Rozdział 7

7 3 0
                                    

***Trochę zmieniłam nazwiska: Ryan Colnwoll, Natan Wonstlerr, Nori Anbrou, Jayden Grendou (Smith), Remy Denver (Mason Black), Iris Fluen (Sanderson), Zane Lenter (Lee). Miłego czytania***

W pomieszczeniu panował półmrok. Jedynie małe, stare żarówki w przyrdzewiałej obudowie, wiszące pod sufitem, oświetlały ring – miejsce stanowiące główne widowisko dla zebranego tłumu.

Trybuny okrążające arenę wypełniała jedna trzecia podziemnego społeczeństwa Nevady. Członkowie półświatka z całego stanu zjechali się by podziwiać precyzyjne ciosy, nagłe uniki i niepokonaną mowę ciała.

Natan z zaciekłością obserwował jak Conan Custerbruck, przez swoje wąsy nazywany Sumem, kieruje zaciśniętą pięść, w kierunku swojego przeciwnika, jednocześnie mając zamiar podciąć mu nogi.

Asher, pomimo zaledwie dwuletniego stażu zasłużył na miano zawodowca i nie dał nabrać się na ten trik. Z kamienną twarzą przeskoczył nad zbliżającą się do niego stopą Custerbrucka. Będąc jeszcze w powietrzu wymierzył mu mocnego kopniaka. Patrząc jak Sum odbija się od barierki z ponownym zamiarem ataku, opuścił ręce wzdłuż tułowia, by go zaskoczyć podwójnym wykopem w powietrzu i zatopić pięść w jego żebrach.

Natan przyznał w duchu, że walka trochę potrwa, bo pomimo przewagi Ashera, wiedział, że Sum jest wytrzymały i nie da mu tak łatwo wygrać. Zaczął rozglądać się po sali.

Kiwnął głową, mijając Kufla, nazywanego tak z powodu specyficznego używania rąk podczas walk. Wymierzał ciosy w taki sposób, jakby przesuwał naczynie w kierunku barmana prosząc o dokładkę piwa. I o dziwo, ta metoda, niemal nigdy go nie zawiodła.

Obszedł trybuny kierując się do kantorka, który miał posłużyć za szatnie i oparł się o zagruntowaną ścianę, czekając na koniec walki.

Już po trzech minutach rozległ się dzwonek, a Asher wyciągał dłoń do Suma, pomagając mu się podnieść.

Na ring szybkim krokiem wszedł Will Trugenn, organizator. Z uśmiechem na twarzy pogratulował obu uczestnikom dobrej rywalizacji i podniósł rękę Ashera do góry. - Wygrywa, Czarna Pantera – starał się przekrzyczeć oklaski wydawane przez tłum. - Następna walka, po krótkiej przerwie. - Przynajmniej mam taką nadzieję, pomyślał. - Targ jest otwarty, możecie napełnić żołądki przed kolejnymi wrażeniami.

Targiem, nazywana była stołówka. Rozciągały się w niej dwa stoiska: z jedzeniem i z napojami. Dalej znajdowało się wyjście na świeże powietrze, otwarte na oścież z powodu zakazu jedzenia na sali.

Natan przybił z bratem męską piątkę, po czym powtórzył gest w kierunku Trugenn'a, który po zejściu z widowni nie krył skrywanej od piętnastu minut wściekłości.

- Jeszcze raz gratulacje, Pantero. Nieźle skopałeś mu tyłek. - Trugenn poklepał go po ramieniu, przesuwając wzrokiem po liście kontaktów na telefonie.

- Jesteś nabuzowany, jak wtedy co Joe Mafrre, przyjechał pod fabrykę traktorem i o mało nie stuknął w ścianę. Co jest, Will?

- Ben, z cholernej krainy miodu, się wysypał. W ostatniej chwili zadzwonił, że nie przyjedzie, bo ma zbiory i nie daje rady się podnieść, po całym dniu.

- Zaopatruje połowę miast w Nevadzie, ma wielką pasiekę.

- Ale wiedział o tym kurna dużo wcześniej. Nie mam kim go zastąpić. A Tarantula już się przygotowuje.

- Sorry, Stary. Wziąłbym tą walkę, gdyby nie to, że dopiero co zszedłem z ringu. Poza tym wygrałbym dwie walki z rzędu i już by mi nie odpuścili. - Puścił oczko.

Walka Wspomnień - Zemsta serc 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz