Rozdział 5

10 4 0
                                    

We wszystkich mieszkaniach pogasły już światła. Palmdale było spowite ciemnością, którą miejscami przykrywał blask latarni.

Miasto spało, a ulice świeciły pustkami. O tej porze już nikt nie spacerował wzdłuż chodnika, wpatrując się świat dookoła. Raz na jakiś czas znalazła się grupka śmiałków, składająca się z kilku niezbyt trzeźwych mężczyzn, którzy postanowili wydobyć z siebie na tyle siły, by wstać z kanapy i pójść po kolejne piwo do pobliskiego sklepiku. Nikt jednak nie był w stanie skłonić się do niezwykłego aktu odwagi, jakim była przechadzka w samotności.

Od pierwszego ataku morderczyni minęły dwa miesiące i przez ten czas wiadomość o zbrodniach zdążyła oblecieć już całe Palmdale. Ludzie bali się zmroku.

Ten strach będzie wzrastał od porannego otwarcia sklepów, w których na półkach były już ułożone najnowsze wydania „Today's Palmdale Secrets".

Ryan, który spytał Alice o zabójstwo Alana Reed'a, nie spodziewał się, że w ten sposób dostarczy jej dodatkowych informacji. Wiadomość o czwartym morderstwie, które odbyło się w przeciągu dwóch tygodni, miała dotrzeć do mieszkańców do wieczora, wzbudzając panikę, która miała na celu wywołać u ludzi nieokiełznaną chęć posiadania najświeższych informacji. Co za tym idzie, zwiększyć sprzedaż gazet z tej redakcji.

Co kilka sekund gałęzie drzew chwiały się, pod siłą wiatru, który uderzał o szyby. Nad miastem widniał księżyc, który powolnymi krokami zbliżał się do pełni. Nadawał dramaturgii widowisku, któremu przyglądał się Natan zza okna w mieszkaniu Alice, czekając aż dziennikarka opuści łazienkę.

Kilka minut, przez które kobieta nie wychodziła z pomieszczenia, wystarczyły Natanowi, by odnaleźć w ciemności swoje ubranie, leżące na podłodze i przyszykować się do wyjścia.

Gdy czarnowłosa zastała pustą sypialnie, zaczęła rozglądać się po mieszkaniu. Zauważyła Natana w salonie. Opierał się o parapet, jednak jak tylko ją zobaczył, wyprostował się.

- Czemu tu stoisz?

- Niestety muszę już iść – odparł z udawanym żalem.

- Teraz? Jest środek nocy, możesz zostać do rana. - Czarnowłosa uważając postawę bruneta za ciekawą grę wstępną, podeszła do niego i założyła mu ramiona na szyję.

- A co miało by mnie do tego skłonić? - Objął ją w talii, starając się brzmieć jakby się nad tym mocno zastanawiał, wiedział, że kobieta uzna to jako droczenie się.

- Może ja?

- A niby co takiego w tobie jest? - Te pytanie zadał już prześmiewczo. Można się trochę pobawić, ale chyba czas już to skończyć, pomyślał. Widząc zaskoczoną minę Alice zaczął bawić się pasmem jej włosów.

Zazwyczaj delektował się takimi chwilami, ale tym razem nie mógł, przed oczami co chwili stawała mu Lily, ze słowami bardzo podobnymi do tych, które mówił tyle razy. Żegnał nimi każdą kobietę, która po upojnej nocy spodziewała się wszystkiego, oprócz odrzucenia. Zignorował drżenie głosu, które wprawnie przezwyciężył i kontynuował.

- Nie widzę w tobie nic niezwykłego. Patrzę na naiwną kobietę, która używa oczu zamiast mózgu i ślepo wierzy w każdą bajkę. Chyba nie liczyłaś, że się zakocham. - Popatrzył z uśmieszkiem na łzy spływające po jej twarzy. - Uuu, wygląda na to, że jednak liczyłaś.

- Jesteś porąbany. Roxi ostrzegała mnie przed tobą, ale jej nie słuchałam, myślałam, że jest zazdrosna, a ona chciała mi pomóc - Nie próbowała już nawet ścierać z twarzy słonej cieczy, która kropla po kropli skapywała na jej szlafrok. Chciała znaleźć się jak najdalej od niego, zaczęła się szamotać.

Walka Wspomnień - Zemsta serc 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz