5.

117 5 0
                                    

Adrien

Przez kolejne dni było spokojnie. Pomagałem się zaklimatyzować w moim domu Victorii, bo nie zanosiło się, że szybko stąd znikniemy. Starałem się też, by mi zaufała i czuła się komfortowo w moim towarzystwie. Przemilczałem jednak jej pytanie, że skądś mnie kojarzy, chociaż możliwe, że to była najlepsza okazja, by jej powiedzieć. Poznała prawdę o mojej rodzinie, widziałem po niej, że się przestraszyła, choć próbowała to ukryć. Zapewne wyrobiła sobie zdanie o naszej rodzinie, ale miałem to gdzieś. Czekałem na jakiekolwiek informacje od Archera i myślałem też nad wymówką, dlaczego dziewczyny jeszcze nie ma w Miami, choć dawno powinna tam być. Już dawno powinienem mieć ten problem z głowy, a utknąłem z nią w Nowym Jorku. Oczywiście, mogłem mieć gdzieś jej dziecko i to co się z nim stało, ale taki nie jestem. Uderzyło we mnie to, że to biedne dziecko jest skazane na to wszystko. Ono nie jest niczemu winne. Dlatego zdecydowałem się jej pomóc.

Oderwałem wzrok od laptopa, gdy kolejny raz zaczął dzwonić mój telefon. Spojrzałem tylko na wyświetlacz, a na widok numeru zacisnąłem tylko szczękę i wyciszyłem smartfona. Potrzebuję wymówki na cito. Nie da mi spokoju dopóki nie odbiorę tego cholernego telefonu. Westchnąłem i odetchnąłem głęboko. W co ja się wjebałem.

Zamknąłem laptopa i podniosłem się z sofy. Potrzebowałem kolejnej kawy i musiałem w końcu coś zjeść, bo mój brzuch wydawał kolejny raz symfonię. Dochodziła dziewiąta rano, wiedziałem, że Victoria zaraz wstanie, więc dla niej również zacząłem przygotowywać jajecznicę. Przez te kilka dni nieświadomie wyrobiliśmy sobie pewien schemat. Ja robiłem śniadania i poranną kawę, ona kolację. Obiad najczęściej jedliśmy na mieście lub zamawialiśmy, gdy byliśmy w domu. Zostawiłem jajecznicę na palniku, gdy domofon wydał dźwięk.

- Dzień dobry, panie Davis. - usłyszałem głos portiera. Był starszym mężczyzną dorabiających sobie na emeryturze. - Kurier przyjechał z kilkoma paczkami.

Szybko sobie przypomniałem, że Victoria zamawiała dla siebie rzeczy.

- Proszę go wpuścić.

- Co tak śmierdzi? - za plecami rozległ się głos Victorii.

- Cholera, jajecznica.

Szybko podbiegłem do kuchenki i ściągnąłem z palnika patelnie. Zacisnąłem usta i z niedowierzaniem spojrzałem na to co zostało.

- A podobno nie da się spieprzyć jajecznicy. - parsknęła. - Jestem żywym przykładem, że jednak się da.

- Zdarza się każdemu. Otworzę okna, żeby przewietrzyć i sama coś zrobię na śniadanie.

Kiwnąłem tylko głową. Dźwięk dzwonka poinformował, że kurier dotarł na moje piętro. Otworzyłem drzwi. Za kartonami stał zaczerwieniony mężczyzna z wysiłku. Podpisałem odbiór paczek, pożegnałem się z facetem i wniosłem kartony do środka.

- Sporo tego zamówiłaś. - uśmiechnąłem się. - Mam rozumieć, że to najpotrzebniejsze rzeczy?

- Emm.. chyba przesadziłam. - zarumieniła się. - Przepraszam.

Ściągnąłem brwi. Nie znoszę tego, że przeprasza za wszystko. Muszę ją tego oduczyć. Przeprasza mnie za najmniejszą głupotę. Wiem, że to nawyk z tamtego miejsca, ale to jest cholernie irytujące. No cholera jasna, przepraszała mnie za to, że wysypała trochę cukru na blat. Ona była wręcz przerażona, że to zrobiła.

Devil (Rodzina Davis #2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz