Rozdział 10

189 11 5
                                    

Jedząc jajecznice, którą przygotował Logan, zastanawiałam się nad organizacją jakiegoś wyjazdu dla dzieciaków. Po dzisiejszej sytuacji z Joshem stwierdziłam, że przydałaby im się wspólna integracja. Nie do końca tylko wiedziałam jakby to miało wyglądać. Postanowiłan więc, że omówię ten temat z przyjacielem. Miałam nadzieję, że może on wpadnie na coś sensownego.

Spojrzałam na niego, kończył jeść śniadanie i wpatrywał się w telewizję, ponieważ w wiadomościach znowu był Hank. Występował w jakimś programie politycznym i rozmawiał o tym jak ważna jest rola mutantów w naszym dotychczasowym świecie. Zbytnio go nie słuchałam, ale byłam pewna, że na pewno mówił szczerze i od serca. Chwyciłam kubek z herbatą jaśminową i upiłam z niego nieco naparu.

- Logan?  - zapytałam dość nieśmiało, ponieważ nie wiedziałam do końca jak powinnam była  zacząć tą rozmowę.

- Hm? - zerknął na mnie znad kubka czarnej kawy.

- Co powiesz na jakiś wyjazd z dziećmi? - zadałam pytanie, jeżdżąc palcem po uchwycie kubka w górę i w dół. - Taki wiesz, integracyjny. Żeby mogły się lepiej poznać, spędzić ciekawie czas, a nie tylko zajęcia i dom.

Starałam się nieco poprzeć swój pomysł jakimś sensownym argumentem, aby nie musieć zbyt długo go do niego przekonywać. Wspólna integracja wydawała się być strzałem w dziesiątkę.

- Jedźmy pod namioty, survival dobrze im zrobi - stwierdził, a moje oczy od razu się powiększyły.

- Świetny pomysł! - powiedziałam entuzjastycznie. - Tylko gdzie? Fajne by było jakieś klimatyczne miejsce. Może jakieś jezioro?

Wiedziałam, że przez chwilę się zastanawiał. Odsunął na bok pusty talerzyk po zjedzonej jajecznicy i oparł się o łokciami o kuchenny blat. Splótł swoje dłonie w koszyczek i popatrzył na mnie z cwaniackim uśmiechem na twarzy. Oznaczało to, że z całą pewnością wpadł na jakiś pomysł.

- Lećmy nad Taggart - zaproponował, a mi od razu zrzedła mina.

- To jest na drugim końcu kraju - jeknęłam z rezygnacją, a on westchnął, przewrócił oczami i oparł swoje plecy o oparcie krzesełka barowego. Założył ręce na swoim torsie i patrzył na mnie z lekka irytacją.

- Ale jestem klimatyczne. Masz jezioro, góry, strumyki, zupełnie tak jak chciałaś. - Starał się mnie przekonać, choć niezbyt byłam zachwycona jego pomysłem. - Wsiądziemy na pokład tego przeklętego samolotu i Storm nas tam zawiezie. Posiedzimy trzy, cztery dni, połowimy ryby, gówniarze nauczą się rozpalać ognisko i wrócimy do domu.

- Przecież nie lubisz latać - stwierdziłam.

- Ale dla takich widoków warto. Jak mam siedzieć nad jeziorem pół godziny od domu i się nudzić to wolę się przemęczyć i przynajmniej popatrzeć na góry. 

Choć nie chciałam tego przyznać, to w tym co mówił miał dość sporo racji. Faktem było to, że w pobliżu mieliśmy dużo zbiorników wodnych, ale w całej tej wycieczce chodziło właśnie o to, aby dzieciaki zobaczyły coś nowego. Wizja pięknych widoków była wyjątkowo kusząca tym bardziej, że dawno nie byłam w żadnym ciekawym miejscu.

- Dobrze no to tak zróbmy. Zabierzmy ze sobą Bobby'ego i Rogue, przyda się dodatkowe oko na dzieci. - Przystanęłam na jego pomysł, a on pokiwał znacząco głową.

- Chcesz zabrac Josha prawda? - zapytał po chwili, a ja zrobiłam z ust wąska linię.

Rozgryzł mnie.

Nie musiałam czytać jego myśli, aby wiedzieć, że był temu przeciwny. Wypiłam łyk herbaty i wzięłam głęboki oddech przygotowując się na długą oraz ekscentryczną wymianę zdań.

Wolverine: Come Back HomeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz