08: NIEOSZLIFOWANY DIAMENT.

12 4 1
                                    

― Ben, słuchasz mnie?

Słodki głos Laury, tak doskonale mu już znany, przywrócił go do rzeczywistości. Zamrugał nerwowo powiekami, skupiając się na swojej szefowej, która pstryknęła mu palcami centralnie przed oczami, starając się wybudzić go z tego dziwnego transu. Ben wziął głęboki wdech, poprawiając się na swoim miejscu.

Poniedziałki nie należały do jego ulubionych dni.

― Przepraszam ― wymamrotał, przecierając twarz dłonią. Laura rzuciła mu upominające, ale... zaskakująco troskliwe spojrzenie. Siedzieli naprzeciwko siebie, w jej gabinecie, na fotelach przy przeszklonej ścianie. Ostatnimi czasy to właśnie tam pracowało im się najlepiej. ― Przepraszam, nie spałem najlepiej. Już się skupiam, masz moją całkowitą uwagę, przysięgam.

― Chcesz zrobić przerwę? ― dopytała po dłuższej chwili zawahania. Przygryzła na moment dolną wargę, niemal onieśmielona, a Ben, zaskoczony jej zachowaniem, podniósł na nią pełen uwielbienia wzrok. ― Wiem, że czasami jestem... przytłaczająca?

― Nie, to nie twoja wina.

― Koszmary?

― Nie. Gonitwa myśli.

Nie drążyła dalej tematu. Przez chwilę podejrzewał nawet, że tak naprawdę wcale jej nie zależało; dopytywała po prostu z grzeczności o jego stan. Nie mógł się bardziej mylić. Gwałtownym ruchem odłożyła na stolik wszystko, co trzymała. Nie była już poważna, albo rozkojarzona. Zrozumiał, że zepchnęła pracę na drugi plan. I to sprawiło, że serce zabiło mu szybciej, bo skupiła się na nim całkowicie, wzdychając ciężko z sympatycznym uśmiechem.

― Dobra, Avery. Mów, co ci leży na wątrobie. Jeżeli oczywiście chcesz ― dodała pospiesznie. ― Nie zamierzam cię do niczego zmuszać.

Rozchylił usta, bo w pierwszej chwili był gotów wyśpiewać jej wszystko, co go dręczyło, ale w porę ugryzł się w język. Nawet nie wiedział, od czego miałby zacząć. Zapytać: "kto cię skrzywdził, Laura?". Nie byłoby to raczej zbyt grzeczne. Fakt, trochę się już znali, ale pewnych granic nie należało przekraczać, a to zdecydowanie byłby ogromny skok ponad jedną z nich.

Oblizał nerwowo wargi, krzywiąc się przy tym nieznacznie. Laura się nie odzywała. Cierpliwie czekała na jakiś odzew z jego strony. Nie wiedział, czy bardziej go ten fakt denerwował, czy jednak pasowało mu jej milczenie. Nie powiedział jej przecież, że był w Archiwum. I nie był pewien, czy w ogóle powinien jej się do tego przyznawać.

Z drugiej jednak strony, Zakład nie był ślepy na jego poczynania. Jego wizyty na najniższych kondygnacjach budynku były w systemie, i gdyby tylko Laura chciała, mogłaby bez problemu się do nich dokopać tak samo, jak on do jej dawnych prac.

Jak to było? Co powiedziała mu Ruth? I... wiele innych osób? "Trochę pokory jeszcze nikogo nie zabiło". Cóż, równie dobrze mógłby zamienić "pokorę" na "szczerość", i ten tekst nadal idealnie by do niego pasował. Co jednak najgorsze... pewnie i tak by się do tego nie zastosował. Taki już był. Uparty jak osioł. I kiedy już coś sobie wymyślił, nie dawał za wygraną; męczył to, póki nie osiągnął satysfakcjonujących efektów.

Pochylił się do przodu, opierając łokcie o kolana i splatając przed sobą dłonie. Przez kilka kolejnych sekund dalej milczeli, aż wreszcie Ben odważył się odezwać:

― ...myślisz, że jesteśmy jej Sferą? Eizy? Może tak, jak ty, boi się zaglądać do swoich prac, kiedy już je skończy, bo obawia się rozczarowania? Czy to wyjaśniałoby jej zniknięcie?

Laura Lillis wyglądała tak, jakby ktoś poinformował ją o śmierci kogoś bliskiego. Przestraszyła go jej reakcja. Po cholerę ci to było, karcił się w myślach. Mogłeś trzymać mordę na kłódkę i wszystko byłoby okej.

✔ | KSIĘGA ŻYCIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz