ROZDZIAŁ 17

6 2 0
                                    

Domu nie dało się pomylić. Już z daleka było słychać muzykę i głosy imprezujących. Cały budynek był opromnieniony kolorowymi światłami, które rzucały poświatę również na ulicę. Byli spóźnieni tylko pół godziny ale impreza już się rozkręciła.

- Trzymaj się blisko mnie i postaraj się zachować trzeźwy umysł - przestrzegł przyjaciółkę.

Mari tylko posłała mu figlarne spojrzenie. I już wtopiła się w tłum. To zawsze tak było. Dziewczyna była trzeźwa tylko przez pierwsze kilka minut a potem to już jak jazda na kolejce górskiej. Trzeba było ją niańczyć i pilnować, żeby nikt jej niczego nie nalał, nie dosypał, albo co gorsza nie zabrał do słynnych pokoi na piętrze.

Tym razem Marigold już po dziesięciu minutach piła w kuchni z dziewczynami z równoległej klasy. Zazwyczaj wytrzymywała koło dwudziestu, więc podniosła mu tym ciśnienie. Nie powinna być tak nieodpowiedzialna. Jej koleżanki znał tylko z widzenia. A dla niego było już właściwie po zabawie. Bo to nie tak, że on nie pił na takich imprezach. Pił dopóki miał jeszcze w miarę czysto w głowie i Mari też. Ale teraz ona upiła się już na początku więc nie będzie mógł się rozerwać.

Stał po drugiej stronie kuchni i uważnie ją obserwował.

- Już jest twoja? Wiedziałam że w końcu będziecie razem,wystarczy, że wróciła.

Jakaś dziewczyna pojawiła się obok niego. Zdecydowanie była już pijana i możliwe że nawet zjarana. Zignorował ją, a ona nie odzywała się przez kilka minut.

- Kurwa, nieźle się już najebałam jak gadam do tych manekinów Kate, myślałam, że żadnego nie ma w kuchni.

Hmm... Ciekawe po co Kate manekiny? No i laska musiała być serio nieźle wstawiona jak naprawdę wzięła go za manekina. Nie dociekał nawet skąd wzięła towar i dlaczego tak szybko wzięła. Żałował tylko, że tego nie nagrał. No i ciekawe czy ona naprawdę myślała, że on i Marigold są razem. Kiedyś jeszcze w szkole podstawowej wszyscy zakładali się kiedy wreszcie będą razem. Tylko, że raczej dziewczyna z zamiłowaniem do przygód damsko męskich, która straciła dziewictwo dosłownie w dniu, w którym zaczęła być legalna i gej o spokojnym usposobieniu chyba nie byliby dobrą parą.

A co do dziewictwa Mari to tak, w dzień swoich piętnastych urodzin zorganizowała wielki melanż. Wtedy jeszcze nie wiedział, że musi jej pilnować. Ale wtedy ona też była trzeźwa. I z pewną świadomością dała się przelecieć chłopakowi, który strasznie jej się wtedy podobał. On był mocno najebany, było to po nim widać, więc pewnie do dzisiaj nie wie, że się pieprzyli.

Dziewczyna poszła a on ponownie skupił się na czuwaniu nad Marigold. Dalej stała w kuchni z dziewczynami. Wydawało mu się, że to nie jest jej pierwszy drink. Nie mógł być. Za bardzo się zmyślił. W końcu Marigold zeszła z blatu i poszła gdzieś z koleżankami. Na chwilę ich spojrzenia się spotkały. Wystawiła mu język i pokazała środkowego palca. Zignorował to i powoli ruszył za nimi. Znalazł sobie wolny kawałek ściany w salonie i dalej obserwował. Jakiś chłopak podszedł do niego i w milczeniu zaproponował mu kieliszek. Wziął, ale się nie napił.

- Ciebie też laska rzuciła, co stary?
- Nie.
- Ty to dobrze masz w życiu. Najebałem się, upiłem się a dalej ją pamiętam.

Dlaczego ludzie przychodzili do niego ze swoimi problemami? I dlaczego on nagle każdego obchodził?

- Jakbyś się dobrze najebał to być chyba nie wiedział, że się najebałeś?

Rzucił mimochodem. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę jak odbierze to wstawiony koleżka.

- Święta racja, stary. Poszukam Martina, on ma towar. Idziesz ze mną?
- Nie.
- Sztywniak.

I już go nie było.

Wrócił do obserwowania przyjaciółki. Teraz koło niej i jej koleżanek kręciło się dwóch chłopaków ze szkolnej drużyny koszykarskiej. A jeden z nich był jej ex. To mogło być naprawdę ciekawe. Chłopaki zajęli się innymi dziewczynami a ona stała obok z Natalie, dziewczyną z jego klasy i się śmiała.

Do momentu, w którym jej były podszedł do niej i coś powiedział. Natalie zaśmiała się, ale Mari była raczej zniesmaczona. Pewnie rzucił jakiś seksistowski żart. To chyba ten, bo któryś z jej byłych mial zamiłowanie do wszystkich złych żartów. Znów coś powiedział. Natalie znów się zaśmiała i też coś powiedziała. A Marigold znów się skrzywiła, a na słowa koleżanki tylko się uśmiechnęła i powoli podniosła wzrok ze swojego kubka na chłopaka.

A on znał ten uśmiech. Zwiastował kłopoty.

O nie, nie, nie. Trzeba to szybko zakończyć.

Zaczął przepychać się przez tłum ludzi. Był zbyt powolny i wiedział że już nie zdąży zapobiec scenie, która zaraz się tam odegra.

Był w połowie drogi przez pokój kiedy chłopak dostał w twarz od Marigold. Mocno, naprawdę mocno. Nawet w słabym świetle widział odcisk jej otwartej dłoni na jego policzku. Grymas wściekłości wykrzywił twarz chłopaka. Teraz on się zamierzył, ale jego przyjaciółka była szybsza. Uchyliła się i wycofała o kilka kroków. Może jednak niebyła aż tak pijana, jak podejrzewał. Albo sytuacja ją otrzeźwiła.

Dokoła nich utworzył się mały krąg widowni. Próbował przyspieszyć, ale wciąż było tłoczno. Dotarł do kółeczka i przebił się przez nie. Ktoś na niego krzyknął, ale on to zignorował. Chłopak zamierzył się drugi raz i oczami wyobraźni zobaczył, że tego ciosu Mari nie uniknie. Kurwa, ona się nawet nigdy z nikim nie biła. Chyba, że już w nowej szkole, ale nie podejrzewał tego.

Jedną dłonią oplótł jej talię a drugą chwycił ją za ramię. Dłoń chłopaka cudem trafiła w pustkę, kilka centymetrów od szyi Marigold. Wściekł się. I teraz mierzył w niego. Kurwa, on też się dawno z nikim nie bił. Musieli się zmywać, dla nich impreza była skończona. Niestety nie zdążył przed chłopakiem i dostał jego wielką pięścią prosto w mostek. Wybił mu całe powietrze z płuc. Na szczęście Marigold jednak na chwilę otrzeźwiała i przywaliła mu obcasem prostu w jaja. Zgiął się a on wziął ją na ręce i przepchnął się przez tłum.

- Ale mu przywaliłam... - powiedziała dziewczyna rozmarzonym głosem.

Czyli jednak nie wytrzeźwiała.

Zignorował ją i przyspieszył. Z trudem wyszli przez drzwi frontowe. Wziął kilka głębokich oddechów. Za sobą już słyszał krzyki. Przewiesił sobie przyjaciółkę przez ramię i zbiegł w dół ulicy. Niestety koszykarze nie mieli obciążenia no i byli zdecydowanie szybsi. Przez chwilę nawet żałował wszystkich opuszczonych zajęć sportowych. Ale tylko przez chwilę, bo na więcej nie miał czasu.

- Możesz biec? - krzyknął.
- Nie... Wiem... - nadeszła zniekształcona odpowiedź.

No to byli w ciemnej dupie. Z Mari zrobią niewiadomo co (właściwie wiadomo, ale wolał nawet o tym nie myśleć), a jego pobiją tak, że przez kilka dni nie będzie mógł się ruszać.

Skręcił w boczną uliczkę. Właściwie to chyba nawet nie była uliczka tylko szpara pomiędzy budynkami. Stał tam tylko ogromny śmietnik. W róg wcisnął przyjaciółkę a sam wychylił się nieco. Słyszał kroki i krzyki chłopaków z drużyny. Po chwili wbiegli na wysokość przejścia i zatrzymali się. Znów zaczęli krzyczeć i rozglądać się. Wycofał się i odwrócił przodem do Marigold. Nakrył jej usta swoją dłonią a potem ich oboje swoją czarna kurtką.

W całkowitej ciszy czekali kilka minut. Choć Finn nie pozwolił przyjaciółce nawet się ruszyć, ona chyba zasnęła. Nachylił się do jej ucha i bardzo cicho wyszeptał:

- Nie ruszaj się i nie odzywaj.

Cofnął rękę z jej ust i odwrócił się.

Koszykarze przez chwilę się naradzali aż w końcu odeszli gdzieś indziej. Przez chwilę było słychać ich kroki i krzyki, ale one również stopniowo cichły. Odwrócił się do przyjaciółki, chcąc oznajmić jej, że są już bezpieczni. Delikatnie potrząsnął nią, by się obudziła.

I gdy otworzyła oczy w ciszy nocy rozległ się wyraźny odłóż ciężkich kroków.

Let it(me) goOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz