11: POSZERZANIE HORYZONTÓW.

15 5 1
                                    

― Szczerze? Muszę cię przeprosić.

Nie był to słowa, których spodziewał się usłyszeć z ust Selene Aetos, czyli Pobocznej Kreatorki Wydziału Fantasy. Pracowali razem już te dziewięć miesięcy, ale szczerze zaskoczyła go tym ostatnim wyznaniem ― może dlatego, że zwykle podczas ich spotkań ograniczała się do spraw zawodowych, szczególnie w gabinecie należącym do niej i Albiny Costy.

Wpatrywał się w nią pustym wzrokiem przez krótką chwilę, zastanawiając się, jak dokładnie powinien odebrać ten zuchwały, nieco kpiący grymas na jej ustach. Nie chciał mieć w niej wroga. Ani w niej, ani w jej współpracowniczce, która stała zaraz obok.

― ...za co? ― wymamrotał niepewnie, przekazując pendrive z danymi w ręce Albiny, drugiej Kreatorki Pobocznej. Odebrała przedmiot z wdzięcznym, jednoznacznym uśmiechem. To Selene była w tym duo bardziej skomplikowaną osobą i Benjamin zauważył to już wiele miesięcy wcześniej.

― Nikt się nie spodziewał, że tyle tu zabawisz ― przyznała Selene, wzdychając ostentacyjnie. Uniosła brew, co Ben odebrał jako swego rodzaju wyzywający gest. ― Dlatego przepraszam. Źle cię oceniłam.

― Poważnie ― zgodziła się ze swoją przyjaciółką Albina, ale w przeciwieństwie do Selene brzmiała sympatycznie. ― Większość obstawiała, że uciekniesz od nas sam, zanim zdążą cię wywalić ― dodała, śmiejąc się cicho.

Kącik ust Bena też uniósł się nieznacznie. Mógł przyznać, że sam właśnie tego spodziewał się pierwszego dnia swojej pracy. A jednak... nadal tam tkwił. Niegdyś nie potrafił trafić z pokoju Architektów do windy, a w którymś momencie dotarło do niego, że pokonywał pewne dystanse bez cienia zawahania.

― Bez przesady, nie jesteście aż tak złe ― odpowiedział, zerkając na Selene spod uniesionych wymownie brwi. Zmrużyła powieki, jakby zamierzała odgryźć mu się jakimś nieprzyjemnym tekstem, ale skończyło się na tym, że parsknęła ze szczerym rozbawieniem i odepchnęła go od siebie, wbijając czubki idealnie wypielęgnowanych paznokci w jego ramię.

― Żartowniś się znalazł ― mruknęła, próbując zdusić w sobie śmiech.

A ponieważ Ben był w wyjątkowo dobrym nastroju, pochylił się w jej stronę z zawadiackim uśmiechem na ustach, szepcząc uwodzicielskim tonem:

― Uwielbiasz mnie, Selene, pogódź się z tym.

Selene Aetos wywróciła oczami, ale nie udało jej się zwalczyć ani rumieńca, który nagle zaróżowił jej policzki, ani zawstydzonego uśmiechu.

― Tak, tak, kochamy cię, Ben ― zachichotała dobrodusznie Albina. ― Jesteś niczym promyczek szczęścia w najbardziej pochmurny dzień. Czy to zaspokoiło twoje ego?

Wyprostował się, żeby postawić jakiś odstęp między nim i Selene i pozwolić jej odetchnąć pełną piersią, bo widział, że miała z tym problem. A potem uśmiechnął się jeszcze szerzej, odrobinę głupkowato. Pokręcił energicznie głową, splatając dłonie za plecami, gdy oświadczył dumnie:

― Ani trochę. Mów mi więcej.

Pewnie usłyszałby więcej, bo Albina Costa od początku ani trochę nie była zainteresowana ani jego podchodami, ani jego osobą. Była jednak niezwykle otwarta i ciepła, i w pierwszych tygodniach zawsze służyła mu radą, albo prowadziła go tam, gdzie chciał trafić. Nie kpiła sobie z jego problemów, i chociaż Selene miała do tego tendencję, to po jakimś czasie pojął, że były to jedynie koleżeńskie przepychanki.

Nikt w tym wydziale nie życzył mu źle. Momentami o tym zapominał, a bywało, że nocami rozkładał to wszystko na maleńkie elementy, próbując zrozumieć, czym sobie na taką sympatię zapracował.

✔ | KSIĘGA ŻYCIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz