Rozdział 10

1 1 0
                                    

VIYA

Nie chciałam bardzo odsyłać Allen'a jednak wiedziałem, że on nie odpuści. Nie zostawi mnie w spokoju chociaż bardzo bym chciała.

- O czym chciałeś pogadać? - spytałam bez grudek.

Miałam dosyć tych podchodów. Cały czas grał. A ja nie potrafiłam go przejrzeć. Znaleźć motywu też nie udało mi się odkryć. Chociaż próbowałam na milion sposobów.

- Minął prawie twój czas. Został tylko tydzień.

- Nie prawda! Skróciłeś czas! Powinnam mieć jeszcze ponad dwa tygodnie! - byłam przerażona takim obrotem sytuacji. Skrócił mój czas o szesnaście dni. Nie informując nawet o tym mego ojca.

- Ja tu odsłaniam karty pamiętaj o tym. - powiedział będąc za blisko mnie.

Byłam przerażona.

Nie chciałam z nim być całe życie. Znaczy do momentu jak on nie kaputnie lub ja mu w tym pomogę.

Ale mniejsza.

Nie ma szans, że ja dam radę z nim przeżyć chociaż minute. A co mówić tu o kilku latach. Przecież to  jest surrealistyczne.

Bosze jak ja teraz chciałabym popełnić samobójstwo, tylko po to aby z nim nie być.

- Nie, kochany. To ja tu ustawiam reguły. A ty nie masz nic do gadania. - nie chciałam aby wygrał. Nie mogłam na to po prostu na to pozwolić.

- Nie udawaj mądrej, bo aż taka mądra to ty nie jesteś.

- Jestem mądrzejsza nawet od ciebie. I to nie zmienia nic, że ty jesteś synem Ateny! Myślisz, że wygrasz. Mylisz się. Jesteś za pewny siebie. Pycha cię zgubi. - krzyczałam, ponieważ wiedziałam, że ma rację.

Już na starcie przegrałam z nim. Był za silny.

- Skarbie to nazywa się dobra zabawa. A co dotego, że jesteś mądrzejsza skrzeczałbym się ale nie chce sobie strzępić języka na takie bzety małe.

Czemu on zawsze musiał mieć rację?! Może i tylko stwierdzał fakty ale to wszystko było niesprawiedliwe. On nie mógł wygrać...

- Szach mat, skarbie. - powiedział Fey, co mnie przy wróciło do pionu.

- Fey a powiadomiłeś chociaż o tym mego ojca? - spytałam lecz znałam już odpowiedź.

- On nie ma ty nic do gadania.
Wszystko jest już ustalone ale nie z nim tylko kimś ważniejszym od niego.

Pomyślałam na początku o wujku Zeusie ale on był po mojej stronie. Chociaż tak mi się wydawało.

- Kronos...

- Dobra jednak nie jesteś taka głupia jak myślałem.

- Jakim cudem się z nim kontaktujesz? On jest przecież na czeluściach tatratu... - To był koszmar.

- Już nie jest. - powiedział z przerażającym uśmiechem.

Bosze...

Opętał go?

Jego wyraz twarzy był nieludzki. A sytuacji nie poprawiała jego twarz kilka centymetrów od mojej.

Było już późno więc na korytarzu nie było nikogo. Po prostu było już po wykładach. Dochodziła właśnie osiemnasta trzydzieści.
Rozmawiałam już z nim jakoś pół której godziny.

Jednak nie mogłam odejść. Chciałam uciec. Opowiedzieć o wszystkim Allen'owi jednak aż tak mu nie ufałam.

- Musze już iść. - powiedziałam i ruszyłam do domu. Nie zatrzymywał mnie, nic też nie powiedział  tylko patrzył za mną z tym przerażający uśmiechem.

Przez piekło Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz