Rozdział 16. Słabość to śmierć

80 15 12
                                    

         Krople wody, które właśnie spływały po mojej skórze, wywoływały nieprzyjemne dreszcze. Choć woda była ciepła, moje ciało reagowało na nią w sposób, który trudno było mi wytłumaczyć. Może intuicja chciała mnie przed czymś ostrzec? A może moje ciało wyczuwało zagrożenie? W końcu za chwilę przecież miałam stanąć twarzą w twarz z Williamem Collinsem..

Niepokój, który się we mnie kotłował, przywoływał wspomnienie koszmaru, w którym mężczyzna stał przede mną z bronią w ręku, a ja nie mogłam przed nim uciec. Dźwięk strzału odbijał się echem w moich myślach, plącząc niedbale z obrazem lodowych oczu.

Jak mogę czuć jednocześnie zainteresowanie i strach?

Stojąc pod prysznicem, nie mogłam pozbyć się natłoku myśli, a spokojna woda, która spływała po mojej skórze, wydawała się być zupełnym moim przeciwieństwem. Czułam, jak każda kropla tylko pogłębiała napięcie, które narastało z każdą chwilą.

Wzięłam głęboki oddech, zakręciłam wodę i odruchowo sięgnęłam po ręcznik.

Moją uwagę przyciągnął telefon, który nagle zawibrował na półce obok umywalki.

Na ekranie widniała wiadomość od Williama Collinsa:

„Będę o 20."

Przygryzłam wargę a żołądek zrobił fikołka. Całe moje ciało napięło się w oczekiwaniu.

Po rozczesaniu i wysuszeniu moich długich włosów, otworzyłam szafę. Wybór nie był łatwy. Zastanawiałam się, jak powinnam się ubrać. 

W końcu nie chodziło tylko o to, by wyglądać dobrze, ale też, by jakoś przeżyć to spotkanie. Przez chwilę pomyślałam, że może powinnam założyć ubrania narciarskie, żeby przynajmniej w jakiś sposób ochronić się przed mroźną aurą Collinsa. Albo założyć wygodne ubrania, które umożliwią swobodne ruchy w przypadku.... ucieczki.

Finalnie zdecydowałam się na coś prostego, ale jednocześnie praktycznego. Wybrałam dopasowane jeansy, które idealnie leżały i zapewniały mi poczucie komfortu. Na górę założyłam jasny, miękki sweterek, który był jednocześnie ciepły, ale nie za ciężki. Do tego dobrałam muszkieterki, które sięgały tuż nad kolana i miały odpowiednią wysokość, by dodać odrobinę elegancji, nie rezygnując przy tym z wygody.

Wokół mnie panowała dziwna cisza, jakby wszystko na chwilę zamarło. Widziałam, że nie miałam już czasu na zastanawianie się, czas mnie gonił.

Spojrzałam na zegarek, a serce przyspieszyło mi odrobinę. Musiałam już wyjść. Złapałam torbę i zarzuciłam ją na ramie. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w stronę drzwi, czując, jak napięcie rośnie z każdym krokiem.

Wychodząc z klatki, zaczęłam nerwowo rozglądać się po okolicy, szukając znanej mi osoby.

Gdy tylko dostrzegłam postać mężczyzny ruszyłam w jego kierunku.

- Spóźniłaś się- powiedział, a jego głos był zimny jak stal.

- Jest dwudziesta zero trzy..- odpowiedziałam, starając się nie zdradzić, jak bardzo jego chłodna postawa mnie paraliżuje.

Collins przyglądał mi się przez chwilę, jakby analizował moje słowa. W końcu jego usta wykrzywiły się w ledwo dostrzegalnym uśmiechu.

- To nadal spóźnienie- powiedział, a jego głos pozostawał lodowaty, jakby nie było w tym żadnej wątpliwości.

Przewróciłam oczami, starając się ukryć irytację, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, William znalazł się tuż obok mnie. Bez zawahania chwycił mój podbródek, zmuszając mnie do spojrzenia mu w oczy.

ALICE GREENOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz