a w końcu łysy dryblas w towarzystwie wizualnie niepasującej do niego gotki. Tym razem wszyscy wzięli piguły, choć część pytała o "molly". Frank nie do końca rozumiał ich język. Miał jednak wrażenie, że Scott w roli dilera odnajdywał się całkiem nieźle.

Nie jestem jak ojciec (Historia na bardzo złe dni)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz