10

54 4 10
                                    

"Przeszedłem trudną drogę, żeby szczerze to powiedzieć
Jestem szczęśliwy, dzięki temu, że mam Ciebie"

— Bbetc, "Teraz jesteś Ty"

Aether

Do moich oczu wpadają nieśmiałe promienie porannego słońca. Przecieram twarz cicho pomrukując. Słysząc głos Xiao natychmiast otwieram sklejone oczy.

— Aeth? No już, wstawaj. — słysząc jak zdrabnia moje imię zrobiło mi się cieplej na sercu a w brzuchu coś zrobiło fikołka.

— Dzień dobry. — uśmiechnąłem się do niego. Odwzajemnił ten uśmiech.

Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w bezruchu aż w końcu zorientowałem się, że leżę na jego udach. Spałem tak całą noc? Momentalnie Poczułem ich miękkość i to, jak jego ciepła skóra ugina się pod ciężarem mojej głowy. Uda Xiao były duże i cholernie miękkie. Pomyślałem, że chciałbym aby jego nogi nie były pokryte materiałem eleganckich spodni.

— Chcesz już wracać do domu? — zapytał Xiao odgarniając włosy z mojej twarzy.

— Nie...! Nie chce tam wracać. — przekręciłem się wtulając twarz w jego podbrzusze. Objąłem go w tali. Jego ubrania wciąż przesiąknięte były zapachem jego silnych perfum. Jeszcze bardziej zatopiłem twarz w jego podbrzuszu. Cicho mruknąłem uśmiechając się. Tylko przy nim czułem się dobrze. Przy nim mogłem być sobą. Prawdziwym sobą. Nie musiałem udawać idealnego syna, ucznia, chłopaka. Przy nim byłem sobą, Aetherem.

Podniosłem się z jego ud i usiadłem obok. Złapałem go za ramię i przyłożyłem nos do jego szyi. Zamknąłem oczy i zatopiłem się w cudownym zapachu. Nie mogłem przestać o tym myśleć.

— Ładnie pachniesz. — powiedziałem odsuwając twarz od jego szyi.

— Dzięki. — odwrócił twarz w przeciwną stronę.

— Jesteś głodny? — zapytałem próbując spojrzeć na jego twarz.

— Nie bardzo. — nareszcie odwrócił wzrok w stronę mojej twarzy.

— W takim razie chodź na kawę. — zaproponowałem pochylając się w przód.

— Nie lubię kawy. — zakrzywił się lekko kręcąc głową.

— No to napijesz się herbaty albo zjesz ciastko. — przewróciłem oczami i złapałem go za rękę. Wciągnąłem go za sobą do mieszkania i zbiegliśmy razem po schodach. Nie pozostawiając mu wyboru zabrałem go ze sobą do jakiegoś pierwszego lepszego Starbucksa gdzieś na rogu. 

Weszliśmy do środka i stanęliśmy w, na całe szczęście, krótkiej kolejce. Dopiero wtedy zorientowałem się, że nasze ręce wciąż są splecione. Szybko uwolniłem rękę z uścisku i podrapałem się po karku. Gdy nadeszła nasza kolej zamówiłem kawę i jakieś czekoladowe ciasto a Xiao wziął czarną herbatę. Zwykłą czarną herbatę.

Dostaliśmy nasze zamówienia i usiedliśmy przy dwuosobowym stoliku pod oknem. Pomiędzy nami trwała przyjemna cisza. Wziąłem łyk gorącego napoju. W obecności Xiao smakował on o wiele lepiej niż kiedy spożywałem go sam. Nawet najlepszy posiłek spożywany wraz z moją rodziną nie mógł z tym konkurować. Prawda jest taka, że przy Xiao wszystko było lepsze.

Położyłem głowę na blacie i spojrzałem na chłopaka z dołu. Przez chwilę świdrowałem go wzrokiem aż w końcu zapytał:

— Co? —  zapytał celując we mnie ostrym spojrzeniem.

— Chcesz ciastko? —  nabiłem kawałek czekoladowej masy na mały, drewniany widelczyk.

— Niezbyt. Kupiłeś je dla siebie. Poza tym nie mam ochoty na słodkie i w ogóle to- — korzystając z okazji, nim zdążył zauważyć wsadziłem mu do buzi kawałek ciastka. — Kretyn. —spuścił głowę przeżuwając deser.

Taste of your lips when we kiss/xiaother/ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz