XIX. Wielkie plany

253 34 4
                                    

Do hotelu weszli spokojniejsi i ubożsi o kilka papierosów. Przy wejściu ustawiono sztuczne świece i pokaźnych rozmiarów wydrążone dynie, które miały wprowadzić gości w halloweenowy nastrój. Za długim, ciemnym korytarzem mieściła się recepcja. Kobieta, która przywitała Franka i Tony'ego miała na sobie kostium Wednesday z "Rodziny Addamsów". Chociaż w większości hoteli, kuchnia o tak późnej porze była już zamknięta, to miejsce rządziło się swoimi prawami. Kobieta wskazała im drogę do pokoju na piętrze. Skierowali się po czarnych, wyjątkowo skrzypiących schodach, odgarniając sztuczne, zwisające z sufitu pajęczyny, zahaczające o ich głowy i ramiona. W powietrzu unosiła się intensywna woń kadzideł, a piętro oświetlały płomienie sztucznych pochodni. Choć za dnia mogło to wyglądać kiczowato, w nocy faktycznie wprawiało w mroczny nastrój. Anthony zatrzymał się przed czarnymi, obdrapanymi drzwiami z napisem trzynaście, otworzył je i puścił Francisa przodem.

— Że to niby ja mam zostać wabikiem na wampiry? — zapytał, wymownie spoglądając na mężczyznę.

— Zakładając, że to ja jestem wampirem to tak. Dokładnie tak.

Chłopak uśmiechnął się szeroko, zadowolony z faktu, że nastrój trochę mu powrócił. Zapalił światło i pewnym krokiem wszedł do środka. Znaleźli się w dużym pomieszczeniu z gigantycznym łożem z baldachimem z ciemnoczerwonego weluru. Po jego dwóch stronach na szafkach nocnych stały lampki w kształcie kościotrupów. Ściany pokrywała czarna tapeta z aksamitnym wzorem, a pod jedną ze ścian stało pokaźne biurko z hebanowego drewna. Na kominku ustawiono portrety tajemniczych postaci, a na okrągłym, puchatym dywanie przed nim stał stół nakryty ciemnym obrusem. Na środku niego ustawiono pokaźnych rozmiarów świecznik.

— Zaczyna się jak klasyczny horror. Mam nadzieję, że nas nie otrują — rzekł Tony, odkładając walizki na przygotowany do tego celu stelaż.

Nagle usłyszeli pukanie do drzwi. Frank podszedł, by otworzyć, ale zamiast obsługi zobaczył srebrny wózek z jedzeniem. Tajemnicze dania okrywały srebrne pokrywy, a pomiędzy talerzami stała butelka wina z napisem "Human blood". Rivers wciągnął wózek do pokoju, po czym zamknął za sobą drzwi. Ciszę przerywał przyjemny odgłos, trzaskającego w kominku ognia. Tony pomógł Frankowi przenieść dania na stół, po czym zasiedli do kolacji.

— Czy możemy wznieść dzisiaj toast za dalsze życie bez demonów przeszłości? — zapytał Hill, unosząc swój kieliszek.

— O niczym innym nie marzę.

Stuknęli się szkłem i upili wina, a po chwili unieśli pokrywy dań. Pod srebrnymi nakryciami ukrywało się czarne linguine z krewetkami. Frank odrobinę zbyt głośno przełknął ślinę.

— Wygląda przepysznie, a pachnie jeszcze lepiej.

— Mam nadzieję, że będzie ci smakowało. Na stronie hotelu czytałem, że to specjalność szefa kuchni.

Jedli w milczeniu, co chwilę popijając wino. Frank w głębi duszy przyznał, że była to jedna z lepszych potraw, które jadł w całym swoim życiu. Pikantne, kremowe i aromatyczne. Właśnie tego potrzebował w chłodny, jesienny wieczór.

— Przepraszam, że musiałeś słuchać o mojej żonie. To małżeństwo jest wielkim błędem, którego cholernie się przed tobą wstydzę. Zapewne myślisz, że zamierzam ją ciągle oszukiwać, ale to nieprawda. Od miesięcy zbieram się, by zażądać rozwodu — powiedział w końcu Hill.

— Dlaczego w ogóle się przede mną tłumaczysz? Wiesz, że nie musisz. Nigdy cię nie ocenię — przyznał.

James wciąż pozostawał dla Tony'ego zagadką. Nie płacił mu przecież tyle, by chłopak mógł nazywać się jego utrzymankiem. Mimo to czasami właśnie tak się zachowywał. W słowach i gestach wciąż podkreślał swoją podległość.

Nie jestem jak ojciec (Historia na bardzo złe dni)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz