20.2 Czekam na twój ruch

61 14 3
                                    

REBECCA

***

Potrzebowałam chwili tylko dla siebie, by przemyśleć to, co się wydarzyło. 

Udałam się bocznymi schodami na końcu korytarza, gdzie znajdowały się drzwi prowadzące na taras, ten sam, na którym oświadczył mi się John. 

Sunęłam dłonią po zimnej betonowej ścianie, próbując utrzymać kontakt z rzeczywistością.

Zawsze, gdy potrzebowałam pobyć sama, przychodziłam w to miejsce pomyśleć. Był to mój mały kącik, o którym wiedziałam tylko ja i John. Nikt inny nie miał powodu, by się zapuszczać do tej części szkoły.

Pokonując kolejne stopnie, napotkałam otwarte drzwi, wpuszczające do budynku świeże poranne powietrze przepełnione wilgocią. Po cichu pokonałam ostatnie stopnie i stanęłam w cieniu. Najwidoczniej tego dnia los mi nie sprzyjał. Na tarasie stał John, wsparty dłońmi o murek. 

Odwrócony do mnie plecami, wpatrywał się przed siebie w horyzont, gdzie niebo malowało się ciepłymi barwami.

Przełknęłam ślinę.

Gdyby nie mężczyzna przede mną, nie wiadomo gdzie bym była i co by się ze mną działo. Kolejny raz posunęłam się za daleko i tego żałowałam. Nauka na własnych błędach szła mi mozolnie. Czy było ze mną coś nie tak? Każda osoba o zdrowych zmysłach ocierając się o śmierć, czy inne zagrożenie wyciągnęłaby odpowiednie wnioski na przyszłość, a ja jak pięcioletnie dziecko pozwoliłam emocjom sobą pokierować. Powinnam była, jak dorosły porozmawiać z Johnem o całym zajściu, jednakże on również nie postąpił, jak należy i mimo swoich lat nie świecił przykładem. Wybrał łatwiejszą drogę i postanowił milczeć. 

Żadne z nas nie zasługiwało, by nazywać się dorosłymi.

Wpatrywałam się w jego potężną sylwetkę jak urzeczona, jednocześnie czując niepokój od bijącej od niego siły. Nie widziałam, jak on to robił, ale zawsze, gdy najbardziej go potrzebowałam, był w pobliżu. Jego szerokie barki unosiły się powoli przy każdym wdechu, napinając bluzkę w miejscach, gdzie znajdowały się łopatki. Lekki wietrzyk rozwiewał jego czarne włosy, które delikatnie mieniły się w porannym słońcu niczym krucze pióra.

– Nie musisz się ukrywać – powiedział, nie odwracając się.

Podeszłam niepewnie do murku, spoglądając kątem oka na jego dłonie. Knykcie wciąż były zaczerwienione po walce w barze.

– Przepraszam – powiedziałam.

Mięśnie na karku Johna się napięły, przez chwilę jego postać stała w bezruchu, by po chwili dać upust kolejnej tego dnia fali emocji. Gdy na mnie spojrzał, rysy na jego twarzy się wyostrzyły od zaciśniętej kurczowo szczęki. Nozdrza falowały w rytm wypuszczanego gwałtownie z płuc powietrza.

– Kurwa, przepraszam?! I tyle masz mi do powiedzenia?! Ukradłaś auto, wyjechałaś poza teren szkoły, by udać się na jakąś głupią imprezę i zniknęłaś bez śladu wszystkim z oczu! Czy ty w ogóle wiesz, co oni dosypują do drinków, jeżeli to, co tam serwują, w ogóle zasługuje na tę nazwę?! Na domiar złego na sam koniec zrobiłaś awanturę o życie nic niewartych pokrak, a sama naraziłaś siebie i przyjaciół na niebezpieczeństwo!

– Żadne z nas nic nie piło i nie zamierzało – odparłam cicho. – A te pokraki są warte więcej, niż myślisz i zamierzam ci to udowodnić.

– Świetnie! W takim razie nie było problemu i nie potrzebnie się tam fatygowałem, skoro wszystko miałaś pod kontrolą!

– John to nie tak...

Ucieczka (W ukryciu TOM II)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz