06: SYMBOLIKA PAMIĘCI.

17 4 1
                                    

Szklana róża zbiła się prawie sześć razy, zanim Benowi udało się donieść ją do Zakładu Kreatywności. Nie umiał zliczyć przekleństw, które tego dnia wypłynęły z jego ust. Szczególnie, kiedy zerknął na zegarek, a stał w wielkiej kolejce do kasy z paczką pod pachą, szampanem i pudełkiem czekoladek w rękach. Nie zamierzał sobie niczego odpuścić, ale nie chciał też, żeby Laura była na niego zła, więc odstawił czekoladki na półkę ze słodyczami obok siebie na krótką chwilę. Wyciągnął telefon, wybierając numer szefowej.

Odebrała po drugim sygnale.

― Mam dla ciebie kawę! ― zaszczebiotała radośnie na powitanie, zanim w ogóle miał szansę się odezwać. Serce zabiło mu nieco szybciej. To była tylko głupia kawa, a jednak z jakiegoś powodu niemiłosiernie go to rozczuliło. ― W ogóle, myślałam o całej scenie z wyznaniem, no i...

― Laura, spóźnię się ― wydukał prędko, niegrzecznie jej przerywając. A potem czekał na wyrok. To byłoby jego pierwsze spóźnienie. Nie miał pojęcia, jakim cudem wytrwał w punktualności tak cholernie długo. Po drugiej stronie połączenia cisza zapadła jednak na zaledwie kilka sekund.

― Okej. Dlaczego? ― Ton jej głosu nie był jakoś specjalnie negatywny, ale nutka rozczarowania, którą Ben bez problemu wychwycił, odrobinę go stresowała. ― Jakiś konkretny powód?

― Utknąłem ― odparł załamany. ― W sklepie. To zabrzmi głupio, ale koniecznie muszę kupić te dwie rzeczy, a kolejka jest jak stąd do gabinetu Valerii w dni zdawania raportów miesięcznych.

Laura parsknęła śmiechem.

― Rozumiem ― mruknęła, kiedy już się uspokoiła. ― Okej, dobra. Tylko... żeby to nie zamieniło się w rutynę, Ben. Mamy dzisiaj naprawdę sporo pracy, bo chcę dokończyć dwie sceny i popracować nad poprawkami z Architektami.

― Daj mi dwadzieścia minut i będę u ciebie, gotowy do roboty ― zapewnił ją ochoczo, na co odpowiedziała krótkim, wesołym śmiechem. Szedł o zakład, że kiwała głową, zapominając, że nie mogą widzieć siebie nawzajem. ― Dzięki za zrozumienie, tak swoją drogą.

― Jasne. Wiesz, tyle złego mi o tobie mówili i ktoś ciągle o tobie plotkuje, ale osobiście nie mam z tobą jeszcze żadnych problemów i miło byłoby, gdyby to się nie zmieniło, bo pasuje mi praca z tobą.

Jemu też to pasowało.

Podziękował jej jeszcze raz za szczerość, zapewniając, że także bardzo ją polubił, po czym pożegnali się grzecznie i zakończyli połączenie, a Ben wrócił do przeklinania pod nosem. Wyszło na to, że dosłownie kwadrans później wybiegał ze sklepu, modląc się, żeby nic więcej go nie zatrzymało. I chyba wszechświat go lubił, bo udało mu się dotrzeć do Zakładu w osiemnaście minut.

Wbiegł do gabinetu Laury, obładowany rzeczami, ale kiedy o nie spytała, zbagatelizował sprawę i powiedział, że to sprawa na wieczór. Nie drążyła tematu, chociaż jasne było, że domyślała się, co Ben kombinował. Nie był w tym zresztą jakoś specjalnie dyskretny.

Przez cały dzień Laura albo odbierała telefony od znajomych, którzy życzyli jej wszystkiego najlepszego, albo przyjmowała ich w swoim gabinecie na kilka minut, jeżeli w ogóle decydowali się ją odwiedzić. Ben miał szaloną teorię, że większość ludzi robiła to wszystko bardziej z grzeczności, niż szczerej sympatii. Nawet Ruth pofatygowała się osobiście; wymieniły się z Laurą uściskami i koleżeńskimi całusami, o tonach uśmiechów nie wspominając. Chociaż nie znały się jak dwa łyse konie, to jednak częsta współpraca nad projektami zrobiła z nich bliskie znajome. I było widać, że nie zazdrościły sobie nawzajem ― wręcz przeciwnie, wspierały się tak, jak mogły.

✔ | KSIĘGA ŻYCIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz