Wylegując się na fotelu spisywałam notatki na temat moich aktualnych postępów. Był to mój taki dzienniczek zabójstw który miałam przekazać naszemu szefowi. Czekałam jeszcze na powrót moich współpracowników. Musieliśmy w końcu omówić dalszy plan działania.
************
Kiedy Blaise zjawił się w domu, wszyscy usiedliśmy w salonie. Zabini postanowił zaparzyć nam herbaty. Miałem nadzieje że do tej należącej do Pansy doda eliksir słodkiego snu. Chciałem aby dziewczyna odpoczęła. Za dużo dziś przeżyła, z resztą jak my wszyscy. Ja i Dracon również jednak my sobie radziliśmy z problemami trochę inaczej. Ja wolałem się skupić na pracy, bądź na czymś co skupiało moją pełną uwagę. Dracon z tego co zdążyłem przez te kilka lat, nie okazuje słabości gdy jest przy innych. Woli się zmierzyć z tym sam na sam. Zamyka się w sobie. Natomiast Pansy? Ona musiała się do kogoś przytulić i poczuć bliskość. Ucieszyłem się że przez te kilka dni tak dobrze poznałem dziewczynę. Właśnie, kilka dni. Tyle się dzieje że można by przypuszczać że minęło kilka tygodni. Napaści i zbrodni jest tyle co podczas panowania Voldemorta. Może to jacyś śmierciożercy? Albo coś jeszcze innego. Tego mogłem się jedynie domyślać. Wiedziałem jednak że nie poddam się dopóki nie rozwiążemy tej sprawy. Przetarłem twarz dłonią. Chciało mi się cholernie spać. Byłem coraz bardziej zmęczony, wiedziałem jednak że gdy zamknę się w cichym pokoju to wszystkie ostatnie koszmary powrócą do mnie, i będą mnie nękać dopóki nie wstanę i nie zacznę czegoś robić. Nienawidziłem tego. Nienawidziłem mojej słabości. Nienawidziłem mojego mózgu, za to że podsyłał mi te straszne obrazy, za to że nie dawał mi odpocząć. Nie mogłem normalnie funkcjonować.
Kiedy zdałem sobie sprawę że otępiające myśli dopadają mnie nawet w pokoju pełnym ludzi, stwierdziłem że czas się czymś zająć. Wstałem i udałem się po dziennik Remusa. Może znajdę znów coś intrygującego? Na pewno znajdę, przecież to nie kto inny a Lunatyk.
Siadając ponownie tym razem na fotelu z pokaźnych rozmiarów dziennikiem oraz filiżanką herbaty zabrałem się za czytanie.
Chwilę kartkowałem szukając możliwie interesujących informacji. Po chwili znalazłem datę która mogła mnie zainteresować
" 1 września 1993
Właśnie przybyłem do Hogwartu jako nauczyciel Obrony przed czarną magią. Nie przyjąłem tej posady tylko ze względu na zarobki. Nie, gdyby tylko o nie chodziło to nie podjąłbym się ryzyka związanego z przebywaniem z dzieciakami będąc wilkołakiem. Więc dlaczego przyjąłem tą posadę? Ze względy na Harrego Pottera. I nie dlatego że jest sławą. Jest on synem mojego przyjaciela, Jamesa. Kiedy ostatnio widziałem Harrego na żywo miał roczek. Musiałem go w końcu ponownie zobaczyć. Nie było mowy byśmy się nie poznali. Planowałem jednak to spotkanie nieco później, jednak gdy Albus zaproponował mi tą posadę stwierdziłem że nie ma co zwlekać, taka okazja może się nie nadarzyć. Czytałem o jego wyczynach w gazetach, i już wtedy wiedziałem że jest on taki podobny do swojego ojca. Nie wiedziałem jednak jak bardzo. Tych dwóch nie da się praktycznie rozróżnić. Jedyną różnicą były... oczy. Takie same jakie miała Lily. Tak samo szmaragdowe. Przy pierwszym spotkaniu moim i Harrego zrozumiałem co mówił rogacz opisując oczy Lili jako hipnotyzujące. Tak, w tych oczach dało się zatracić. Za każdym razem gdy teraz patrzę na tego chłopaka mam wrażenie że Patrzę na trzy różne osoby. Na Jamesa, na Lili, oraz na Harrego. Jestem zafascynowany jego osobą, Jest to niebywałe że nawet kiedy widziałem go w pociągu osłabionego i bliskiego zejściu to wciąż widziałem tą siłę. Harry Potter. Cudowny chłopiec, wybraniec. Jak zwał tak zwał. Dla mnie już zawsze miał pozostać kimś wyjątkowym. Kimś kto tak przypominał mojego przyjaciela. Myślę że gdyby reszta Huncwotów mogła go teraz ujrzeć byłaby w nie małym szoku.
CZYTASZ
Odnaleźć spokój
Fanfiction27-letni Harry Potter, myśląc że po bitwie o Hogwart już nic się gorszego nie stanie. W świecie czarodziei zaczęły jednak dziać się dziwne rzeczy. Harry jako Auror podjął się znalezienia sprawcy tych dziwnych zdarzeń, nie wiedział jednak że nadchodz...