I. Zmiany w domu

522 55 9
                                    

Frank oznajmił reszcie klasy, że jest zbyt duży na zabawki i o dziwo jego wypowiedź wcale nie wywołała takiej salwy śmiechu, jak przypuszczał. Pod ławką wciąż trzymał czarny długopis, nerwowo obracając go między palcami. Nauczycielkę uraczył krótką historią o tym, jak bezcelowe jest posiadanie zabawek i jak można spożytkować czas w bardziej użyteczny sposób. Chociażby, rysując, sprzątając, czy pomagając rodzicom. Został wówczas określony mianem "samodzielnego" i wyraz ten mocno utkwił mu w pamięci. Z tego dnia zapamiętał jednak coś jeszcze. W szatni trzy dziewczynki dziurawiły cyrklem wykonaną z taniego, cienkiego plastiku lalkę czwartej koleżanki. Ta, chcąc przypodobać się grupie, nie protestowała, nawet gdy jej oczy zaczęły się szklić. Musiała walczyć o reputację. Uznać zwierzchnictwo silniejszych. Nie odezwała się, ani słowem, gdy uczennice zaczęły wyłamywać plastikowe nogi i ręce.

— Zostawcie. To jej własność — zaprotestował Rivers, sięgając po zawieszoną na pobliskim wieszaku poprzecieraną kurtkę.

— Zjeżdżaj Frank — odpowiedziała Lydia McKellar.

Była to wyjątkowo ładna dziewczynka o gęstych, jasnych włosach, zwykle związanych w dwa grube kucyki. Miała rumiane policzki i duże niebieskie oczy. Tego dnia była ubrana w błękitną, wyprasowaną sukienkę, białe rajstopy i lakierowane buciki na rzepy. Do szkoły przyniosła interaktywnego pieska, który szczekał, chodził lub machał uszami, gdy tylko ta wydawała mu polecenie. Nikt inny takiego nie miał.

— Chciałabyś, aby ktoś połamał mu łapy? — skinął na białego pudelka.

Lydia spojrzała na przestraszoną koleżankę, której właśnie zniszczyła zabawkę. To nie wystarczyło. Wymagała od niej bezwzględnego posłuszeństwa.

— Nic nie odpowiesz, Amy? — szturchnęła ją łokciem.

Dwie pozostałe dziewczynki milczały, w pełni podporządkowując się temu, co wedle życzenia ogłosi ich sześcioletnia królowa.

— Zjeżdżaj Frank — powtórzyła niczym echo ofiara Lydii.

Tego dnia Francis zrozumiał jedno. Nie tylko on nie był już dzieckiem. W ich wieku niektórzy widzieli więcej i szybciej pojmowali zasady obowiązujące w otaczającym ich świecie. Poniekąd samodzielność, o której wspomniała nauczycielka, cechowała też Lydię. Miała świadomość własnych możliwości i potrafiła wykorzystywać je, by osiągnąć cel. Kolejną godzinę Rivers przesiedział w szatni, czekając, aż Scott skończy zajęcia. Niedługo później pojawiła się matka, aby odebrać ich z placówki i zaprowadzić do domu. Na obiad dostali gotowe danie w postaci tłuczonych ziemniaków i marchewki z groszkiem.

— I jak tam twój dzień? Jak poszło z zabawką? — zapytał Scottie, który najwyraźniej zapomniał o ich porannej sprzeczce.

Frank również nie żywił do brata urazy. Czuł nawet lekkie wyrzuty sumienia, za to, że rankiem sprowokował awanturę.

— Jakoś się rozmyło. Jak twoje chipsy?

— Wylosowałem kapsel, a potem udało mi się trochę powygrywać. Mam szczęście, ale umiem też podpuścić innych. Naiwniacy. Nie potrafią grać.

Wieczorem na ścianie między oknem a materacem Francisa zawisł nowy obrazek. Na wyrwanej kartce z zeszytu w kratkę widniał szkic korpusu z powyrywanymi kończynami. W nocy lalka Amy nie dawała mu zasnąć, a gdy tylko zdołał zamknąć oczy, śnił, że nią jest. Tak, jakby jego dziecięca dusza została uwięziona w powłoce z cienkiego, taniego plastiku.

***cztery lata później***

Chipsy i ich zawartość nie znajdowały się już w kręgu zainteresowań Scotta Baldwina. W chłodny zimowy dzień jedenastolatek siedział na jednym ze schodków na klatce schodowej. Dzielnica, na której znajdowały się niskie, komunalne bloki nie cieszyła się najlepszą reputacją wśród mieszkańców Heywood. Zamieszkiwały ją osoby, które znalazły się w trudnej sytuacji życiowej, a wśród nich nie brakowało narkomanów oraz osób mających inne problemy z prawem.

Nie jestem jak ojciec (Historia na bardzo złe dni)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz