Rozdział 1

105 8 4
                                    

Magomedycy zabrali poszkodowanych do munga a ja wraz z innymi aurorami badamy miejsce pod względem ewentualnego użycia czarów. niestety nic nie znaleźliśmy. Nie mógł być to żaden mugol, ponieważ plac był zabezpieczony czarami. Wychodzi na to że ten kto to zrobił wiedział że będziemy próbowali znaleźć go po śladzie czarów. Nie mogąc już nic  zrobić rozeszliśmy się do domów

21:37
Właśnie dotarłem do domu. W salonie czekała na mnie moja żona Giny
–Harry czekałam na ciebie. Słyszałam że w Ministerstwie jest straszny kocioł, nic nie widziałam w proroku co się stało?
– ktoś wysadził nowe biuro proroka. piętnaście tysięcy osób nie żyje                                                              Rudowłosa wytrzeszczyła oczy w niemym przerażeniu. Po chwili jednak stwierdziła że nie będzie już dopytywać

Opadłem na kanapę podczas gdy Giny poszła do kuchni aby przynieść kolacje.
–Dzieciaki śpią?
– Tak, pół godziny temu. James znowu nie chciał się położyć dopóki mu nie obiecałam że pójdziemy jutro na plac zabaw - rudowłosa zaśmiała się cierpko.
Rozmawialiśmy jeszcze trochę, a zaraz po skończonej kolacji udałem się spać


W środku nocy obudziłem się, zlany zimnym potem. Nie pamiętam co mi się śniło, lecz wiedziałem że było to coś potwornego. Miałem złe przeczucie że w najbliższym czasie stanie się coś jeszcze gorszego niż ten wybuch. Zobaczyłem na zegar 5.10 postanowiłem wstać, ponieważ i tak nie dał bym rady ponownie zasnąć.
Postanawiając odciążyć moją żonę przygotowałem śniadanie, a dokładniej owsiankę dla Jamesa, kaszę dla Albusa natomiast dla Giny kawę oraz sałatkę grecką. Sam spakowałem kanapki i równo o siódmej opuściłem dom.

Siedząc za biurkiem czekałem aż przybędzie Parkinson oraz Hermiona. Pansy oczywiście jako główny świadek, oraz dlatego że pracowała jako fotograf dla proroka mogła dostarczyć bardzo przydatne informacje oraz zdjęcia. Hermiona natomiast jako minister musiała wydać oświadczenie na bazie którego moglibyśmy przesłuchać każdego kto pracuje dla proroka. W końcu sprawa jest powiązana z nimi.
Po chwili przyleciał do mnie papierowy samolocik który zawierał oświadczenie od mojej przyjaciółki. Chwile później zjawiła się Pansy ze swoim aparatem, gdy położyła go na biurku przyjrzałem mu się dokładniej. To był jeden z antycznych modeli.
– Piękny aparat. Jak go zdobyłaś? Są przecież praktycznie nie osiągalne.
Dziewczyna spojrzała na mnie ze zdumieniem, że znam się na aparatach.
– Jakiś mugol mi go odsprzedał, nie wiedziałam że znasz się na aparatach- w jej głosie można było usłyszeć uznanie.
Uśmiechnąłem się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech
–Wyjmij kliszę i chodź wywołać zdjęcia w ciemni.
Udaliśmy się do małego pomieszczenia w którym świeciło czerwone światło.
Trochę nam zajęło aby je wywołać, jednak po godzinie miałem je w kopercie. Schowałem ją do naszego sejfu, a Pansy podziękowałem za pomoc.
Gdy już zostałem sam, i próbowałem skupić się na pracy ciągle miałem to złe przeczucie które nie dawało za wygraną. Westchnąłem, po czym wstałem i udałem się na przerwę którą miałem spędzić z moim najlepszym przyjacielem Ronem. Gdy już miałem wyjść szef przypomniał mi o tym że jeszcze dzisiaj mam spisać raport. Na odchodne jeszcze powiedział że jak będę wracać to mam odwiedzić Malfoy Manor aby przeszukać teren czy aby na pewno Astoria nie zostawiła po sobie śladu.
Siedząc już w kawiarni czekałem na mojego rudego przyjaciela który jak zwykle się spóźniał. Po piętnastu minutach zacząłem się niepokoić. Stwierdziłem jednak że coś mu wyleciało z głowy. Dlatego też gdy dojadłem posiłek udałem się do tej przeklętej posiadłości Malfoya.
Gdy już tam byłem zadzwoniłem dzwonkiem, a potem dla pewności zastukałem kołatką w kształcie węża. Drzwi otworzyły się już chwile później a za nimi stał Malfoy w szlafroku ze Scorpiusem na rękach.
– Czego chcesz Potter?
– Dostałem polecenie aby przeszukać posiadłość by mieć pewność że moi wspólnicy nic nie przeoczyli.
Były ślizgon nic nie powiedział tylko mnie wpuścił. Przez cały czas pracy zamieniliśmy jedynie kilka zdań. Draco położył jeszcze swojego synka na drzemkę, a ja w międzyczasie zszedłem do lochów. Moje przeszukiwania zakończyły się niepowodzeniem. Gdy już zmierzałem do bramy wyjściowej kontem oka zobaczyłem że w krzaku coś połyskuje kucnąłem przy nim, po czym wyjąłem sztylet. Zakrwawiony sztylet. Dracon który do tej pory stał w progu drzwi gdy zobaczył moje znalezisko podszedł czym prędzej do mnie.
–Jakim cudem Aurorzy  tego nie widzieli wcześniej? Przecież przeczesywali dokładnie teren- zdumiał się Dracon.
– Nie mam pojęcia, ale ja to muszę zabrać do ministerstwa to może nas naprowadzić na trop tego całego gówna. Przyjdź jutro to może czegoś się dowiesz.
–Jasne jutro będę.
Po tych słowach pożegnaliśmy się. Oddałem sztylet we krwi na badania
Zwolniłem się u szefa na resztę dnia, chciałem spędzić trochę czasu z rodziną. Przypomniałem sobie że o szesnastej jeszcze idziemy na obiad do Molly.  Wrzuciłem proszek fiuu do kominka wypowiedziałem adres mojego domu i nic. Moje obawy jeszcze bardziej wzrosły gdy za drugim razem też nic się nie zadziało. Wystraszony przeteleportowałem się i to co zastałem mną wstrząsnęło. Po moim domie nie było śladu. W miejscu gdzie stał mój dom, było tylko gruzowisko. Dostrzegłem rude włosy, pobiegłem tam, oczyściłem zaklęciem gruz w tym miejscu. Z oczu poleciały mi łzy gdy zobaczyłem Giny, Albusa, Jamesa oraz Rona martwych. Mieli oni na brzuchach otwarte rany. Jakby ktoś wbił w nich sztylet...

———
KURWA NIE WIEM CO JA ODJEBAŁAM OKEJ? Ale podoba mi się to. Tylko nie wiem jeszcze jak to w drarry przekształcę, ale wymyśle coś dobra? Zaufajcie mi
A i błędy czy propozycje piszcie mi🖤

Odnaleźć spokójOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz