Rozdział XXV

30 5 2
                                    

POV Mattheo

Nigdy nie potrafiłem sobie wyobrazić mojego życia w jaśniejszych barwach. Nigdy w to nie wierzyłem, że kiedyś spojrzę na świat w innych kolorach. Dzieki Faye zacząłem je widzieć. Bardzo się cieszyłem, ale i denerwowałem z powodu naszego dziecka. Nie odstępowałem jej na krok i obserwowałem jak jej ciało się zmienia. Gdy tylko brzuch zaczął jej rosnąć stwierdziłem, że nie ma dla mnie piękniejszego widoku niż ona z brzuszkiem ciążowym. Dlatego też bardzo przeraził mnie widok z przed miesiąca. Chyba jeszcze nigdy się tak nie bałem. Gdy zobaczyłem sztylet w bity w jej brzuch, myślałem że w środku umrę. Bałem się wtedy, że stracę je obie. Na szczęście okazało się, że nasza nienarodzona córka ją uleczyła. Było to dla mnie szokiem, zresztą nie tylko dla mnie. Wszyscy zastanawialiśmy się jak to jest możliwe. Faye nawet przeglądała potem księgi ze starożytnej magii by się czegoś dowiedzieć na ten temat, ale nic nie znalazła.

Sprawa Camerona również spędzała nam sen z powiek. Obserwowaliśmy każdy jego cuch, każdą zmianę. Jedynym osobom, którym nie powiedzieliśmy o tej sprawie to rodzina Camerona. Stwierdziliśmy, że nic nie powiemy Sebastianowi i Carlosowi bo będzie tak bezpieczniej. Im mniej osób wiedziało tym lepiej.

Stojąc przed gabinetem Dumbledore'a denerwowałem się. Przestępowałem z nogi na nogę denerwując się. Za długo już tam przebywała z dala ode mnie.

- Stary uspokój się. – powiedział Theo – Nic jej nie jest.

- Właśnie. Dumbledore by jej nie skrzywdził przecież. – wtrącił Enzo.

- A co jeśli się źle poczuje? Albo zasłabnie? – spojrzałem na nich.

- Dlatego stoimy przy tych cholernych drzwiach. Wyluzuj Mattheo. Gdyby coś było nie tak to jej wisiorekby ci zaświecił w dłoni czyż nie?

- Tak wiem, ale ..

- Nic jej nie jest. A jak zaraz się nie uspokoisz to ci przywalę w ten twój pusty łeb. – powiedział zirytowany Enzo.

Westchnąłem tylko i zamknąłem się. Chłopaki mieli rację. Na pewno jej nic nie było. Jednak i tak się martwiłem. W końcu nie codziennie ma się dziewczynę w ciąży.

Czekaliśmy cierpliwie pod drzwiami czekając, aż Faye z nich wyjdzie. Po upływie kolejnych paru minut usłyszeliśmy jej uniesiony głos. Przybliżyłem się do drzwi i zaczęłam nasłuchiwać.

- Nie ma takiej cholernej opcji! – krzyknęła Faye – Nie zrobię tego. To jest zbyt ryzykowne!

Spojrzałem na chłopaków ze zmarszczonymi lekko brwiami. Chłopaki również przybliżyli się do drzwi by lepiej słyszeć.

- Wiem, że to ryzykowne, ale uważam, że twój udział w ich zniszczeniu jest niezbędny. – powiedział Dumbledore.

- Nie będę ryzykowała. Z resztą nawet nie wiem czy udałoby mi się je zniszczyć. To absurd!

- Starożytna magia może tworzyć i niszczyć jeśli się wie jak jej używać. A jeśli chodzi o ..

- Nie! – przerwała mu krzykiem – Nie mam zamiaru tak ryzykować. Za dużo razy się poświęcałam i ryzykowałam. W tym momencie nie mam zamiaru tego robić!

- Faye spokojnie.. oddychaj. – powiedział Dumbledore.

Spojrzałem na trzymany przeze mnie w dłoni wisiorek. Kryształ na nim delikatnie zaświecił się na fioletowo. Spojrzałem znacząco na chłopaków, potem odwróciłem od nich wzrok i bez zbędnych ceregieli wszedłem do gabinetu dyrektora. Od razu zobaczyłam Faye stojącą przy stoliku. Opierała się o stolik ze zwieszoną głową w dół. Podszedłem do niej od razu.

The Slytherin Princess IVOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz