38. Amar

314 17 12
                                    

POV: REESEPHINE VALENTINE.

Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że będę szykowała się na ślub Aleksandra Vaer'a i ubolewała z tego faktu, zaśmiałabym się tej osobie w twarz i złożyła oficjalne oświadczenie dla przyszłej małżonki z wyrazami współczucia. I choć na samą tą myśl pojawił się uśmiech na mojej twarzy był on mały i nijaki.

Lustro, które zostało obramowane złotym zdobieniem odzwierciedlało dokładnie to co czułam w środku.

Nigdy nie byłam dziewczyną, która bała się konsekwencji bądź poddawała w trudnych sytuacjach, jednak w ostatnim okresie co raz częściej przyłapywałam się na tym, że nie podobało mi się to co widziałam w lustrze. Czułam tylko rozrywającą pustkę i mieszaninę uczuć związanych z natłokiem pytań, na które odpowiedzi nie znałam i mimo starań w tym całym chaosie nie znalazłam.

Pragnęłam tylko, aby dzisiejsze przedstawienie się skończyło a ja upewniła się, że Aleksander jest bezpieczny i uciekła...

Jak najdalej, aby rozpocząć wszystko od początku, aby polubić swój widok w lustrze, aby chodzić po ulicach i nie bać się co się czai za rogiem albo co przyniesie następny dzień.

Wiedziałam, że nigdy wcześniej bym tego nie zrobiła, uznała to za tchórzostwo, broniła się od tego, ale... czasami musimy zrobić coś dla siebie. A to, pomimo tego, że bolesna, była bardzo dobra decyzja dla mnie.

Głośno westchnęłam, po raz kolejny wykonując makijaż i podejmując próbę nie rozmazania go przez nachodzące mnie od wczoraj łzy.

Przez całe życie czytałam romantyczne książki, z szerokim uśmiechem obserwowałam zakochane pary w parkach, oglądałam romantyczne filmy z rozmarzeniem i pisałam w dziecięcym, niesamowicie kolorowym pamiętniku o miłości, którą bardzo chciałabym doświadczyć. Nigdy jednak nie sądziłam, że gdy ona faktycznie nadejdzie, to już nie los, a ja będę głównym utrudnieniem na tej drodze. To ja będę nieprzygotowana, mimo tych wszystkich czynności. To ja nie będę potrafiła sobie z nią poradzić i to ja będę tą znienawidzoną bohaterką, która z niej zrezygnuje.

A może w pogoni za odnalezieniem siebie wcale z niej nie rezygnuję a pozyskuję?

Bo jednak jak mogę poznać czym jest miłość, jeśli sama nie jestem w stanie siebie pokochać? Co to w ogóle znaczy? Przecież dotychczas zwyczajnie wstawałam z rana, szykowałam się wpasowując w normy wytworzone przez otoczenie, aby nie czuć że odstaję od społeczeństwa i dzień w dzień powtarzałam rutynę odnoszącą się do mojej edukacji i podstawowych obowiązków. Jednak pośród tego nie zastanawiałam się nigdy czym jest relacja z samym sobą, interesowałam się relacjami z innymi. Co mogę zrobić, aby danej osobie poprawić humor, aby pomóc w potrzebie, aby zaimponować, aby uzyskać to co jest narzucone od pokoleń i wytworzyć obrazek idealnego życia, które jest nam narzucane do odwzorowania od pokoleń. Goniłam za znanym.

Ale co jeśli dar życia jest dany poszczególnym osobom, aby poprowadziły je własną, unikatową ścieżką, którą ciężką pracą będą po kawałku odkrywać co raz bardziej?

Dlaczego w takim razie tyle osób podąża za czymś co nie należy do nich i są zawiedzeni, gdy po otrzymaniu nic nie wartych norm, wciąż nie czują spełnienia bo pędzą za tym co nigdy nie będzie dla nich ani nie jest ich?

Czy bez miłości do własnej siebie mogę wiedzieć jak pokochać i rozpoznać prawdziwą miłość w innych?

Od razu wzdrygnęłam się na dźwięk otwieranych drzwi i zaczęłam przecierać pośpiesznie oczy wacikiem. Odetchnęłam z ulgą widząc w lustrze odbicie mojej mamy, ale wciąż nie czułam się na tyle bezpiecznie, aby nie nałożyć sztucznego uśmiechu na twarz.

My WomanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz