ROZDZIAŁ 19

9 1 0
                                    

Nie jadł obiadu i właśnie zaczynał tego żałować. Autobus tłukł się przez przedmieścia a on znosił burczenie swojego brzucha. Ten jeden raz był wyjątkowo głośny. Na tyle, by starsza pani siedząca obok niego obróciła się i spojrzała na niego z troską. Posłał jej uśmiech, jak to miał w zwyczaju w przypadku starszych ludzi. Odwzajemniła uprzejmość i zaczęła grzebać w swojej siatce na zakupy. W końcu wyjęła drożdżówkę i podała mu ją.

- Zjedz kochanie. Już nie mogę znieść, jak głodujesz.

Przyjemne ciepło rozlało się w jego wnętrzu. Ten gest wprawił go w niemałe zakłopotanie, więc odmówił. Starsza pani tylko pogroziła mu palcem i położyła bułkę na jego kolanach. Chciał jeszcze raz podziękować i oddać jedzenie, ale kobieta już wstała i wysiadła na następnym przystanku.

Spojrzał jeszcze raz na drożdżówkę na swoich kolanach. Nie wyrzuci jej, nie ma opcji. Nie odda jej nikomu. A jego brzuch znów głośno zaczął domagać się uwagi. Och, czy on naprawdę miał problem ze zjedzeniem głupiej drożdżówki? Nie odpowiedział sobie, po prostu odpakował ją i wziął pierwszego kęsa.

Do końca drogi pozbył się już uczucia głodu. Niemal w podskokach wszedł na teren ośrodka. Nawet spacer do budynku go nie uspokoił. Na recepcji stała Alice, którą zręcznie ominął wzrokiem. Niestety ona nie była na tyle miła (ona w ogóle nie była miła), by dać mu spokój.

- Finnick, dyrektorka cię wzywa.

No dobra, jednak to tylko sprawy służbowe. Niepokojące sprawy służbowe. Ale przynajmniej nic od niego nie chciała.

- Dziękuję za informację.

Zamiast na górę udał się do gabinetu przełożonej. Zapukał w drzwi i wszedł dopiero, gdy usłyszał ciche "proszę".

- Dzień dobry - przywitał się.

- Dzień dobry - odpowiedziała kobieta. - jest pewna sprawa, o której musisz wiedzieć. Otóż wyniki naszego pacjenta, a twojego podopiecznego Luke'a Halloway'a w ostatnich miesiącach znacznie się poprawiły. Jeżeli ta tendencja się utrzyma, pan Halloway zostanie wypisany z terapii w okresie pomiędzy czerwcem a lipcem. Gratuluję panu, bo to również pana zasługa.

Kamień spadł mu z serca. No i jeszcze ta wiadomość! Niesamowite.

- Dziękuję - odpowiedział i pośpiesznie wybiegł z gabinetu, prosto do przyjaciela. 

Niemal czuł, jak unosi się nad ziemią, gdy wbiegał po schodach. Wparował do pokoju Luke'a nie mogąc złapać oddechu. Chłopak stał na środku pokoju i gapił się na niego z rozbawieniem.

***

Luke zdecydowanie nie spodziewał się, że tuż po wyjściu z łazienki do jego pokoju wtargnie huragan. Albo to co po nim zostało.

Bo tak wyglądał Finn. Jakby go właśnie wypluła jakaś trąba powietrzna. Włosy miał w nieładzie, był zarumieniony i zdyszany.

Boże, Luke! - wyrzucił z siebie. On sam ledwo panował nad tym, by nie wybuchnąć śmiechem. - Mogę cię przytulić?

Zawsze.

Cieszył się, że chłopak zawsze ma na uwadze jego przestrzeń osobistą. Finnick wpadł mu w ramiona z impetem i o mało co nie przewrócił ich obu na podłogę. Szczelnie oplótł ramiona wokół niego i schował twarz w zgięcie jego szyi.

Tak bardzo się cieszę. - Jego głos był stłumiony.

A z czegóż to się tak cieszysz?

Finn odchylił się tylko na tyle, by widzieć jego twarz, ale wcale go nie puścił. 

Let it(me) goOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz